W jeden z listopadowych poranków pani Ewelina dostała od znajomych informację o tym, że jej syn Kacper, który pracował w porcie na suwnicy, zginął w wypadku.
- Prosiłam, błagałam, żeby mnie wpuścili, żebym mogła cokolwiek zobaczyć. Bez skutku – opowiada Ewelina Tworek.
- Kiedy usłyszałem, co się stało, ugięły mi się nogi. To jest nie do opisania, co wtedy tam się działo. Szok i płacz – dodaje Michał Kardyś, brat Kacpra.
W końcu rodzinie i bliskim Kacpra udało się dotrzeć do miejsca, z którego było widać akcję ratunkową. Urwana kabina suwnicy, w której pracował młody mężczyzna, leżała na złożonych pokrywach ładowni statku.
- Z punktu gdzie staliśmy, było widać, jakby był przygnieciony, jakby na czymś leżał. Ale on nie leżał, a wisiał. Nie wiemy, czy wypadł z kabiny, czy wyskoczył. Może próbował się ratować? – zastanawia się pani Ewelina. I dodaje: - Do końca miałam nadzieję, że ściągną go żywego, że jest jedynie nieprzytomny.
Uwaga! TVN. Tragedia w porcie w Świnoujściu
Obrażenia młodego mężczyzny miały jednoznacznie wskazywać, że nie mógł przeżyć wypadku. Z powodu ekstremalnych warunków pogodowych i skomplikowanej akcji ratowniczej, jego ciało sprowadzono na ziemię dopiero po kilkunastu godzinach.
- Chciałbym, żeby odpowiedzialne za to osoby poniosły karę, bo to jest niemożliwe, żeby 22-letni chłopak, bez doświadczenia, w takich warunkach wszedł na suwnicę i musiał pracować – mówi Mateusz Chrzanowski, kolega Kacpra.
Młody mężczyzna był zatrudniony w porcie od dwóch lat, a jako operator suwnicy pracował kilka miesięcy. W dniu tragicznego wypadku w Świnoujściu i okolicy panowały skrajnie trudne warunki atmosferyczne. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa rozesłało alert pogodowy.
- Jadąc samochodem, widziałem połamane gałęzie, powywracane drzewa – mówi brat 22-latka.
- Jeżeli straż twierdzi, że oni nie mogli się do niego dostać, bo były złe warunki pogodowe i była słaba widoczność, to dlaczego on tam był? Kto mu na to pozwolił? – pyta matka Kacpra.
Sprzęt
Zdaniem dyrektora biura zarządu spółki, w której pracował Kacper, sprzęt, na którym pracował młody mężczyzna, był sprawny.
- Suwnica była dopuszczona do użytkowania przez stosowne służby, czyli dozór techniczny.
Czy na suwnicy był wiatromierz?
- Tak, był – twierdzi dyrektor.
Zdaniem byłego pracownika portu, który poprosił nas o anonimowość - sprzęt, na którym pracował 22-latek, to „ruina”.
- To są stare, niewygodne urządzenia. Moim zdaniem w złym stanie technicznym. Wiele podzespołów nie działa lub działa tylko na słowo honoru. Pracując, zawsze się bałem, że coś się stanie. Nigdy nie czułem się bezpiecznie na tych urządzeniach – przekonuje.
Mężczyzna ma też zastrzeżenia do samych przeglądów technicznych.
- To jedna wielka ściema. Wejdą na urządzenie, opuszczą suwnicę na dół, pójdą wypić kawę, za osiem godzin wpiszą przegląd, suwnicę dadzą do góry i ciach, koniec przeglądu - mówi.
„Są procedury”
Dyrektora biura zarządu spółki, w której pracował Kacper, zapytaliśmy, dlaczego mimo fatalnych warunków pogodowych nie przerwano pracy suwnicy?
- Są stosowne procedury i do tego się stosowaliśmy – twierdzi.
