"To było karygodne"
Feralnego dnia pani Ewa była bardzo osłabiona. Wymiotowała, omdlewała, uskarżała się na duży ból.
- Zadzwoniłem do mamy wieczorem. Ciężko jej było złapać oddech. Mówiła: „Marcin, strasznie się źle czuję, nie daję rady. Bardzo boli mnie brzuch, nie wiem, co mam robić.” Doradziłem jej telefon na pogotowie – opowiada Marcin Pawlyta. I dodaje: - Przyjechałem równolegle z sanitariuszami pogotowia ratunkowego. To, co się wydarzyło, było karygodne. Oni nie brali niczego na poważnie. Objawy ich zdaniem były na tle nerwowym, powiedzieli, że mama symuluje. Powiedzieli wprost, że powinna udać się do psychologa albo psychiatry.
Z relacji pana Marcina wynika, że dopytywał ratowników, czy może chodzić o problemy kardiologiczne.
- Cały czas pytałem, czy na pewno wszystko jest w porządku z sercem mamy. Odpowiedzieli mi, że tak. Nie wykonali badania EKG, podali mamie kroplówkę. Akurat na ekranie telewizora był mecz. Czekali, aż kroplówka się skończy, patrząc w telewizor – relacjonuje pan Marcin.
Uwaga! TVN. Ratownicy nie wykonali jej EKG, kilkadziesiąt godzin później zmarła na serce
O sprawę dziennikarze zapytali dyrektora Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.
- Nie byłem podczas tej wizyty, więc nie mogę opowiadać, jaka była relacja miedzy załogą karetki a pacjentem. Z tego, co wiem, udzielono pomocy na miejscu, a objawy, które zgłaszała pacjentka, ustąpiły. To zgłosił mi zespół – mówi Łukasz Pach z Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.
Rozległy zawał serca?
Objawy jednak nie ustąpiły, a kobieta czuła się coraz gorzej. Rodzina pani Ewy, uspokojona słowami ratowników, wierzyła, że kobiecie nie dolega nic poważnego, a objawy w końcu same przejdą.
- Zastanawiałem się, co mam zrobić w takiej sytuacji. Czy mam zabrać mamę do lekarza. Mama uspokajała mnie, że wszystko jest dobrze, że to zapewne grypa jelitowa. Przecież byli specjaliści i powiedzieli, że to nic poważnego. Ja tym ludziom zaufałem, byłem im nawet przez moment wdzięczny za te słowa, że to nic poważnego – przyznaje pan Marcin.
Po tym, jak załoga karetki zostawiła panią Ewę w domu jedynie z lekami na rozstrój żołądka, kobieta przez ponad 40 godzin doznawała niewyobrażalnego bólu i cierpienia. Wszystko wskazuje na to, że jej organizm pustoszył trwający wiele godzin zawał serca.
- W środę mama nie była w stanie się ruszyć, krzyczała z bólu. Krzyczała, że umiera, a ja nie wiedziałem, co mam robić. Wiedziałem, że nie symuluje, ale zastanawiałem się, czy znów mam dzwonić po pogotowie, no bo przecież to miało być nic poważnego – dodaje syn pani Ewy.
Ponowny przyjazd karetki
Syn po raz kolejny wezwał karetkę pogotowia. Tym razem ratownicy wykonali badanie EKG, które potwierdziło rozległy zawał ściany dolnej serca u kobiety. W stanie skrajnie krytycznym pani Ewa została przewieziona do szpitala, gdzie lekarze podjęli próbę uratowania jej życia. Niestety, kobieta zmarła.
- Taki zawał w około 30 proc. przypadków ma objawy nie ze strony klatki piersiowej, ale ze strony układu pokarmowego, chodzi o nudności i biegunkę. Zawsze przy takich objawach powinno się wykonać badanie EKG – podkreśla prof. dr hab. n. med. Krystian Wita, konsultant wojewódzki ds. kardiologii.
Synowie pani Ewy nie rozumieją, dlaczego podczas pierwszej wizyty pogotowia ratunkowego nie wykonano jednego z podstawowych badań – elektrokardiografii serca ich matki.
- Mam ogromny żal. Uważam, że nie przeprowadzono mamie właściwych badań, przede wszystkim badania EKG, które najprawdopodobniej wykluczyłoby śmierć mamy. Lekarze potwierdzają, że mama przyjechała do szpitala w stanie skrajnie krytycznym, za późno – mówi Adam Pawlyta. Podobnego zdania są eksperci.
- Jeżeli ratownik medyczny ma problemy z interpretacją wyniku EKG, to można ten wynik przesłać do ośrodków dyżurujących i zasięgnąć opinii lekarza, który powie, że to jest zawał. Ta pacjentka zbyt późno trafiła do szpitala. Gdyby trafiła do lecznicy w pierwszych godzinach zawału, była szansa na jej uratowanie - uważa prof. dr hab. n. med. Andrzej Bochenek z American Heart of Poland.
Niepełnosprawny syn
Ewa Pawlyta od lat opiekowała się najmłodszym synem Wojtkiem, który urodził się z porażeniem dziecięcym. Lekarze tuż po urodzeniu nie dawali mu szans na to, że będzie mówił czy samodzielnie się poruszał. Dzięki ogromnej miłości i poświęceniu pani Ewy oraz codziennej rehabilitacji chłopak nauczył się nawet samodzielnie pływać.
- Brat sobie zdaje sprawę z tego, co się stało. Doświadcza braku mamy. Widzę go, jak siedzi, trzyma się za głowę. Był przyzwyczajony, że mama jest w kuchni. Wie, że mamy już nie będzie. Chcielibyśmy teraz dać Wojtkowi tyle, ile dawała mu mama – mówi pan Marcin.
Synowie sprawę śmierci matki zgłosili do prokuratury.
- Aktualnie toczy się wewnętrzne postępowanie wyjaśniające. Rozmawialiśmy z tymi ratownikami, czekamy na ich dokładne, opisowe wyjaśnienie tego, co wydarzyło się podczas tej wizyty domowej – kończy Łukasz Pach z Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.
Cały reportaż można obejrzeć na stronie Uwaga! TVN.
Zobacz także:
- Autystyczna Ania pod opieką przemocowego ojca. "W domu dziecka było dobrze"
- Zatrzymano podejrzanych o porwanie i brutalne znęcanie się nad 14-latką
- Ksenia otarła się o śmierć. Pośrednik otrzymał odszkodowanie, ale przekazał je nastolatce po latach
Źródło: Uwaga! TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN