Jedyne takie sanktuarium
Marcelo prowadził firmę rodzinną w La Paz, jego partnerka była nauczycielką. Pewnego dnia kupili kilkanaście hektarów ziemi poza miastem i postanowili się przeprowadzić. Chcieli zapraszać uczniów i pokazywać im, jak chronić przyrodę. Życie jednak podyktowało nieco inny scenariusz.
- Pewnego dnia dzieci powiedziały, że widziały ciężarówkę, gdzie kierowca miał ze sobą małpkę, którą wiózł do La Paz. Pojechałem tam, a kierowca otworzył pudełko po butach i zobaczyłem przestraszoną małpkę. Miała trzy miesiące, straciła mamę. Była mała, chora i płakała. Kierowca zaproponował, że odda mi ją za 200 bolivianów. Ja jednak nie miałem pieniędzy. Zaprosiłem go na obiad i próbowałem przekonać go do mojego pomysłu. Ostatecznie zdecydował się zostawić ją pod moją opieką - relacjonował nam Marcelo Levy, współwłaściciel Senda Verde.
- Tak powstało Senda Verde. Dziś przebywa tu 900 zwierząt. Są tu tukany, niedźwiedzie, węże, pumy czy żółwie. Właściciele zatrudnili weterynarzy i biologów. Często pomagają im też wolontariusze.
Nielegalny handel dzikimi zwierzętami
Niestety ciągle jedną z powszechnych praktyk na całym świecie jest nielegalny handel dzikimi zwierzętami. Niewiele osób zdaje sobie z rangi problemu.
- Nielegalny handel zwierzętami to czwarty najbardziej lukratywny nielegalny biznes na ziemi. Zaraz po narkotykach, broni i handlu ludźmi. Tutaj to duży problem - powiedział nam Marcelo Levy, współwłaściciel Senda Verde.
Bohater naszego reportażu nie ma wątpliwości, że to ostatni dzwonek, aby ratować Amazonię, która ulega wyniszczeniu przez człowieka.
- Przez ostatnie 5 lat obserwujemy, jak ludzie palą las, żeby uprawiać ziemię rolną. Powstają drogi, ścina się drzewa. Amazonia ulega zniszczeniu. Wiele osób próbuje na tym nielegalnie zarobić - usłyszeliśmy.
Dzikie zwierzęta na uwięzi
Zwierzęta trafiają do kliniki, gdzie Marcelo próbuje nawiązać z nimi kontakt. Po okresie adaptacyjnym większość z nich wraca na wolność. Niestety wciąż wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jaką krzywdę wyrządzają, trzymając zwierzęta na uwięzi.
- Pracuje tutaj od samego początku. Wychowałem się w tej okolicy i jako dziecko miałem swoją małpkę kapucynkę, którą prowadzałem na sznurku na spacer, wracałem do domu i ją przywiązywałem. Miałem też kanarka z podciętym skrzydłami, żeby nie uciekł. Trzymałem go na ramieniu, wracałem do domu i wkładałem go do klatki. Sądziłem, że to normalne. Nauczyłem się tego od dziadków. Myślałem, że zwierzę jest szczęśliwe, bo miało naszą uwagę i jedzenie. Ale kiedy zacząłem pracować ze zwierzętami w Senda Verde, zdałem sobie sprawę, że to było dla nich tragiczne przeżycie - zwierzył się nam opiekun zwierząt, Edgar Calcina Achura.
Symbol sanktuarium Senda Verde
Wszystkie zwierzęta, które trafiają do Senda Verde mają za sobą ciężkie wypadki, części z nich nie da się niestety uratować. Kiedyś do sanktuarium trafił dwuletni niedźwiadek andyjski, którego mieszkańcy jednej z wiosek próbowali ukamienować.
- Weterynarze próbowali uratować jego jedno oko, ale się nie udało. Zwierzę wpadło w depresję, przestało jeść. Moja partnerka się nim zajęła i spędzała z nim prawie całą dobę. Ewidentnie nie chciał już żyć. Musieliśmy pokazać mu, że da sobie radę, że ma przed sobą przyszłość - powiedział Marcelo.
Dziś niedźwiedź ma 7 lat i waży 140 kg. Ma przestrzeń dla siebie i basen, w którym się kąpie. Nauczył się żyć bez oczu.
- Stał się symbolem tego miejsca - podsumował współwłaściciel Senda Verde.
Zobacz też:
- Mateusz Waligóra przejedzie Salar de Uyuni. Ta pustynia solna jest największym naturalnym lustrem na świecie
- Polski dziennikarz o obrzędach rosyjskich szamanów: "Poznałem człowieka, któremu zabili żonę na odległość"
- Czemu płonąca Amazonia szybko nie zgaśnie?
Autor: Oskar Netkowski
Reporter: H. Zapaśnik, M. Zieliński