Muzyczne objawienie. Kathia podbija polską scenę
Kathia, a właściwie Katarzyna Półrolniczak to producentka, kompozytorka, autorka tekstów, multiinstrumentalistka i wokalistka. Laureatka nagrody Odkrycia Empiku 2023 w kategorii muzyka oraz nominacji do Fryderyków za Fonograficzny Debiut Roku. Utalentowana 23-latka z Poznania swoją twórczością skradła już serca wielu słuchaczy. W listopadzie 2023 roku ukazał się debiutancki album "Przestrzeń", gdzie z niewiarygodną lekkością łączy zmysłowość i subtelność z duszną i ciężką atmosferą. Od tego czasu jej kariera nabrała rozpędu, choć jak przyznaje, muzyka towarzyszyła jej od najmłodszych lat.
- Muzyka pojawiła się bardzo wcześnie. Przypominam sobie mojego tatę, który grał mi i mojemu bratu na gitarze na dobranoc. Przypominam sobie, że w podstawówce zaczęłam pisać piosenki, miałam taki zeszycik i w nim zapisywałam jakieś śmieszne piosenki. Była też schola dziecięca, a potem jeszcze szkoła muzyczna i flet poprzeczny – wspomina.
Wkrótce Kasia zaczęła nie tylko śpiewać i pisać własne teksty piosenek, ale także komponować. Jak przyznała, w gimnazjum kompletnie nie wiedziała nic o świecie muzycznym. Nie wiedząc do kogo się zgłosić, postanowiła, że będzie niezależna i sama metodą prób i błędów nauczy się produkcji.
- Miałam takie poczucie, że sama muszę to ogarnąć, bo nikt za mnie tego nie zrobi. Nie znam żadnego producenta, żadnej producentki, więc muszę się nauczyć i to zrobić, żeby wydać jakkolwiek muzykę. Stwierdziłam w gimnazjum, że sama sobie wyprodukuję i wydam muzykę. Tak też zrobiłam i tak się zaczęła przygoda z tym wydawaniem – powiedziała.
Choć znajomości w branży nie miała, Kasia zawsze mogła liczyć na najbliższych. Na brata, który również interesuje się muzyką, a dziś gra z nią w zespole oraz rodziców, którzy zawsze w nią wierzyli i wspierali wszelkie marzenia i rozwój.
- To jest mój wielki zasób. Uważam właśnie to, że mam rodzinę, która jest bardzo wspierająca i też przyjaciół, którzy są świetni. W zespole też mam mojego przyjaciela Artura, który gra na bębnach. Zrobiła się nam piękna grupa wsparcia, grupa osób, które kochają to, co robią – dodała.
Początki na scenie. "Nie wiedziałam jeszcze, jakie mam granice. Teraz bym zareagowała"
Kathia jeszcze w liceum, przed wydaniem debiutanckiej płyty ruszyła w trasę koncertową. Jako 17-letnia dziewczyna mierzyła się z sytuacjami, które nie powinny mieć miejsca.
- Grałam bardzo dużo koncertów domowych i to były fajne kameralne koncerty. To były bardzo bliskie spotkania, które mam wrażenie, że potem tak mnie nastroiły, że już nie boję się chyba niczego na scenie. (…) Jak miałam 17-18 lat, nie bardzo wiedziałam jeszcze, jakie mam swoje granice. Jak ktoś, jakiś mężczyzna z publiczności mówił mi jakieś przesiąknięte seksualnością zdanie, nie wiedziałam wtedy jak w ogóle reagować. Teraz bym na pewno zareagowała – wyjaśniła.
Kathia: "Jestem otwartą księgą i to chyba pomaga w pisaniu"
Jaka jest na co dzień?
- Bardzo emocjonalna. Mam w sobie wielkie pokłady tego smutku, ale na co dzień mam takie uosobienie raczej słoneczne, takie radosne. Lubię żartować, jestem z jednej strony bardzo wrażliwa, a z drugiej taka bardzo do ludzi. Jestem raczej otwartą osobą. Oczywiście decyduję, komu powierzać różne rzeczy, ale raczej mam tak, że nie boję się mówić właśnie o tych emocjach, o tym, co trudne, więc raczej jestem otwartą księgą i to też chyba pomaga właśnie w tym pisaniu i w tym, że nie wstydzę się pokazywać nawet tych złych emocji – wyjaśniła.
