Oczekiwanie na córkę
Pani Barbara i pan Krzysztof z niecierpliwością oczekiwali na narodziny córeczki. Jak przyznali, dziecko rozwijało się prawidłowo. Na badaniach USG rodzice słuchali bicia serduszka małej Marysi. W październikowy poranek szczęście i nadzieja pary zostały na zawsze odebrane. Mężczyzna przed 6 rano wyjechał do pracy, a ciężarna kobieta odprowadzała 3-letniego synka do przedszkola.
- Piesza kończyła już przechodzenie przez pasy. Miała przed sobą wózek. Doszło do potrącenia. Kobieta prawidłowo zareagowała, odepchnęła wózek z dzieckiem i je uratowała - mówi Robert Kamiński z Komendy Miejskiej Policji w Opolu.
- Kiedy zobaczyłam pojazd wjeżdżający na pasy, pomyślałam, że już nie ucieknę – opowiada pani Barbara. - Zadzwonił telefon, że Basia została potrącona. Najpierw pobiegłem zobaczyć, co z dzieckiem, potem do narzeczonej. Byłem spanikowany, nie mogłem zebrać myśli. Biegałem między dzieckiem a żoną. Ona pytała, co z Marysią – wspomina pan Krzysztof.
Kierowca nie zauważył pieszej
Sprawca wypadku próbował się usprawiedliwiać. - Kierowca tłumaczył, że nie zauważył pieszej, bo szyby jego samochodu były zaparowane. Okoliczność ta go nie usprawiedliwia. Każdy kierujący ma obowiązek zadbać o to, by mógł właściwie obserwować przedpole jazdy – mówi Stanisław Bar, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Opolu.
Co więcej, świadkiem zdarzenia był kierowca busa, który zatrzymał się na przeciwległym pasie, by przepuścić przechodzącą na przejściu dla pieszych kobietę z dzieckiem. Mężczyzna przyznał, że drugi kierowca miał mnóstwo czasy, aby zareagować, zahamować, ominąć ich, albo nawet wjechać w niego na przeciwnym pasie. Ten nie podjął jednak żadnego działania.
Śmierć Marysi
W wyniku wypadku doszło do tragedii. Rodzice stracili córeczkę. - Największe przerażenie poczułam, jak zabrali mnie na USG. Lekarz odwrócił monitor ode mnie, poszedł po drugiego lekarza. Pan doktor powiedział, że zaszły pewne zmiany, ale potrzebna jest jeszcze konsultacja ginekologiczna. Zadzwoniłam do narzeczonego, że coś jest nie tak, bo lekarze nie chcą mi nic powiedzieć. O godz. 20 przyjechała pani ginekolog, która podczas badania powiedziała, że nie ma dla mnie dobrych informacji - wspomina pani Barbara.
- Poinformowali mnie, że będę wyciągać Marysię. Powiedziałam, że to dobrze, że już sobie poradzi. Wtedy w słuchawce nastała cisza, a potem usłyszałam, że sobie nie poradzi, bo Marysi już nie ma - mówi przez łzy Gabriela Lechowicz-Wierzbicka, babcia dziecka - Dziękuję bogu, że wnuk i córka żyją. Pchnęła wózek, zabrakło kilka centymetrów – dodaje kobieta.
Prokuratura nie postawiła jeszcze zarzutów. Czeka na wyniki badań histopatologicznych. - Biegły określa powody śmierci dziecka oraz to czy dziecko było zdolne do życia poza organizmem matki. To wyjaśni, czy mamy do czynienia z wypadkiem ze skutkiem śmiertelnym. Po uzyskaniu opinii biegłych zostaną przedstawione zarzuty – tłumaczy prok. Stanisław Bar.
- Nie mogłam jej nawet przytulić, złapać za rękę. Musiałam ją pochować, bo ktoś mnie nie widział na pasach. Tak bardzo na nią czekałam, a nie mogłam jej nawet poznać – ubolewa pani Barbara.
Cały reportaż oglądaj na stronie "Uwagi! TVN.
Zobacz także:
- O tragedii Kingi wiedziała rodzina, szkoła i sąd. 12-latka odebrała sobie życie
- 5 nastolatek zginęło w koszalińskim escape roomie. Po prawie 3 latach rusza proces
- 3-latek nie może być rehabilitowany z powodu ciągnącej się kwarantanny: "Czy to jest zgodne z prawami dziecka?"
Autor: Nastazja Bloch
Źródło: Uwaga! TVN, Uwaga! TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN