Bytom. 5-latek odebrany matce. Wołał przez okno, że jest głodny
Do interwencji z udziałem pracowników socjalnych z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Bytomiu doszło 7 sierpnia. 5-letni Krzyś został wówczas bez nadzoru opiekunów w zaniedbanym domu. Chłopiec był nieumyty i głodny. Przez kilka godzin czekał na powrót matki.
- Słowo "dom" jest w tym wypadku nie na miejscu. W tym czymś przesiąkniętym zapachem kału i brudu nie powinno się zostawiać szczura, a co dopiero kilkuletnie dziecko. (...) Wystarczą zdjęcia. One wiele powiedzą - relacjonował za pośrednictwem mediów społecznościowych obecny na miejscu interwent Andrzej Falkiewicz.
Jak reagować na przemoc?
Pracownik socjalny udostępnił fotografie wykonane w mieszkaniu, w którym przebywał 5-letni Krzyś. Nawet widok pustej i zanieczyszczonej resztkami jedzenia lodówki nie przeraża aż tak, jak bałagan w innych pomieszczeniach lokum. Na podłodze znalazły się śmieci, nieuprane ubrania, nieumyte naczynia, rozerwane rolki papieru toaletowego czy puste butelki po napojach i kartony po mleku. Wykładzina aż lepiła się od brudu i kurzu.
- Po kilkudziesięciu minutach w lokalu pojawia się kobieta, która urodziła chłopca. I celowo nie używam tutaj słowa "matka". Kobieta jest zaskoczona naszą wizytą. Nie widzi wielkiego problemu w tym, jak wychowuje syna. Strzela tradycyjnymi tekstami w stylu: "To mi dajcie na wychowanie". Zero przemyśleń. Zero skruchy. Zero wstydu. Jest trzeźwa, ale pyskuje. Nie ma sensu z nią rzeczowo rozmawiać, bo i tak niczego nie zrozumie - opowiada Andrzej Falkiewicz.
5-letni Krzyś został zabezpieczony przez MOPR. Wcześniejsza reakcja służb na krzywdę, która go spotkała, nie była możliwa, bowiem matka dziecka przebywała na terenie tamtejszej gminy tylko tymczasowo.
Zabezpieczanie dzieci i interwencje MOPR - jak wyglądają okiem pracownika socjalnego?
Andrzej Falkiewicz jest pracownikiem socjalnym, asystentem rodzin, interwentem, kuratorem i terapeutą. Pracę w zawodzie podjął prawie 30 lat temu za namową ojca, który pełnił funkcję radcy prawnego przy Ośrodku Pomocy Społecznej.
W 2021 roku Andrzej Falkiewicz przejął rolę koordynatora działań interwencyjnych związanych m.in. z koniecznością zabezpieczania dzieci na terenie Bytomia. Jako przedstawiciel MOPR dyżuruje przez 10 dni w miesiącu w ramach projektu "Prawo ochronnym parasolem dziecka" (tzw. "Parasol") i niezależnie od pory dnia czy nocy jest gotów, by na prośbę policji udać się na miejsce interwencji.
- Program polega na tym, że w godzinach od 17.00 do 01.00 pracownik MOPR oraz policjant (po cywilnemu) lustrują środowiska, w których może dochodzić do zaniedbywania dzieci. Są to tzw. Przyjazne Patrole. Gdy w rodzinie nic złego się nie dzieje, to wizytę pożytkujemy na rozmowie z domownikami lub doradztwu w kwestii bezpieczeństwa bądź pomocy społecznej. Gdy jednak na miejscu okazuje się, że coś nas zaniepokoi, podejmujemy interwencję - tłumaczy w rozmowie z redaktorką serwisu dziendobry.tvn.pl Bereniką Olesińską.
Trwająca od 2011 roku akcja zdobyła spore uznanie służb. W związku z tym MOPR wyznaczył pracownikom socjalnym wspomniane już wcześniej dyżury obowiązujące w dniach i godzinach, w których nie pełnią nadzoru Przyjazne Patrole. Do ilu interwencji z udziałem dzieci dochodzi w tamtejszej gminie?
- W ciągu miesiąca około 10 razy musimy decydować o losie nieletnich. Jakie emocje towarzyszą podczas interwencji? Podam taki przykład z jednej z moich pierwszych. Gdy odwoziłem do pogotowia opiekuńczego dwójkę małych dzieci, dziewczynka, która siedziała za mną w samochodzie, delikatnie chwyciła mnie za ramię i zapytała: "Wujku, czy tam, gdzie mnie zabierasz, będzie jakieś jedzenie"? Mijają lata, a ja mam znowu gęsią skórkę, gdy to wspominam - opowiada pracownik socjalny.
Decyzja, czy dziecko zostanie odebrane opiekunom, czy rodzice otrzymają jeszcze jedną szansę, niesie za sobą bardzo duże obciążenie psychiczne dla interwentów i konsekwencje dla nadzorowanej rodziny. To niewyobrażalna odpowiedzialność i trudność, z jaką na co dzień mierzą się pracownicy socjalni.
- Stajemy się ludźmi, którzy mają ogromny wpływ na życie wielu osób. Dzieci i rodziców. Ważne jest więc nasze doświadczenie - zarówno życiowe, jak i zawodowe. Będąc na interwencji, trzeba przeanalizować wiele czynników. Jeżeli to możliwe, zebrać szybki wywiad odnośnie rodziny (sąsiedzi, pracownik socjalny, kurator, bliscy, dzielnicowy), dzięki któremu rysuje nam się pełniejszy obraz sytuacji - wyjaśnia dla dziendobry.tvn.pl Andrzej Falkiewicz.
Zadajemy sobie i innym pytania: "Czy wcześniej miały miejsce podobne zdarzenia? Czy rodzina rokuje na współpracę ze służbami w celu uzdrowienia swojej sytuacji? Czy zastana na miejscu sytuacja jest na tyle drastyczna (np. pobicie dziecka), czy może tylko incydentalna (np. lekko nietrzeźwi, świętujący urodziny rodzice)?"
Patologiczne, odbiegające od normy sytuacje są w stanie zaobserwować między innymi sąsiedzi nadzorowanej rodziny. To właśnie oni najczęściej informują służby i pomoc społeczną o swoich podejrzeniach. Czasami bywa jednak, że interwencja jest wynikiem wcześniejszej filtracji środowiska przez pracowników socjalnych, kuratorów, medyków bądź pedagogów.
Kiedy zawiadomić pomoc społeczną? Reakcja odbieranych dzieci
Andrzej Falkiewicz w wywiadzie dla dziendobry.tvn.pl wymienił sytuacje, które powinny zaniepokoić każdego, kto jest ich świadkiem. Po pomoc służb i pracowników socjalnych warto zgłosić się, gdy:
- widzimy pijanego rodzica opiekującego się dzieckiem,
- pociecha sąsiadów jest apatyczna lub ma widoczne na ciele ślady pobicia;
- słyszymy nieustanne krzyki rodziców, częsty płacz malucha i odgłosy awantur;
- dziecko przez dłuższy czas nie opuszcza miejsca zamieszkania i nie pokazuje się sąsiadom.
Dla dzieci, szczególnie tych krzywdzonych i niezadbanych, każda zmiana środowiska, nawet ta, która ma wpłynąć na jego korzyść, wiąże się z ogromną traumą. Andrzej Falkiewicz był świadkiem wielu interwencji i wie, że nie sposób uniknąć negatywnych emocji. Odbierane rodzicom maluchy dość szybko jednak przystosowują się do nowej sytuacji.
- O ile jeszcze podczas interwencji płaczą i chcą pozostać z opiekunami, to najczęściej już w drodze uspokajają się. Otrzymują od nas jakieś drobne zabawki. Tłumaczymy im, że na jakiś czas pójdą do "cioci", gdzie są inne dzieci. Niektóre maluchy pytają, kiedy przyjdzie mama czy tata. Inne o opiekunach nawet nie wspominają. To z pewnością smutne... - dodaje pracownik socjalny.
Odebrani rodzicom nieletni trafiają do pieczy zastępczej, pod którą przebywają aż do rozstrzygnięcia sprawy przez Sąd Rodzinny. Tak dzieje się w przypadku interwencji, które wykazały zagrożenie dla zdrowia bądź życia dziecka. Najczęściej jednak, gdy maluch nie jest ofiarą pobicia, a rodzice są "tylko" (i aż!) pod wpływem alkoholu, MOPR zapewnia mu opiekę trzeźwych osób w miejscu zamieszkania aż do momentu wytrzeźwienia prawnych opiekunów, a następnie prowadzi dalsze działa w postaci pracy socjalnej.
- Gdy wpadam czasami do Domu Dziecka, słyszę zewsząd głos dzieci: "O! Pan Andrzej przyszedł". To bardzo miłe uczucie. Nie jestem przez odebrane rodzicom dzieci obrzucany kamieniami, a wręcz przeciwnie. Cieszą się, gdy mnie widzą. Być może zrobiłem jednak dla nich coś dobrego? - zastanawia się w rozmowie z dziendobry.tvn.pl Andrzej Falkiewicz.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Trzymiesięczny chłopiec walczy o życie. Prokurator: "Obrażenia są potworne". Rodzicom grozi dożywocie
- Ojciec 3-letniego Kubusia miał rzucać nim o ścianę. Nikt nie stanął w obronie maltretowanego dziecka
- Macocha wylała na kuchenkę olej, posypała majerankiem i kazała sprzątać pasierbowi. Czy to przemoc?
Autor: Berenika Olesińska
Źródło zdjęcia głównego: Imgorthand/Getty Images