Przez 700 donosów stracił prawo jazdy. "Mieliśmy do czynienia z sytuacją patologiczną"

Dlaczego Polacy na siebie donoszą?
Stracił prawo jazdy przez ponad 700 donosów
Źródło: Dzień Dobry TVN
W ciągu ostatniego półrocza do Urzędu Skarbowego wpłynęło o 4 proc. więcej donosów niż przez pierwszą połowę ubiegłego roku. Co najważniejsze, tylko nieliczne z nich okazały się prawdziwe. Dlaczego na siebie donosimy? Jak muszą na to reagować instytucje? Czym donos różni się to od zawiadomienia? O tym w Dzień Dobry TVN rozmawiali adwokat Karolina Pilawska, socjolożka Dorota Peretiatkowicz oraz Jarosław Dudziński, który był nękany przez donosiciela.
Kluczowe fakty:
  • Jest więcej donosów do Urzędu Skarbowego niż rok temu
  • Tylko nieliczne ze składanych donosów okazują się prawdziwe
  • Zawiść, złość, zazdrość – dlaczego na siebie donosimy?

Coraz więcej donosów

Jarosław Dudziński był bohaterem głośnego reportażu Uwagi! TVN z listopada ub.r. Przez dwa lata Krzysztof S. złożył na niego i jego sąsiadów 747 donosy.

- Jeden mieszkaniec donosił na pół ulicy. Donosy zaczęły się od drobnostek: pozostawiony pojazd na naszej zieleni. Byliśmy obserwowani, pan cofał kamery o rok i sprawdzał każdy moment mojego wyjazdu, w bardzo profesjonalny sposób. To była kartka, tabelka, godzina, tablica, film, zdjęcie, opis - opowiada nasz gość.

- Straż miejska i policja nie mogą tego zignorować, szczególnie jeśli mamy do czynienia z wykroczeniem czy przestępstwem, reakcja musi się pojawić, to jest obowiązek - podkreśla mecenas Karolina Pilawska. - Tutaj mieliśmy do czynienia z sytuacją patologiczną, pan zrobił sobie niejako rozrywkę i centrum swojego życia, ustawiając kilkanaście kamer i obserwując sąsiadów. Natomiast organy są w bardzo trudnej sytuacji, bo w przypadku braku reakcji sami strażnicy czy policjanci mogą ponosić odpowiedzialność - tłumaczy adwokat.

W końcu, 4 września ub.r. pan Jarosław dostał pismo o odebraniu mu prawa jazdy. To de facto pozbawiło go na jakiś czas zawodu, bo jest właścicielem firmy transportowej, a w weekendy dorabia jako DJ na weselach – i też musi dojechać na przyjęcie.

Skarbówka, PIP, ZUS, Straż Miejska – gdzie najczęściej donosimy?

Jak wskazuje adwokat Karolina Pilawska, najczęściej donosy dotyczą spraw bardzo przyziemnych, związanych z codziennym życiem i relacjami międzyludzkimi. Duża część z nich dotyczy stosunków sąsiedzkich – hałasu, zakłócania ciszy nocnej, spalania śmieci w piecach czy nielegalnych wysypisk odpadów. Popularnym obszarem są również kwestie pracownicze: praca "na czarno" łamanie praw pracowników, niewypłacanie wynagrodzeń czy nadużywanie zwolnień lekarskich. Dość często obywatele donoszą także o oszustwach podatkowych – od nieujawnionych dochodów, przez nieewidencjonowaną sprzedaż, po celowe unikanie płacenia podatków. W praktyce powtarzają się też donosy dotyczące działalności gospodarczej: źle prowadzone restauracje czy sklepy, zaniedbania sanitarne, brak wymaganych pozwoleń albo obchodzenie przepisów budowlanych.

Bywa, że sygnały dotyczą spraw poważnych, takich jak przemoc domowa, przestępstwa gospodarcze czy podejrzenia korupcji. Jednak w codziennej pracy instytucji publicznych dominują jednak te mniejsze, lokalne konflikty, które często wynikają z sąsiedzkiej niechęci lub sporów w miejscu pracy.

Donos to nie to samo co zawiadomienie

- Z socjologicznego punktu widzenia donosy to nie jest norma, tylko raczej coś na poboczu naszego życia społecznego, 32 tys. donosów rocznie do urzędu skarbowego w skali kraju przy całej populacji. Donosy zdarzają się, ale nie możemy mówić o kulturze donosu, jeśli chodzi o Polki i Polaków - zauważa Dorota Peretiatkowicz, współzałożycielka profilu Socjolożki.pl

- Jednym z problemów jest natomiast to, że samoregulacja społeczna u mało nas słabo działa, dlatego że ludzie boją się, że zostaną posądzeni o donos i nie zgłaszają spraw, które powinni zgłosić. Z tym się spotykają zwykli ludzie, którzy nie mają w sobie "genu" szkodzenia innym, wobec tego boją posądzenia o bycie donosicielem. Co innego jest reagowanie na przekroczenie prawa, a czym innym złośliwe donosy, stalkerzy czy osoby nękające - zaznacza.

Czy wobec fałszywych donosicieli wyciągane są konsekwencje?

Z punktu widzenia prawa sytuacja jest dość klarowna – każdy, kto składa zawiadomienie o przestępstwie, którego nie było, naraża się na odpowiedzialność karną. Kodeks karny przewiduje wprost, że fałszywe oskarżenie albo pomówienie może skończyć się grzywną, ograniczeniem wolności, a nawet pozbawieniem wolności do lat dwóch. W skrajnych przypadkach, kiedy ktoś świadomie wskazuje konkretną osobę jako sprawcę czynu, którego ona nie popełniła, kara może być jeszcze surowsza.

- Nie bójmy się pomagać, ale nie nękajmy innych - podsumowała prowadząca program Jolanta Pieńkowska.

Jak donosy wpływają na nas

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości