Udar po porodzie
Maciej Branicki przyjechał rado do żony do szpitala, gdzie urodziła córkę. Zdążył jeszcze zrobić zdjęcie.
- Okazało się, że to było jedyne zdjęcie żony z Polą na rękach, jak była mała. Żony nie było w domu ponad 2 lata, tak że Pola praktycznie mamy nie znała - opowiada mężczyzna. Lekarz powiedział mu wprost, że są nikłe szanse, że jego żona przeżyje.
- Jak się później okazało, tylko 2 procent ludzi przeżywa w takiej sytuacji - mówi Maciej.
Dla mamy pani Marty najgorszy był drugi dzień, kiedy weszła na OIOM.
- Moje dziecko było bez pięknych loków na głowie. Pan doktor powiedział: "módlcie się, żeby nie umierał pień mózgu, bo tak to w tej chwili wygląda". To był bardzo ciężki moment, bo nikt nam nie mógł nic dobrego powiedzieć - wspomina ze łzami w oczach Małgorzata Malak.
Intensywna rehabilitacja po udarze
Przez kilkanaście godzin lekarze walczyli o życie pani Marty. Kobietę udało się uratować. Potrzebna była intensywna rehabilitacja. Była osobą całkowicie zależną od innych osób.
- Potrafiła się skomunikować z nami tylko przez mruganie oczami i uścisk dłoni. Skupialiśmy się na tym, żeby na początku samodzielnie zmieniała pozycję w łóżku, potem, żeby siedziała i utrzymywała głowę i tułów. Potem bardzo ważna była pionizacja, czyli stawianie pacjenta. Cieszyłyśmy się z każdych osiągnieć z tygodnia na tydzień - nie ukrywa fizjoterapeutka Bernardeta Ciasto.
Grupa przyjaciół organizuje na rzecz Marty zbiórki charytatywne. Zgromadzono dzięki nim ponad 200 tys. zł, by pomóc jej wrócić do zdrowia.
- Sukcesem jest to, że wróciła do domu. Oczywiście dalej zbieramy pieniądze, ponieważ miesięczny koszt jej rehabilitacji to jest kwota rzędu 30-40 tys. zł - zaznacza Grzegorz Rzeszut, przyjaciel Marty i Macieja. Jak dodaje, każdy z nas może mieć tykająca bombę w głowie.
- Jednego dnia rodzi piękną, zdrową córkę, a następnego dnia dzieją się takie rzeczy - mówi mężczyzna.
Powrót do domu po 2 latach
- Na pewno za nami tęskniła, a my za nią, płakałam nawet. Jak przyjechała okazało się, że miała worek moich rysunków - opowiada Ula Bronicka, córka Marty i Macieja.
- Stęskniłam się strasznie za mężem, za dziewczynkami - przyznaje Marta Malak-Branicka. Co jest dla niej najtrudniejsze?
- To, że nie pamiętam wielu rzeczy, że nie jestem taka sprawna, jak byłam. Nie mogę mówić, chociaż już jest coraz lepiej - cieszy się kobieta. Jej mąż zauważa znaczne postępy.
- To było niesamowite, jak żona na Dzień Ojca napisała dla swojego taty na tablicy markerem, jeszcze dość niewyraźnie, koślawo, ale napisała "tato, kocham Cię". Jak gotuję obiad, proszę żonę, żeby obrała ziemniaki. To jest prosta czynność, wydawałoby się, a dla takiego człowieka to jest jak zdobycie Mount Everestu - podkreśla Maciej Branicki.
Przed rodziną teraz wspólne święta.
- Chcemy razem usiąść przy stole wigilijnym, żebyśmy poczuli atmosferę świąt i radość przede wszystkim z samych siebie. Dopiero tydzień jesteśmy razem w domu, ja ciągle nie wierzę, że żona jest, cały czas sprawdzam, czy na pewno - śmieje się mąż Marty.
Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Pełne odcinki znajdziesz w serwisie Player.
Zobacz też:
Obostrzenia a kolacja wigilijna. Czy musimy wpuszczać policję do mieszkania?
"Chała na wysokości", "Pasterze klękają, bydlęta śpiewają". Czyli co najczęściej mylimy w kolędach?
Czy zawsze było 12 potraw, a opłatek biały? Cofnijmy się do początków wigilijnych tradycji
Autor: Luiza Bebłot
Reporter: Sylwia Repeła