Operacja plastyczna nosa i prostowanie przegrody - kaprys czy zabieg, który może poprawić jakość życia?

operacja, nos
Georgiy Datsenko/Getty Images
Operacja plastyczna nosa czasami może być wymysłem związanym z chęcią poprawy urody, a niekiedy przykrą koniecznością. Bez względu na motywację, decyzja o przystąpieniu do zabiegu jest niezwykle trudna. Jak się do niego przygotować i z czym trzeba się później zmierzyć? Oto historia, którą przeżyłam na własnej skórze.

Decyzja o wykonaniu rhinoplastyki

Czasami decydującym się na operację nosa pacjentom towarzyszą względy czysto estetyczne. Innym razem za zabiegiem stoją problemy z oddychaniem i nawracające infekcje górnych dróg oddechowych. W moim przypadku były to obie opcje. Od dziecka miałam problem ze swoim nosem - nie podobał mi się i już w czasach podstawówki obwieściłam, że chciałabym go zmienić. Oczywiście spotkałam się z ostrym i stanowczym sprzeciwem rodziców. Mimo upływu lat moje podejście się nie zmieniało, do zdjęć pozowałam wyłącznie en face unikając za wszelką cenę stawania z profilu, a podczas sytuacji, w których mój nos szczególnie był eksponowany, zasłaniałam go odruchowo ręką. Był prosty, ale długi. Lekko się zakrzywiał (przypominając "orli") podczas uśmiechu. Dodatkowo całe życie byłam alergiczką, uczuloną na wiele różnych rzeczy (jak np. sierść, roztocza czy pióra), więc uczucie zatkanego nosa towarzyszyło mi praktycznie nieustannie. Choć w wieku nastoletnim zdarzyło się kilka docinków rówieśników dotyczących mojego nosa, prędko się zakończyły. Byłam pewną siebie dziewczyną z ciętym językiem, więc bardzo szybko sobie z tym poradziłam. W środku jednak mocno to przeżywałam i trzymałam się wizji, że kiedyś to zmienię.

Z tych powodów podjęłam decyzję, że chciałabym spełnić marzenie o rhinoplastyce do 25. roku życia. Przez lata w mediach społecznościowych pilnie śledziłam efekty przed i po różnych specjalistów, aż znalazłam lekarza, którego prace zrobiły na mnie wrażenie. Czytałam o przygotowaniach do zabiegu, komplikacjach, ryzyku, aż w końcu nabrałam odwagi. Choć początkowo zapisałam się do innego chirurga, potem stwierdziłam, że lepiej wydać więcej, a pójść do lekarza, który jest prawdziwym ekspertem. Po konsultacji, otrzymałam termin operacji. 10 miesięcy oczekiwania.

W tym czasie zdarzały się chwile, że zastanawiałam się, czy jest mi to potrzebne. Za każdym razem dochodziłam jednak do wniosku, że tak. To jedyna rzecz, która kiedykolwiek mi w sobie przeszkadzała. Dwa miesiące przed zabiegiem powiedziałam o nim swojemu partnerowi. Wiedziałam, że może mnie zniechęcać, więc stwierdziłam: "Nie pytam Cię o zdanie, tylko informuję". Byłam zdeterminowana. Nie wcześniej niż 1 miesiąc przed planowaną operacją musiałam wykonać kilka badań: EKG bez opisu, morfologię krwi z płytkami, APTT, INR - PT, elektrolity, HBS antygen, HCV przeciwciała, HIV przeciwciała, grupę krwi, wymaz z nosa w kierunku gronkowca złocistego oraz wymaz z odbytu w kierunku nosicielstwa KPC (CPE), a także w obecnych czasach - test na COVID-19. Na 2 tygodnie przed nie mogłam przyjmować salicylanów (aspiryna, polopiryna), imbiru, czosnku i suplementów diety.

