"Siła jest kobietą": Od urodzenia choruje na wrodzoną łamliwość kości. "Niepełnosprawność to nie jest koniec świata"

Bogumiła Siedlecka-Goślicka
Bogumiła Siedlecka-Goślicka
Źródło: Archiwum prywatne
Bogumiła Siedlecka-Goślicka, w Internecie znana jako "Anioł Na Resorach", od urodzenia choruje na wrodzoną łamliwość kości. Ma metr wzrostu i nigdy nie stanęła na własnych nogach. I wiecie co? Jest spełnioną kobietą, od której można wiele się nauczyć. - Warto walczyć o swoje życie bez względu na słabości, niepełnosprawność czy inne, codzienne problemy – przekonuje w cyklu "Siła jest kobietą". 

Siła jest kobietą: Każda jest inna. Każda wyjątkowa. Każda ma różne cele i marzenia, inną historię do opowiedzenia. Łączy je jedno. Bohaterki tego cyku udowadniają, że siła jest kobietą.

Bogumiła Siedlecka-Goślicka od 9 lat funkcjonuje w Internecie jako "Anioł Na Resorach". W mediach społecznościowych oswaja społeczeństwo z niepełnosprawnością, porusza ważne tematy i dzieli się swoją pasją. Jak sama o sobie pisze, jest "kobietą kochającą życie" pomimo wielu przeciwności losu.

Życie z niepełnosprawnością

Dominika Czerniszewska, dziendobry.tvn.pl: Od urodzenia chorujesz na wrodzoną łamliwość kości. Jak radzisz sobie z tą niechcianą towarzyszką życia?

Bogumiła Siedlecka-Goślicka, twórczyni "Anioła Na Resorach": Choroba idzie ze mną przez życie, ale tak naprawdę - to ja idę przed chorobą. Przyzwyczaiłam się, to dla mnie codzienność. Nie rozpaczam ani nie pytam: "Dlaczego ja?". Nie szukam też alternatywnych metod jej wyleczenia, bo po prostu pogodziłam się z nią. Pomimo że bardzo łatwo łamią mi się kości, nigdy nie stanęłam na nogach i jestem niskiego wzrostu, bo mierzę tylko metr, żyję aktywnie. W wieku 18 lat, gdy rozpoczęłam studia, wyprowadziłam się z rodzinnego domu i zamieszkałam w akademiku. Obecnie mam 32 lata, kochającego męża, a od czterech miesięcy psiaka. Na co dzień żyjemy, jak każda zwykła rodzina.

Nie poddaję się więc mojej chorobie. W Internecie staram się pokazywać, że niepełnosprawność to nie jest koniec świata bez względu na to, czy jest ona od urodzenia, czy nabyta, np. na skutek wypadku czy choroby. Można żyć, pięknie żyć, kochać życie, cieszyć się tym i przekazywać tę radość dalej.

Od dziecka jesteś optymistką?

Urodziłam się w cudownej rodzinie. W naszym domu zawsze było dużo miłości, ciepła i wsparcia. Mam czwórkę rodzeństwa, a mama w zasadzie całe swoje życie oddała mi. Jeździłyśmy po szpitalach i bardzo dbała o to, żebym miała jak najlepszy byt. Można powiedzieć, że troszeczkę żyłam w złotej klatce, z której wyszłam, bo chciałam się usamodzielnić. Na studiach zobaczyłam jednak, że świat wcale nie jest taki idealny, ciepły, jaki znałam z domu. Zaczęło się robić pod górkę. Trzy lata leczyłam się na depresję, miałam trzy próby samobójcze. Mówię o tym, bo uważam, że depresja to taka choroba, której nie da się wyzbyć. Ona zawsze będzie nam towarzyszyła. Tylko że ja nie pozwalam jej wyjść z kąta. Wiem, że czeka, że znowu chce zaatakować, ale codziennie robię wszystko, by do tego nie dopuścić. Wyznaję zasadę, że szczęśliwym się nie jest, tylko na szczęście trzeba codziennie pracować. Bardzo się o to staram, by każdego dnia budzić się z myślą, że to będzie dobry dzień, a wieczorami kłaść się do łóżka i mówić – "to był dobry dzień". Warto walczyć o swoje życie bez względu na słabości, niepełnosprawność czy inne, codzienne problemy. Nie ma sytuacji bez wyjścia. Tak naprawdę to my sami decydujemy, jak się zachowamy - czy będziemy walczyć o lepsze jutro, czy też nie.