Wraz z początkiem października ukazał się drugi krążek Kathii pt. "Nie chcę być tu sama". Nowa płyta to w dużej mierze kontynuacja tego, czym artystka uwodzi swoją publiczność, czyli ogrom emocji zaszyty w dźwiękach przeszywających do szpiku, ale te emocje mają teraz różnorodne odcienie.
- Nie boję się szczerości i nie boję się bycia taką "niesilną". Nie uważam tej emocjonalności i tego takiego wrażliwego, miękkiego podbrzusza jako coś słabego. Uważam to i łzy za wielką siłę – powiedziała.
Artystka wyjaśniła także, co w momencie tworzenia oznaczał dla niej tytuł i jaki miał wydźwięk.
- Wtedy mi chodziło o taką romantyczną miłość, jakaś taka ludzka potrzeba, żeby ktoś był obok. Jak sobie teraz na ten moment myślę o tym tytule, to mam wrażenie, że on zahacza o potrzebę, która jest potrzebą wszystkich ludzi i jest bardzo wysoko na tej piramidzie. Potrzeba bliskości i bycia z kimś, potrzeba jakiejś wspólnoty – dodała.
Kathia: "Żeby naprawdę kochać trzeba zdjąć zbroję"
Kiedy literatura, filmy i kultura stawia miłość na piedestale, Kathia nie boi się powiedzieć, a właściwie wyśpiewać, że to uczucie czasami nie wystarczy, by iść z kimś dalej przez życie. Na pytanie, kiedy pierwszy raz uświadomiła sobie, że to niewystarczający stan, odpowiedziała:
- Aż mnie ciarki przeszły, jak zapytałaś. Pierwsza relacja to jest na pewno takie zderzenie ze ścianą. Mam wrażenie, że miłość, szczególnie nam dziewczynkom jest tak przedstawiana jak w bajkach o księżniczkach, które nam czytano, jako coś, co ma nas uratować i zawsze jest ten happy end. Ja się zderzyłam z tym właśnie przy pierwszej relacji. Myślałam, że właśnie to jest to, i że jak jestem zakochana, że to już jest takie na stałe. A tak nie jest, bo czasami naprawdę są osoby, które mają różne temperamenty. Czasami jest nie to miejsce, nie ten czas – powiedziała.
Utworem, który mogliśmy posłuchać jeszcze przed premierą płyty, był m.in. "Listopad". Kiedy Kathia śpiewała o tym, że za oknem jest maj, w jej sercu było dość zimno i burzowo. Jak przyznała artystka, emocjonalnie bardziej bolała ją jednak nie sama burza, a cisza, która po niej nastała.
- Cisza jest najgorsza na świecie. To jest jeszcze moment, kiedy ktoś znika z twojego życia, bez żadnego sygnału, nie spodziewasz się, że to nastąpi. Cisza jest w tym wypadku najgorsza. Mniej mnie boli, jak jest taki przytup, jak się coś kończy i jest zakończenie burzowe, niż jak to jest takie wygasające. To jest chyba najgorsze – dodała.
Kathia nie ukrywa też, że jako osoba empatyczna i wrażliwa, najbliższym oddaje swoje serce. Jednak, jak śpiewa, takie serce goi się mniej. Mimo wszystko nie chce się chronić i asekurować przed uczuciami i miłością.
- Ja bym nie chciała się chronić, ale zauważyłam, że troszkę podchodzę ostrożniej, że te pierwsze rzeczy były bardzo naiwne, takie dziecinno-kochające. Wiesz, wtedy nie boisz się niczego, bo nie sądzisz, że zostaniesz kiedykolwiek zraniona. Tu faktycznie mam takie bardziej realistyczne podejście, ale wiem też, że nie można się chronić w miłości. Żeby naprawdę kochać, moim zdaniem trzeba zdjąć tę zbroję – powiedziała.
Kathia o ulubionej piosence z płyty. "Zawsze mam łzy w oczach"
Kathia podzieliła się refleksjami na temat jednej ze swoich najbardziej osobistych piosenek z płyty. Utwór "Odpłyń" powstał w dniu pełnym emocji i głębokiego przeżywania, a sama artystka przyznaje, że wykonanie go wciąż wywołuje u niej wzruszenie.
- Rzadko kiedy potrafię przebrnąć przez "Odpłyń" bez załamania się strun głosowych. Zawsze mam łzy w oczach i wiem też, jak to działa na ludzi. Kiedyś myślałam, że żeby emocjonalnie kogoś rozwalić, to ja muszę mieć falę dźwięku i cały zespół. Teraz wydaje mi się, że najbardziej intymne spotkanie, tak najbardziej nago jak się da, czyli tylko ja z pianinem, to jest coś, co najbardziej działa na ludzi – wyjaśniła.