Przebieg zabiegu operacji nosa

Pod koniec czerwca w przeddzień operacji mogłam zjeść ostatni posiłek do godziny 21:00. Trzy godziny dłużej mogłam z kolei pić płyny (najlepiej wodę mineralna niegazowaną). Ponadto warto wiedzieć, że w dzień zabiegu obowiązuje całkowity zakaz palenia wyrobów tytoniowych oraz żucia gumy. Przyjaciółka przywiozła mnie do kliniki, gdzie zgłosiłam się na czczo. Miałam przy sobie wyniki badań, dowód osobisty, przybory toaletowe, ręcznik, pidżamę, pantofle i przyjmowane na stałe leki. Otrzymałam swój pokój, w którym mogłam rozłożyć rzeczy, a po dopełnieniu formalności, rozmowie z lekarzem i założeniu wenflonu, usłyszałam, że zabieg rozpocznie się o 12:00. Wcześniej musiałam jeszcze zdjąć biżuterię, przemyć twarz specjalnym środkiem bakteriobójczym i na bieliznę założyć specjalny strój operacyjny, składający się z czepka, osłony na stopy oraz wiązanego z tyłu kaftana. Gdy weszłam na salę operacyjną, wskoczyłam na stół i lekarka uprzedziła: "Teraz pani podam drinka" wkłuwając się w wenflon. To ostatnie, co pamiętam.

Obudziłam się dwie bądź trzy godziny później. Czułam, że jestem bardzo słaba. Plątał mi się język, ale zdziwiona spytałam stojącej obok pielęgniarki, czy to już. Po przewiezieniu do swojego pokoju, pani podała mi na łóżko telefon i pilot do telewizora, jednak byłam tak zmęczona, że poszłam spać. Co istotne - nie czułam żadnego bólu. Utrudnieniem było jedynie oddychanie przez usta (miałam "zamontowane" rurki sylikonowe, które udrażniały nos i pilnowały, by trzymał on swój nowy kształt) oraz suchość w gardle. Niestety nie mogłam spożyć wody, dopóki nie ściekła mi podłączona kroplówka. Wówczas odnosiłam wrażenie, że nigdy w życiu tak bardzo nie chciało mi się pić. Pod wieczór otrzymałam pierwszy posiłek, czyli kilka kromek chleba, warzywa i owoce - po operacji ważna jest bowiem dieta lekkostrawna, w tym takie składniki, które nie są twarde i można je łatwo pogryźć. Cały czas miałam także mierzone funkcje życiowe. Gdy pierwszy raz popatrzyłam na siebie w lustrze, byłam nieco zaskoczona. Choć wiedziałam, że na nosie będę miała gips, twarz zaklejoną kolorowymi plastrami, a nad wargą opatrunek, i tak zrobiło to na mnie wrażenie.

(wideo z przebiegu zabiegu - chociaż nie mojego - tylko dla odpornych; widać w nim krok po kroku, jak wygląda taka operacja):

Czego unikać po operacji nosa?

Pierwsza noc po zabiegu bywa nieprzyjemna, jednak ja zniosłam ją dość dobrze. Zostałam wypisana do domu na drugi dzień, po konsultacji z lekarzem, nieprzyjemnej toalecie nosa wykonanej przez pielęgniarkę oraz śniadaniu, podczas którego przeżyłam chwilę grozy, bo na opatrunek polała się krew. Odebrała mnie przyjaciółka i zawiozła do kwatery, którą wynajęłyśmy na czas pobytu w owym mieście. Na ten dzień nie wzięłam sobie dnia wolnego i pracowałam zdalnie od godziny 13:00. Cały czas miałam włączony wiatrak, który ochładzał moją twarz (w szpitalu było klimatyzowane pomieszczenie) i co kilka godzin musiałam samodzielnie przemywać od środka nos (wodą utlenioną i kilkoma innymi środkami), co nie należało do najprzyjemniejszych zadań.

