Pracownicy rafinerii w Czechowicach do dziś pamiętają wybuch. "Krzyki, wrzaski, wołanie o ratunek"

''Wybuch w rafinerii naftowej''
26 czerwca 1971 r. nad Czechowicami przeszła silna burza. To wtedy piorun uderzył w zbiornik ropy naftowej okolicznej rafinerii, wskutek czego kilka tysięcy ton czarnego złota wybuchło. Nafta zapalała ludzi i samochody oraz zalewała wszystko, co było w jej zasięgu. Ostatni żyjący świadkowie tych wydarzeń opowiedzieli w programie "Największe polskie katastrofy", co pamiętają z tego makabrycznego dnia.

W latach 70-tych na terenie Polski istniało 5 rafinerii ropy naftowej. Największą, a zarazem najnowocześniejszą z południowych zakładów, była ta znajdująca się w Czechowicach-Dziedzicach. Rocznie przerabiała 600 tysięcy ton czarnego surowca. To właśnie tam doszło do jednego z największych pożarów w polskiej historii.

Pożar rafinerii w Czechowicach-Dziedzicach

W wyniku uderzenia pioruna na terenie czechowickiej rafinerii doszło do zapalenia się jednego z zbiorników i znajdujących się w nim 12,5 tys. metrów sześciennych ropy.

Głośne uderzenie pioruna. Za chwilę widać było już ogień, gdzie była ropa magazynowana

- wspomina Jan Ściga, były pracownik rafinerii nafty w Czechowicach-Dziedzicach.

Tego się nie da opisać nawet. Krzyki, wrzaski, wołanie o ratunek. To, co palne, zostało spalone doszczętnie

- opowiada kpt. pożarnictwa, Antoni Bogdan.

W katastrofie w Czechowicach-Dziedzicach zginęło 37 osób

W próbie ugaszenia pożaru wzięło udział udział 18 sekcji zawodowych i 24 sekcji ochotniczych straży pożarnych.

Kompletnie cicho się zrobiło i aż oczy bolały od jasności. Usłyszałam tylko krzyki: uciekajcie! I tak na oślep w takim tunelu z ognia biegłam...

- mówi Teresa Jastrzębska, która brała udział w akcji gaśniczej.

Gaszenie pożaru trwało wiele dni. Sytuacja była tak poważna, że na pomoc ściągnięto strażaków z Czechosłowacji, a z NRD pozyskano specjalną dostawę środków gaśniczych. W wyniku wybuchu zginęły 33 osoby, a 4 zmarły w szpitalu. Ciężko poparzonych było ponad sto.

Jak przyszłam, on była na sali i powiedział mi: 'Halinka, czy ty wiesz jak ja wyglądam? Mam wszystko spalone, całe nogi popalone. Ja nie dam rady...'

- wspomina siostra zmarłego żołnierza, Halina Kuchejda.

Czy można było uniknąć pożaru rafinerii w Czechowicach-Dziedzicach?

Można powiedzieć o pewnych zaniedbaniach, które doprowadziły do tak aż szerokiego rozwoju tego zdarzenia. Należy powiedzieć o stanie instalacji odgromowej zbiorników, o niesprawności stałych instalacji gaśniczych na zbiornikach. Gdyby te elementy zadziałały, to oczywiście doszłoby do samego zapłonu. Tutaj nie jesteśmy w stanie w żaden sposób wpłynąć, że piorun akurat tak uderzył. Ale nie doszłoby do tego wyrzutu zapalonej ropy i do tych tragicznych w skutkach efektów

- stwierdził w Dzień Dobry TVN dr Ryszard Grosset, nadbrygadier w stanie spoczynku.

Naszym gościem był także strażak, który jako jedna z 2600 osób brał udział w akcji gaśniczej.

Tego nie da się całkowicie zapomnieć. Czas robi swoje, ale jak zamknę oczy, to widzę wszystko, co tam było. Przyjechałem na teren rafinerii z pierwszymi jednostkami. To był początek pożaru. (...) Przyjechaliśmy ze sprzętem gaśniczym do gaszenia stodoły, a nie specjalistycznych działań. Włączyliśmy się w pomoc i zasilanie sprzętu, który zaczęła rozwijać pomoc strażacka z rafinerii nafty

- podkreślał Zbigniew Pęzioł w rozmowie z Ewą Drzyzgą i Agnieszką Woźniak-Starak.

Gdyby była ilość taka, jaką dzisiaj mają zawodowe straże pożarne, to myślę, że w ciągu 2-3 godzin udałoby się ten pożar zlikwidować

- ocenił nasz rozmówca.

Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Pełne odcinki znajdziesz w serwisie Player.

Zobacz też:

Wybuch z morderstwem w tle?

Czarnobyl. Nie taki diabeł straszny?

Twórcy "Urbex History" po wizycie w Fukushimie. Jak dzisiaj wygląda skażona strefa?

Zobacz wideo: Czy można było uniknąć pożaru rafinerii w Czechowicach-Dziedzicach?

Autor: Oskar Netkowski

podziel się:

Pozostałe wiadomości