Klient uciekł i nie zapłacił
Podejmowanie sezonowych prac nad morzem i kelnerowanie latem w barach przy deptaku, to częsty sposób na dorobienie w czasie wakacji. Maciek doskonale pamięta swój pierwszy dzień pracy jako kelner. Zatrudnił się pod koniec czerwca w kawiarni przy głównym wejściu do plaży.
- Po 13 godzinach pracy, kiedy skończyłem zmianę, miałem na krokomierzu zrobione 21 km. Moje nogi były tak spuchnięte, że z trudem mogłem je zgiąć. Jedyne co pomogło, to moczenie w wodzie z solą i zimne okłady - opowiada Maciek.
Jak przetrwać upały?
Oprócz przyjmowania zamówień i roznoszenia deserów, kelner ma też dyżury przy gablocie z lodami. Jedna z klientek miała wyjątkowego pecha podczas wybierania smaku.
- Każdego dnia mamy inne smaki lodów, a żeby je rozpoznać, to do kuwet wsadza się tabliczki z informacją, czy to lody waniliowe, kokosowe, pistacjowe itd. Te tabliczki są dobrze widoczne. Pewna pani nawet nie zerknęła, co jest w witrynie i poprosiła o porcję lodów truskawkowych. Powiedziałem, że dziś takiego smaku nie ma. Klientka westchnęła i stwierdziła, że w takim razie chce sorbet malinowy. Było 20 różnych smaków, ale takiego sorbetu też tego dnia nie było. Pani się zirytowała i mówi: "No to już niech będą te bakaliowe". Ręce mi opadły, bo tych też akurat nie było. Odpowiedziałem: "Jak w tej chwili mi pani pokaże palcem, gdzie w tej witrynie są lody bakaliowe, to ja je dam pani za darmo, nawet dwie porcje i droższy wafelek". Kobieta przewróciła oczami, oburzyła się i odeszła, zwalniając kolejkę - wspomina Maciek.
Karolina pracowała jako kelnerka w smażalni ryb. Na godzinę przed zamknięciem była pełna sala gości, a ona sama zajmowała się obsługą. Nie spodziewała się, że zwyczajny dzień zakończy się niemiłą sytuacją.
- Miałam prawie wszystkie stoliki zajęte, więc było dużo zamieszania. Przy ostatnim wolnym usiadł mężczyzna, był plecami do reszty gości i tyłem do baru. Podeszłam do niego, złożył zamówienie, ale ani razu na mnie nie spojrzał, więc tak naprawdę nawet nie widziałam jego twarzy. Zamówił pizzę. Podałam mu jedzenie i zaczęłam go obserwować. Nienaturalnie się zachowywał, szybko jadł, na nikogo nie patrzył. Coś mi nie pasowało - stwierdza Karolina. - W pewnym momencie z kuchni zadzwonili dzwonkiem. To znak, że mogę odebrać kolejne dania. Nie było mnie przy barze dosłownie 10 sekund. Kiedy szłam z talerzami, to już tego człowieka nie było. Zapytałam od razu klientów ze stolika obok, czy widzieli, co się stało z tym panem, a oni powiedzieli, że przed chwilą wybiegł. Nie zapłacił i uciekł. Odłożyłam talerze i ruszyłam za nim, ale bar był przy ruchliwej ulicy, więc szybko straciłam go z oczu. Jego zamówienie musiałam pokryć z własnej kieszeni - dodaje kelnerka.
Jakie napiwki dostają kelnerzy?
Klienci potrafią mieć gest, by wręczyć kelnerowi wysoki napiwek. Czasami jednak zamiast choćby kilku złotych, można znaleźć przy paragonie rozczarowujący prezent.
- Raz przyszła do baru kilkuosobowa rodzina i zrobili spore zamówienie. Ryby, frytki, napoje, taki obiadowy klasyk. Po podaniu im jedzenia, mieli do mnie mnóstwo próśb - relacjonuje Estera, kelnerka. - Chcieli, żebym im poleciła ciekawe miejsca, gdzie dzieci się pobawią, wskazała drogę, jak dojść do amfiteatru. Potem poprosili, czy mogę dać im telefon, bo im się rozładował i nie mają jak zadzwonić. Była pełna knajpa ludzi, a oni co chwilę na mnie pstrykali i cmokali, żebym podeszła. Cierpliwie to wszystko znosiłam i z uśmiechem odpowiadałam na każde pytanie. Siedzieli jakieś 2 godziny, poprosili o rachunek, zapłacili i widziałam, jak wyciągają portfele, żeby zostawić napiwek. Liczyłam, że po tym wszystkim dostanę chociaż parę złotych. Przy paragonie leżało 5 groszy dla mnie i dwie muszelki! Jeśli to miał być żart, to nie był śmieszny... - przyznaje rozżalona Estera.
Franek, kelner w nadmorskiej kawiarni, na własnej skórze przekonał się, że z klientami nie warto się kłócić. Nawet wtedy, gdy nie mają racji. - Klientka zamówiła największego i najdroższego gofra ze wszystkimi dodatkami, z bitą śmietaną, owocami, polewami itd. Podałem jej deser i normalnie jadła, bez żadnego grymasu. Nie było problemu. Nagle podeszła do mojej lady z papierową tacką, na której był ostatni kęs tego gofra. W bitą śmietanę wleciała mała muszka, taka owocówka. Pani zażądała zwrotu pieniędzy, bo podaliśmy jej gofra z muchą, a ona tego jeść nie będzie - opowiada kelner. - Próbowałem jej wytłumaczyć, że wina nie leży po naszej stronie. Pewnie jak jadła, to ta muszka po prostu wleciała. To się często zdarza. Klientka była oburzona i zaczęła robić aferę na całą kawiarnię, że mamy tu syf, na zapleczu pewnie myszy biegają, a desery podajemy z muchami. Podchodziła do innych klientów z tą papierową tacką i pokazywała im resztkę niedojedzonego gofra, mówiąc: "Widzi pani, co oni mi tu dali, mam muchę w jedzeniu". Poszedłem po menadżerkę. Wyjęła 26 złotych z kasy, czyli tyle, ile kosztował ten gofr, i dała tej kobiecie. Pani na odchodne powiedziała, że i tak jej nie smakowało - dodaje Franek.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Jak działa odzież chroniąca przed słońcem, czyli z filtrem UV?
- Co jeść w upały - dieta w gorące dni. Jakich produktów powinno się unikać?
- TikTokerka obnażyła słabości urlopowiczów. Spór o leżaki na wakacjach all inclusive stał się hitem sieci
Autor: Justyna Piąsta
Źródło zdjęcia głównego: Igor Vershinsky/Getty Images