Schody zaczęły się dzień później, kiedy już znalazłam się w swoim domu. Nie miałam klimatyzacji i czułam, że puchnę. Robiłam sobie zimne okłady na twarz, jednak lepiej było dopiero wtedy, gdy partner dostarczył mi do mieszkania wiatrak. Życie ułatwiał mi także paracetamol. Na co jeszcze musiałam zwracać uwagę? Otóż, po operacji podczas leżenia układałam głowę na co najmniej dwóch poduszkach w celu zmniejszenia obrzęku do minimum i nosiłam ubranie, które zapina się z przodu lub z tyłu (trzeba unikać elementów garderoby zakładanych przez głowę). Nie mogłam moczyć szyny termoplastycznej ani jej uciskać, a także opuszczać głowy poniżej poziomu serca. Musiałam unikać jedzenia, które wymaga długiego żucia oraz myć zęby wyłącznie miękką szczoteczką. Choć nie powinnam myć także włosów, robił to mój chłopak - sama nie dałabym rady. Po tygodniu od zabiegu pojechałam do kliniki na ściągnięcie opatrunku oraz wyciągnięcie silikonowych rurek i bez wątpienia był to najgorszy moment . Odrywanie plastrów i odklejanie gipsu było nieco bolesne, natomiast wyciąganie rurek - naprawdę bardzo nieprzyjemne. Teraz cieszę się, że trwało to tak krótko. Wówczas przyklejono mi kolejny, mały opatrunek, który musiałam nosić kolejnych kilka dni.

Operacja nosa - przed i po

Gdy w gabinecie zobaczyłam się po raz pierwszy, nie byłam zadowolona z efektu przez wzgląd na dużą opuchliznę. Czułam jednak różnicę w oddychaniu - wcześniej nie przypuszczałam, że może być ono tak proste, bo nauczyłam się żyć ze swoją skrzywioną przegrodą. W momencie gdy już wracałam do domu i zobaczyłam swój profil - zdębiałam. Nie mogłam uwierzyć, że bez szwów na zewnątrz (nie miałam ruszanych skrzydełek nosa, a szwy mam jedynie w środkach dziurek), można było osiągnąć taki efekt .

To jednak nie koniec, bo na finalny kształt nosa trzeba czekać nawet 2 lata . Przez ten czas wszystko się formuje. Do zaleceń, które musiałam przestrzegać przez dłuższy czas po zabiegu (niektóre nadal mnie obowiązują), należą: unikanie długich rozmów telefonicznych przez 14 dni, zakaz picia alkoholu przez 3 tygodnie po operacji, zakaz wysiłku fizycznego i pracy fizycznej przez 2 miesiące, zakaz noszenia okularów przeciwsłonecznych przez co najmniej 6 tygodni, a także unikanie słońca przez 8 tygodni, bo gorąco może powodować obrzęk. Wniosek? Nie polecam robienia operacji nosa latem - według mnie zdecydowanie lepiej sprawdziłyby się jesienne bądź zimowe miesiące. Choć już przyzwyczaiłam się do swojego odmienionego wyglądu (minęły 4 tygodnie), nadal dostrzegam opuchliznę na twarzy - szczególnie w okolicach górnej wargi. Zwykle ustępuje ona po 2-3 tygodniach, ale u niektórych pacjentów obrzęk trwać może nawet do 6 miesięcy . Wróciłam jednak do normalnego funkcjonowania i znajomi utrzymują, że en face niewiele się zmieniło, lecz z profilu jest diametralna różnica. O taki efekt mi chodziło i w końcu jestem zadowolona. Wszystkim tym, którzy mają wątpliwości, mogę tylko polecić. Ważne jedynie, by wybrać dobrego specjalistę.

Archiwum prywatne

A oto inne znaczące metamorfozy:

Zobacz także:

Zobacz wideo: Operacja przegrody nosowej – konieczność czy fanaberia?

Dzień Dobry TVN

Autor: Sabina Zięba

podziel się:

Pozostałe wiadomości