- Jak wieje wiatr do 15 metrów na sekundę, to urządzenie może pracować tylko i wyłącznie zakotwiczone, zakręcone tak, żeby nie mogło się przemieścić. Przy wietrze powyżej 17 metrów na sekundę, praca jest w ogóle niedozwolona. I pewnie firma dostała takie informacje od Urzędu Morskiego, że jest silny wiatr – sugeruje były pracownik.
Jak się okazuje, tragicznego wieczoru kapitan Portu Świnoujście ogłosił alarm sztormowy. Z kolei według przybyłej chwilę po wypadku na miejsce straży pożarnej, w porcie wiatr osiągał prędkość nawet 30 metrów na sekundę, co skutecznie uniemożliwiało rozłożenie drabiny.
Zdaniem byłego pracownika portu, przełożeni Kacpra powinni nakazać mu przerwanie pracy.
- Najgorsze dla pracy takiej suwnicy są podmuchy wiatru – zaznacza. I dodaje: - Myślę, że jego przełożeni chcieli zabłysnąć przed prezesem, albo przed szefostwem, że mimo wszystko dalej pracują i zarabiają pieniądze dla firmy. A w tej firmie zawsze była presja na wyniki.
Mężczyzna twierdzi, że jemu też zdarzały się podobne sytuacje.
- Często, gęsto. Słyszałem: „A popracuj jeszcze chwilę, jeszcze nie jest tak źle, popracuj jeszcze”. Namawianie, nakłanianie do tego, żeby pracować w złych warunkach.
- Zdaniem zarządu, zdaniem spółki - mam nadzieję, że wszystko było zgodnie z procedurami – stwierdza dyrektor biura zarządu spółki.
Dlaczego zatem zginął człowiek?
- Bada to komisja, trudno mi na ten temat coś powiedzieć. Rodzinie przekazuję głębokie wyrazy współczucia i żalu z powodu śmierci pracownika – mówi dyrektor.
„Może zapobiegniemy kolejnej katastrofie”
Choć na tragiczny finał zdarzenia mogło złożyć się kilka elementów, według wstępnych ustaleń urzędników, to zderzenie kabiny suwnicy z konstrukcją statku mogło przyczynić się do jej zerwania i upadku.
- Na tym etapie postepowania jest ciężko powiedzieć, kto zawinił, bo nie mamy wszystkich dokumentów, nie mamy ich przeanalizowanych – mówi Sandra Tylutka, rzeczniczka prasowa Okręgowego Inspektoratu Pracy w Szczecinie. I dodaje: - Jest pewna luka prawna i brakuje regulacji, która mówiłaby wprost o tym, że jest zakaz pracy na suwnicach, gdy mamy bardzo wysokie porywy wiatru. Od 2013 roku, gdy przepis został uchylony, nie powstał żaden inny przepis.
- Zaczynam dzień od płaczu i tak samo go kończę. Jestem wrakiem człowieka z jedną wielką pustką w głowie – przyznaje pani Ewelina. I dodaje: - Ciężko jest mi mówić, ale muszę mówić dla mojego syna. Może w ten sposób zapobiegniemy kolejnej katastrofie, kolejnej śmierci.
Urząd Dozoru Technicznego przekazał nam dzisiaj, że do wypadku doszło z powodu zderzenia kabiny suwnicowego z żurawiem rozładowywanego statku. Urządzenie, na którym pracował Kacper, we wrześniu bez zastrzeżeń przeszło przegląd techniczny. W sprawie tragicznej śmierci młodego mężczyzny postępowanie prowadzi również prokuratura.
Zobacz także:
- Uwodził i mordował kobiety, by przejąć ich majątek. "Zginęły od ciosów siekiery w tył głowy oraz noża"
- "Moja córka została uderzona w brzuch i krocze". Rodzice boją się puszczać dzieci do szkoły
- Ostatnie godziny życia 30-latki z Pszczyny. Pacjentka z sali: "Klęczała na ziemi, wymiotowała"
Autor: Michalina Kobla
Źródło: Uwaga! TVN
Źródło zdjęcia głównego: gettyimages/Thierry Dosogne