Depresja, próby samobójcze, choroba – w swoich mediach społecznościowych otwarcie o tym mówisz i nie boisz się poruszać trudnych tematów.

Być może dlatego, że mam dość tego idealnego, instagramowego życia, które niestety zawładnęło mediami społecznościowymi. Ludzie wpadają przez to w kompleksy. Dlatego chcę pokazać, że tak naprawdę wszyscy jesteśmy tacy sami - bez względu na to, czy ktoś ma konto na Instagramie, czy też nie, czy ktoś jest zdrowy, czy niepełnosprawny. Każdy z nas ma wpływ na to, jaki będzie miał dzień. Czasem wystarczy uśmiechnąć się do kogoś w autobusie. Być życzliwym dla drugiej osoby, ale też dla siebie samego, bo bardzo często się biczujemy za potknięcie czy niedoskonałości.

A Ty się biczujesz?

Już nie. Kocham życie i chcę się tym dzielić. Natomiast nie chcę idealizować. Jak jest źle i pod górkę, to o tym mówię. Gdy cieszę się życiem, to też o tym mówię. Wiem, że niektórych to szokuje, bo siedzę na wózku, jestem zależna od męża, potrzebuję pomocy, a mimo wszystko jestem szczęśliwa i mam się całkiem nieźle.

Kobieca motywacja

Codziennie inspirujesz wiele osób. Co poradziłabyś kobietom z niepełnosprawnością, które boją się wyjść ze swojej strefy komfortu? Mają marzenia, a choroba je onieśmiela…

Myślę, że na samym początku trzeba sobie uświadomić, że życie mamy jedno. Nie cofniemy się do wczoraj, nie przeżyjemy tego dnia ponownie. To już było, ale mamy wpływ na to, co "tu i teraz". Jeśli chcemy, by "tu i teraz" było piękne i żebyśmy mogły deklarować, że kochamy to nasze życie, musimy zakasać rękawy do pracy i powalczyć o to. Nie będzie łatwo, system nie pomaga, a osoby z niepełnosprawnością, które żyją w dużych miastach, są w lepszej sytuacji. Mieszkam w Warszawie i dla mnie wyjście z bloku, pójście do sklepu, pojechanie z punktu A do B nie jest problemem, bo mam do dyspozycji niskopodłogową komunikację miejską, chodniki z podjazdami. Natomiast wiem o tym, że są osoby z niepełnosprawnością, które nawet nie mogą wyjść ze swojego lokum, bo mieszkają wysoko, bez windy i mają do dyspozycji tylko wysokopodłogowe autobusy. Nie da się więc zero-jedynkowo odpowiedzieć na to pytanie, ale myślę, że jeśli każdego dnia będziemy chcieli zrobić coś więcej w naszym życiu, to się uda. Dziś zrobimy jeden krok, jutro kolejny, później pięć, dziesięć i będziemy bliżej upragnionego celu.

Tak było w Twoim przypadku?

Zdecydowanie. U mnie zaczęło się od zainteresowania wizażem. Początkowo był on marny, a mimo wszystko publikowałam zdjęcia w Internecie. Gdy teraz na nie patrzę, mówię z przerażeniem – dziewczyno, co ty robiłaś?! Natomiast to były moje pierwsze kroki do rozwijania pasji, docierania do ludzi i budowania większej pewności siebie. Każdy ma swoją drogę i te kroki musi sam znaleźć. Dla jednych to będzie nowa pasja, dla innych zapisanie się na kurs czy zajęcia online. Tak naprawdę swoje życie zmieniłam, nie wychodząc z domu. Poznałam swojego męża przez Internet, zaczęłam prowadzić "Anioła Na Resorach". I gdy przychodzi zima, to jestem trochę takim misiem, który zakopuje się w domu, bo niestety śnieg i zła pogoda, ograniczają moja aktywność na dworze. Nie smucę się z tego powodu, a wręcz przeciwnie - codziennie robię coś, by czuć, że nie był to stracony dzień.

Wspomniałaś, że poznałaś męża przez Internet. Pamiętasz Wasze pierwsze spotkanie twarzą w twarz?

Oczywiście. Początkowo obawiałam się tego spotkania. To było 13 lat temu i Internet nie był wówczas tak rozwinięty, jak teraz. Wiele mówiło się o tym, że nie wiadomo, kto znajduje się po drugiej stronie komputera. Dlatego zabezpieczyłam się. Poszłam na spotkanie z osobą towarzyszącą, która z daleka nas obserwowała, by w razie zagrożenia mogła zareagować. Nie było takiej potrzeby (śmiech). Okazało się, że mój przyszły mąż był wizualnie bardzo podobny do mojego taty, o czym nie wiedziałam, bo nie przesłaliśmy sobie wcześniej zdjęć. To było ciekawe doświadczenie w moim życiu. Kolejne spotkania pokazały, że może być coś z tego więcej. Obecnie jesteśmy 13 lat razem, a od 6 tworzymy zgrane małżeństwo. Internet ma cudowną moc, ale trzeba w odpowiedni sposób z niego korzystać.

Niestety, niektórzy nie potrafią. Czy jako osoba publiczna miałaś do czynienia z mową nienawiści?

Niejednokrotnie. Ludziom jest bardzo łatwo, oceniać, krytykować, ubliżać innym, zwłaszcza kiedy nie znają tej osoby lub nie wiedzą o niej za wiele. Często wyrzucają z siebie frustrację. Uważam, że mowa nienawiści powinna być uznawana za przestępstwo. Ile razy słyszeliśmy o sytuacjach, gdy nieletni, a nawet dorosły pod wpływem hejtu odebrał sobie życie. Nikt nie ma prawa obrażać drugiej osoby, czy to w realu, czy w Internecie. Muszę przyznać, że doświadczenie hejtu, zbudowało pancerz wokół mnie. Teraz jestem silniejsza i uodporniłam się na wiele rzeczy.

Jak udaje Ci się godzić pracę zawodową z działalnością blogerską?

Prowadzenie Instagrama i kanału na YouTube stanowi moją pasję. Absolutnie nie traktuję tego jako formę zarobku. Powiedziałam sobie, że nie chcę być słupem reklamowym i żyć z mediów społecznościowych. Jeśli zarabiam na działalności w Internecie, to część tych pieniędzy oddaję na cele charytatywne. Wierzę, że dobro wraca. Natomiast zawodowo zajmuję się marketingiem i szeroko rozumianym PR-em. Normalnie pracuję, jestem etatowcem. Nigdy nie łączę pracy zawodowej z tym, co robię prywatnie w Internecie. Gdy koleżanki i koledzy z pracy dowiedzieli się, że jestem "Aniołem Na Resorach", byli w szoku. Nie chciałam, by postrzegali mnie jako osobę publiczną. W pracy jestem zwykłym pracownikiem, a nie influencerką.

A jak zrodził się pomysł na nazwę bloga?

Nazwę pomogła mi stworzyć moja przyjaciółka. Obie dumałyśmy i pamiętam, jak stwierdziłam, że aniołem to ja nie jestem, ale to miała być przewrotna nazwa. Dodatkowo mam resory. Potem uświadomiłam sobie, że każdy z nas może być dla kogoś aniołem, a ja być może będę dla tych, którzy mnie obserwują. Choć, gdybym mogła cofnąć czas, to stworzyłabym nazwę bez polskich znaków i litery "r", bo mam problemy z jej wypowiadaniem. Natomiast pracuję nad tym i coraz częściej ludzie tego nie słyszą. "Anioła Na Resorach" prowadzę od 9 lat, w sierpniu była rocznica. Jest bardzo ważnym kompanem mego życia. Dzięki niemu poznałam cudownych ludzi, wiele rzeczy mogłam zobaczyć, poznać, przeżyć.

W mediach społecznościowych reprezentujesz osoby z niepełnosprawnością. Natomiast wielu z nas na co dzień mijając osobę poruszającą się na wózku, zastanawia się, w jaki sposób może pomóc. Jak powinniśmy się zachować, by nikogo nie urazić?

Jeśli chcesz komuś pomóc i nieważne, czy jest to osoba starsza, na wózku, niewidomy, kobieta z dzieckiem, w ciąży, najpierw warto byłoby zapytać. Pomaganie na siłę jest dla osób z niepełnosprawnością trudne i bardzo często niebezpieczne. Mój wózek jest ciężki, waży ponad 160 kg, więc nie ma takiej możliwości, by ktoś chwycił za niego i wprowadził mnie do autobusu. Niejednokrotnie widziałam takie sytuacje, gdy ktoś podchodził do osoby niewidomej czekającej na autobus, chwytał ją/go za rękę i bez słowa próbował wprowadzić do pojazdu. Powinniśmy wówczas zapytać: "Czy potrzebujesz pomocy?", "Jak mogę pomóc?". Często jak się zapinam albo poprawiam ubranie, to wygląda tak, jakbym nie mogła sobie poradzić, a po prostu robię to wolniej. Jeśli w tej sytuacji ktoś podchodzi do mnie i pyta, czy może mi jakoś pomóc, to jest bardzo miłe. Natomiast jeśli ktoś bez słowa łapie mnie za płaszcz, to już nie jest ok. Tłumaczę sobie, że ktoś chciał dobrze, ale kluczem jest rozmowa. Uważam, że takie zachowanie i tak jest lepsze niż znieczulica. Co więcej, gdy sama potrzebuję pomocy, to też o nią proszę.

O czym marzy Bogusia, "Anioł Na Resorach"?

Piękne i ważne pytanie. Marzenia są dla mnie bardzo istotne i jestem całkiem niezła w ich spełnianiu. Bogusia dziś marzy o pracy w miejscu, w którym może pomagać innym. Mam nadzieję, że niedługo się uda, trzymajcie kciuki. Z kolei "Anioł Na Resorach" marzy, by inność w mediach społecznościowych, tradycyjnych oraz w codziennym życiu, przestała istnieć. By kolor skóry, wyznawana wiara, narodowość, sprawność - nie miała znaczenia. Chciałabym, żeby to człowiek się liczył. Wierzę, że jest to możliwe, dzięki edukacji, otwartości i miłości zarówno do siebie samego, jak i drugiej osoby.     

Masz ciekawą historię do opowiedzenia? Chcesz zostać bohaterką cyklu Siła jest kobietą? Napisz do mnie: dominika_czerniszewska@discovery.com

Zobacz też:

Zobacz wideo: Uwaga! TVN: Dom 75-latki i jej niepełnosprawnego syna został zalany

Uwaga! TVN: Dom 75-latki i jej niepełnosprawnego syna został zalany. Zebrano 40 tysięcy, ale nowego domu wciąż nie ma
Źródło: Uwaga! TVN

Autor: Dominika Czerniszewska

Źródło zdjęcia głównego: Archiwum prywatne

podziel się:

Pozostałe wiadomości