Kathia podkreśliła również, że w obecnej chwili nie zgadza się już z tym, co wyśpiewała w piosence.
- W tym utworze śpiewam, że zawsze mi będziesz rwącym strumieniem. Wtedy naprawdę myślałam, że tak będzie, że zawsze będę miała w głowie tę osobę. Takie pocieszenie dla wszystkich, którzy przechodzą przez coś teraz, tak nie jest. To w końcu odpływa naprawdę. I już się nie zgadzam z tą Kathią, która napisała ten utwór – powiedziała.
Singiel "Wszystko jedno" nie jest już taki oczywisty nawet dla samej autorki. Kathia przyznała, że podczas pracy nad tym numerem poczuła wyjątkową swobodę i odwagę w eksperymentowaniu z muzyką oraz własną produkcją. To była chwila muzycznej wolności, która pozwoliła jej wprowadzić do utworu elementy funku i odkryć nowe brzmienia.
Na krążku nie zabrakło też duetów. W utworach możemy usłyszeć głosy dziewczyn z zespołu Lor, Melę Koteluk oraz Piotra Kołodyńskiego znanego jako Oysterboy.
- Mela Koteluk to było moje naprawdę wielkie marzenie, które nie wiedziałam, że się może kiedykolwiek spełnić. Spełniło się i naprawdę wzrusza mnie to, że Mela się zgodziła. Zawsze bardzo ją ceniłam artystycznie. Od podstawówki w zasadzie słuchałam jej muzyki, więc dla mnie to duże wydarzenia – dodała.
Kathia o albumie: "Nie potrzebujesz drugiej osoby, by być w harmonii ze światem"
Kathia w swoim najnowszym albumie kieruje do słuchaczy wyjątkowy apel – o akceptację, spokój i odnalezienie szczęścia w sobie samym. Artystka przyznaje, że jej płyta niesie nadzieję, ale też skłania do refleksji nad tym, czym naprawdę jest miłość. Jak podkreśla, nie chce już idealizować romantycznych uczuć – zamiast tego zachęca, by odnaleźć harmonię i spełnienie niezależnie od drugiej osoby. Choć dziś sama doświadcza spokojnej, dojrzałej miłości, to przesłanie albumu pozostaje jasne: szczęście zaczyna się w nas samych.
- Próbuję się z tego wyleczyć, z tego takiego zakorzenionego w kulturze wychwalania miłości. Próbuję myśleć o tym tak, że nawet jeśli będę sama, to będę szczęśliwa. Wszystko mija i to jest nadzieja tego albumu. Kathia nie mówi "znajdź już swoją miłość". Mówi, że będzie dobrze, że ty sama ze sobą będziesz w porządku, że nie potrzebujesz tej drugiej osoby, tylko sama ze sobą będziesz w zgodzie ze światem, w pełnej harmonii – powiedziała.
Na pytanie, w jakim obecnie jest miejscu, odpowiedziała:
- Mam tę miłość, która mnie wypełnia. Naprawdę jestem szczęśliwa, a ta miłość jest też bardzo spokojna, dobra, nie przyprawia mnie o ścisk w żołądku. Ona tak płynie – dodała.
Kathia zaprasza na koncerty
Kathia wyrusza w trasę koncertową promującą album "Nie chcę być tu sama". Artystka wystąpi m.in. w Warszawie, Poznaniu, Krakowie, Wrocławiu i Lublinie. Jak zapowiada, podczas występów nie zabraknie również kilku utworów z pierwszej płyty. Dla niej samej te koncerty będą wyjątkowym, emocjonalnym doświadczeniem – prawdziwymi "bombami emocjonalnymi".
Zapytana o przesłanie, jakie niesie jej nowy album, Kathia odpowiedziała:
- Wszystko mija, wszystko ma swój czas. To cierpienie, które teraz czujesz, które odczuwasz, to nie jest na zawsze. Gdzieś jest to światełko, które przyniesie ukojenie – podsumowała.
Zobacz także:
- Sarsa zabrała nas w rodzinne strony. "Wszystkie nianie wykańczałam"
- Polska wokalistka wspomina "Wieczór z wampirem". "Dotknęłam pana Boga za piętę"
- 45 lat rock'n'rolla. Lady Pank szykuje niespodziankę. "Bardzo się cieszymy, że dotrwaliśmy"
Autor: Nastazja Bloch
Źródło zdjęcia głównego: Dzień Dobry TVN