Nie żyje 8-letni Kamilek z Częstochowy
3 kwietnia Kamilek trafił do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach z obrażeniami głowy, wielonarządowymi uszkodzeniami ciała, złamaniami obu rąk i nogi oraz rozległymi oparzeniami. Chłopiec został skatowany pod koniec marca, ale przez kilka dni nikt z domowników nie wezwał pomocy medycznej. Nie zareagowała także szkoła, do której uczęszczał chłopiec, choć nie był to jego pierwszy "nieszczęśliwy wypadek". Co więcej, rodzina 8-latka miała założoną Niebieską Kartę, nadzór kuratora sądowego, wsparcie pracownika socjalnego.
Kamil zmarł w szpitalu w poniedziałek, 8 maja, po 35 dniach pobytu na oddziale intensywnej opieki medycznej. Bezpośrednią przyczyną ustania funkcji życiowych była postępująca niewydolność wielonarządowa, do której doprowadziła "poważna choroba oparzeniowa i ciężkie zakażenie całego organizmu spowodowane rozległymi, długo nieleczonymi ranami oparzeniowymi".
O usiłowanie zabójstwa i znęcanie się nad dzieckiem podejrzany jest jego ojczym, a matka, ciotka i wuj - o nieudzielenie pomocy.
Pracownicy socjalni zgłaszali sprawę do sądu
Wstrząsające wydarzenie poruszyły społeczeństwem. Dziennikarka TVN24 Małgorzata Goślińska postanowiła dowiedzieć się, jak sytuacja wyglądała od strony pracowników socjalnych. O szczegóły zapytała Pawła Maczyńskiego – przewodniczącego Polskiej Federacji Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej, starszego specjalistę pracy socjalnej w Ośrodku Pomocy Społecznej oraz organizacji pozarządowej, wieloletniego koordynatora procedury Niebieskie Karty i Zespołu ds. Rodziny.
Jak się okazuje, mimo że pracownicy socjalni nie stwierdzili w rodzinie Kamila przemocy fizycznej, zgłaszali sprawę do sądu. Przeczuwali bowiem, że dzieje się coś złego.
- Z mojej obserwacji wynika, że jak pracownik socjalny występuje do sądu rodzinnego o wgląd w sytuację rodziny lub o zabezpieczenie dzieci, to nawet jeśli czegoś nie nazwie wprost przemocą, to oznacza to, że w tej rodzinie dzieje się na tyle źle, że interwencja zewnętrzna jest potrzebna, a pracownikowi skończyły się narzędzia – powiedział Maczyński.
Niestety bardzo często sąd nie zadaje sobie trudu, by wezwać pracowników socjalnych i wysłuchać ich spostrzeżeń. Daje wiarę rodzicom i zamyka sprawę.
- Często odbijamy się od ściany, składając po wielokroć zawiadomienia dotyczące sytuacji danej rodziny. Nawet nie otrzymujemy informacji zwrotnej, co sąd w tym przypadku zrobił. (…) W polskim systemie pomocy dziecku krzywdzonemu nie funkcjonuje to, co jest najważniejsze, a nawet będzie z tym coraz gorzej. Niestety zmiany legislacyjne, które ostatnio zostały przyjęte przez parlament - mówię o ustawie o przeciwdziałaniu przemocy domowej - pod względem pracy interdyscyplinarnej idą wstecz – wyjaśnił.
Kto mógł pomóc?
Dwa tygodnie przed tragedią Kamil przyszedł do szkoły z rozciętą wargą i bolącą ręką. Opiekunowie mieli już wtedy kuratora, toczyło się trzecie postępowanie w sądzie rodzinnym wobec nich i druga procedura Niebieskiej Karty. Z kolei dzień po tragedii, matka przekazała wychowawczyni, że syn nie przyjdzie do szkoły, bo polał sobie twarz ciepłą herbatą. Przez kilka dni wychowawczyni dopytywała matkę SMS-owo, czy wszystko w porządku. Matka zapewniała, że tak. "Aż się prosiło, żeby ktoś z zewnątrz zajrzał do tej rodziny" – przekazał przewodniczący Polskiej Federacji Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej. Kto mógł zareagować: nauczyciele, pedagog, sąsiedzi? Jako można było zapobiec tragedii?
Cały wywiad dostępny jest na stronie TVN24.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Strzelanina w szkole podstawowej. 14-latek zabił co najmniej 9 osób
- Pielęgniarka transmitowała na żywo poród. "Przepraszam pacjentkę, której prywatność została naruszona"
- Podróżna zauważyła, że jej syn nie oddycha. Natychmiast pobiegła do pawilonu odpraw
Autor: Nastazja Bloch
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: x-news