Mali chłopcy zaatakowani z powodu tęczowej torby. Nasz dziennikarz stanął w ich obronie: "Jak dorosły facet może mówić do dziecka, że mu łeb oberwie?"

Tęczowa torba
Aamulya/Getty Images
W miejscach publicznych coraz częściej dochodzi do ataków na tle homofobicznym. Niestety dotykają one także dzieci, w tym tych najmłodszych. Jeden z dziennikarzy Dzień Dobry TVN był świadkiem, kiedy dwóch jedenastolatków zostało napastowanych tylko za to, że mieli ze sobą tęczową torbę. Jak skończyła się ta sytuacja? Jak należy reagować, kiedy na naszych oczach dochodzi do podobnych zdarzeń?

Dzieci zaatakowane z powodu tęczowej torby

Kilka dni temu nasz redakcyjny kolega był świadkiem bulwersującego zdarzenia. Do dwóch chłopców, którzy mogli mieć około 11 lat, podszedł mężczyzna i w wulgarny sposób zaczął im grozić. Z jego słów wynikało, że nie spodobała mu się tęczowa torba, którą miał w ręku jeden z nastolatków. - To było wręcz szokujące, bo jak dorosły facet może mówić do dziecka, że mu "łeb oberwie" (słowa, które użył agresor były znacznie mocniejsze, ale nie chcemy ich użyć w tekście - przyp. red.)? Dodam, że miał on pod opieką małego chłopca, którego trzymał za rękę. Dziecko było bardzo wystraszone z powodu wrogiego zachowania mężczyzny - powiedział nasz kolega.

Dziennikarz nie zamierzał biernie przyglądać się temu zdarzeniu. - Szybko przewinąłem w głowie porady ekspertów, co trzeba robić w takiej sytuacji, podszedłem do chłopców, stanąłem do faceta tyłem, zasłaniając ich przy okazji i po nachyleniu się powiedziałem cicho: "Nic wam się nie stanie" - wyjawił. Jeden z nastolatków ściszonym głosem podziękował naszemu koledze. Po tej interwencji mężczyzna nadal krążył za plecami dziennikarza, jednak ten nie reagował na jego zachowanie. - Nie odwracałem się, nie szukałem kontaktu, nie eskalowałem. Nie rozmawiałem też z chłopcami. Liczyłem na to, że facet zacznie się zastanawiać, kim jestem, czemu podszedłem do dzieci i dlaczego nie odzywam się. Niepewność agresora mi chyba sprzyjała, bo obniżyła jego determinację. Po kilku przystankach wysiadł z autobusu. Chłopcy odetchnęli z ulgą, a ja udałem niewzruszonego, choć w środku buzowała mi adrenalina.

Dziennikarz nie ukrywał, że był rozczarowany znieczulicą innych pasażerów. - Cały autobus intensywnie wpatrywał się w szyby. Sytuacja była niewidzialna - ubolewał. Przyznał, że on sam również miał pewne wątpliwości, zanim ruszył na pomoc nastolatkom, ponieważ jest "okularnikiem zza biurka", a mężczyzna - mimo że był o pół głowy niższy - to jednak wykazywał się niezwykłą agresją i do tego wydawał się być podchmielony. Dziennikarz jednak zainterweniował, ponieważ nie chciał dopuścić do tego, by chłopcom stała się krzywda.

Dlaczego inni ludzie nie zareagowali?

Zdaniem psycholog Katarzyny Kucewicz, w tej konkretnej sytuacji doszło do tzw. rozproszenia odpowiedzialności, która często jest niestety reakcją na krzywdę dziejącą się w miejscach publicznych. - Patrzymy, że inni się nie rzucają na pomoc, więc i my siedzimy cicho, dostosowując się do grupy. Chyba że sytuacja ewidentnie uderza w nasze wartości albo jest przez nas odebrana bardzo osobiście. Na przykład osoba z wysoką empatią albo realnie zaangażowana w pomoc innym będzie inaczej patrzyła na tę sytuację niż ktoś pogrążony w swoich sprawach - wyjaśniła ekspertka. Według niej reakcji mogłoby być więcej, gdyby nie przedmiot sporu. - W obecnej Polsce jest pełne przyzwolenie na mowę nienawiści, na absurdalne piętnowanie "inności". W opisywanej historii część pasażerów mogła się mentalnie identyfikować z osobą, która wygłaszała fobiczne treści, a część mogła uznać, że jeśli stanie w obronie chłopców, to stanie też w obronie LGBT, a tego wolałaby uniknąć z powodu agresji z tym związanej - stwierdziła psycholog. Dodała także, że w przypadku młodszych dzieci jest inaczej, one pojmują świat takim jaki on jest, bez ideologii. Dla nich tęczowa torba to tęczowa torba, a nie symbol.

- Ta przykra historia pokazuje, że homofobia jest jak wirus - rozprzestrzenia się i generuje masę absurdalnych oraz niebezpiecznych zachowań, nierzadko z udziałem dzieci. Niestety dopóki nie będzie ona publicznie piętnowana, a nie wzmacniana, takie sytuacje będą się powtarzać - powiedziała Katarzyna Kucewicz.

Agresywne zachowanie - jak zachować się, gdy jesteśmy jego świadkami

Zdaniem psycholog, najwłaściwsza postawa w opisanej sytuacji to taka, która zapewnia poszkodowanemu i osobie interweniującej bezpieczeństwo. - Nie tyle więc warto przerzucać agresję atakującego z ofiary na siebie, co spróbować w bezpieczny sposób oddalić się od napastnika, na przykład wysiadając razem z dziećmi na najbliższym przystanku. Dopiero w bezpiecznych warunkach można porozmawiać z ofiarą, okazać wsparcie i solidarność, przyznać, że rozumiemy dobrze, jaki to dla niej stres. Czasami pokrzepiające jest powiedzenie ofierze, że sytuacja nie jest jej odpowiedzialnością i winą, by nie nabrała przekonania, że gdyby na przykład wzięła inną torbę, to nie miałoby kłopotów.

Zobacz wideo: Brutalna bójka nastolatek. Dlaczego rośnie agresja wśród dziewcząt?

Dzień Dobry TVN

>>> Zobacz także:

Dlaczego rodzice biją swoje dzieci? "To pozwala zatuszować braki, niewiedzę i fakt, że nie potrafią sobie radzić z problemami"

Ojciec skatował syna i jego kolegę metalową rurką. 9-letni Filip nie żyje. "Było pełno krwi"

Stygmatyzacja społeczna we współczesnym świecie – jak z nią walczyć?

Autor: Iza Dorf

podziel się:

Pozostałe wiadomości