Co bawi, a co oburza Polaków? Paranienormalni: "Zanim skończyliśmy, widzieliśmy, jak wychodzą do szatni"

Co bawi, a co oburza w kabarecie Polaków?
Paranienormalni na jesienną chandrę
Źródło: Dzień Dobry TVN
W studiu Dzień Dobry TVN gościli członkowie kabaretu Paranienormalni – Robert Motyka i Jarosław Pająk. Artyści opowiedzieli o tym, co zazwyczaj bawi polską publiczność, a które żarty wypowiedziane ze sceny wywołują wśród widzów niezręczne milczenie. - To uczy pokory, bo jeżeli człowiek jeździ 20 lat w kabarecie i myśli, że już wszystko widział, to nie - zaznaczają satyrycy.

Humor po polsku – czyli z czego się śmiejemy?

Polskie poczucie humoru to mozaika tematów, emocji i kontekstów społecznych. Według Roberta Motyki nie ma jednej recepty na to, co rozbawi publiczność.

- Z czego śmieją się Polacy? Właściwie każdy śmieje się z czegoś innego. Nasi widzowie lubią się śmiać z komedii pomyłek – jak się coś nie uda, jak się coś nie uda sąsiadowi, jak nam coś się nie uda, kiedy widać, że to nie idzie według scenariusza. Ale też lubimy się śmiać ze spraw damsko-męskich. Wciąż w kabarecie śmiejemy się z żony, z teściowej, z sąsiada – bo ma lepiej, bo ma gorzej - wymienia artysta.

To właśnie codzienne potknięcia, relacje międzyludzkie i sąsiedzkie porównania stanowią fundament wielu skeczy kabaretowych. Humor sytuacyjny, oparty na nieporozumieniach i zaskoczeniach, również cieszy się dużą popularnością.

Tematy tabu – gdzie kończy się żart w kabarecie?

Choć kabaret z definicji ma bawić, nie każdy temat nadaje się do żartów. Jarosław Pająk zauważa, że niektóre obszary są szczególnie ryzykowne.

- Łatwiej zadać pytanie, z czego się Polacy nie śmieją. Niebezpiecznie jest trochę śmiać się z polityki, dlatego że jest kraj podzielony. Połowa sali będzie się bawić super, ale druga połowa... No i drugi temat to jest taki trochę kościelny - wyznaje satyryk.

Polityka i religia to dwa obszary, które mogą wywołać skrajnie różne reakcje – od salw śmiechu po oburzenie. Kabareciarze muszą więc balansować między odwagą a rozwagą.

Robert Motyka przyznaje, że zespół Paranienormalni stara się nie przekraczać granicy dobrego smaku, ale niekiedy decyduje się na większe ryzyko.

- Mamy taki skecz, w którym Jarek jest siostrą Jarosławą i wychodzi od stóp do głów przebrany za zakonnicę. I to też w niektórych miejscach... Różnie to w Polsce bywa - stwierdza kabareciarz.

- I to jest taki skecz, w którym człowiek sobie robi pod górkę. Wychodzisz i już wiesz: "Oho!" - dodaje Jarosław Pająk.

Paranienormalni wspominają swój nieudany występ

Choć kabaret zwykle kojarzy się z ożywionymi reakcjami rozbawionych widzów, nie każdy skecz kończy się owacjami dla artystów. Robert Motyka przytoczył w Dzień Dobry TVN sytuację, która na zawsze zapadła mu w pamięć.

- To jest impreza, która zdarzyła się lata temu w siedzibie ZUS-u w Warszawie. Zapowiadał to jeden bardzo znany konferansjer. Nie mogę powiedzieć nazwiska. To było szkolenie dla młodych pracowników ZUS-u. Oni nie wiedzieli, że będzie jakiś kabaret, że będzie jakaś rozrywka. Po tym szkoleniu mieli wsiąść w autobus i pojechać do domu. (...) My weszliśmy na tę scenę i bez pytania, czy oni chcą bawić się, czy nie, zaczęliśmy grać. I się okazało, że przez 45 minut nie było żadnej reakcji. Zanim skończyliśmy, widzieliśmy, jak wychodzą do szatni. To uczy pokory, bo jeżeli człowiek jeździ 20 lat w kabarecie i myśli, że już wszystko widział, to nie - wyznał satyryk.

Przychodzą Paranienormalni do lekarza
Przychodzą Paranienormalni do lekarza
Źródło: Dzień Dobry TVN

Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Wszystkie odcinki oraz Dzień Dobry TVN Extra znajdziesz też na Player.pl

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości