Jan Englert wrócił na wielki ekran po latach. "Jeszcze jestem na boisku"

Jan Englert wrócił na wielki ekran po latach. "Jeszcze jestem na boisku"
Jan Englert wrócił na wielki ekran po latach. "Jeszcze jestem na boisku"
Źródło: MW MEDIA/Piotr Andrzejczak

Jan Englert nie może narzekać na brak zawodowych obowiązków. Do kin trafił właśnie film "Skrzyżowanie", w którym gra główną rolę, a niebawem światło dzienne ujrzy także "Hamlet" w jego reżyserii. Jakie uczucia towarzyszyły dyrektorowi Teatru Narodowego podczas powrotu na wielki ekran?

Dalszą część artykułu przeczytasz pod materiałem wideo:

Jan Englert
Jan Englert: „Tylko równowaga daje szczęście”
Źródło: Dzień Dobry TVN

Jan Englert o swojej roli w "Skrzyżowaniu"

Choć Jan Englert powrócił do świata filmu z przytupem, w rozmowie z Elżbietą Pawełek przyznał, że nie miał pretensji do reżyserów o brak obsadzania go w kinowych produkcjach.

- Szczerze powiedziawszy, główną rolę zagrałem ze 30 lat temu. Nie mam do nikogo o to pretensji, bo jako człowiek, który z próżności, pychy i zarozumialstwa zdecydował się być kimś więcej niż tylko aktorem, przestałem być dyspozycyjny. A film potrzebuje aktora dyspozycyjnego, najlepiej świeżego. To zrozumiałe, że reżyserzy filmowi, z ambicją odkrycia czegoś nowego, wolą zrywać świeże jabłka z drzewa, niż sięgać po dojrzałe jabłko leżące w trawie. Mam nadzieję, że jeszcze nie gniję w tej trawie, że mam coś do powiedzenia i ktoś jeszcze potknie się o to jabłko. Przy "Skrzyżowaniu" okazało się, że z tego jabłka coś można wykroić. Tak wygląda życie, jest czas na dojrzewanie, konsumowanie i czas na gnicie - powiedział.

Aktor zdradził także, czym różni się praca na planie filmowym od występowania na deskach teatru.

- Jeszcze jestem na boisku, jeszcze gram, ale już tylko ewentualnie jak Ronaldo w Zjednoczonych Emiratach, żeby tam dokończyć żywota. Na boisku liczy się gra zespołowa, tak samo, jak w teatrze. Najlepiej być Lewandowskim, ale i on bez zespołu gola nie strzeli. A kino? Kocham kino, kamerę, ale różnica między teatrem a filmem zasadza się na jednej rzeczy. Jeśli w filmie jest rola pod tytułem "kulawy koń”, to na casting ściągamy 15 kulawych koni i wybieramy najbardziej efektownie kulejącego, a w teatrze kaleki koń nie jest interesujący. Widza interesuje zdrowy koń, który wiarygodnie kuleje - zaznaczył.

Jak Jan Englert zareagował na krytykę po obsadzeniu córki w "Hamlecie"?

Ostatnio wokół Jana Englerta narosło wiele kontrowersji - wszystko za sprawą zbliżającego się spektaklu "Hamlet", w którym zobaczymy jego córkę, Helenę Englert. W jaki sposób aktor odniósł się do zarzutów o nepotyzm?

- Spodziewałem się, że "Hamlet" będzie przyjęty bardzo kontrowersyjnie. Na pewno niektórzy jeszcze wzmocnią atak, ale mnie to już nie obchodzi. Nawet, jeśli obsadzenie w spektaklu córki, która już udowodniła, że wiele potrafi, to nepotyzm, z czym się nie zgadzam, powinno się zrozumieć przy odrobinie empatii, że jeśli ktoś żegna się, odchodzi, to chce mieć przy sobie najbliższych. Cóż mogę dodać. Córka nie chciała tej roli, długo musiałem ją prosić, żeby zagrała. Paradoksalnie ci, którzy chcieli mi dokopać, nakręcili promocję, bo takiego zainteresowania spektaklem nie było jeszcze w historii Teatru Narodowego. Żałuję, że nie jest to mój prywatny teatr, bo zarobiłbym kupę pieniędzy. Cała obsada "Hamleta", z wyjątkiem trzech aktorów i mojej córki, która nigdy nie była moją uczennicą, składa się wyłącznie z moich byłych studentów.

Jan Englert zdradził również Elżbiecie Pawełek, czy zabolała go utrata posady dyrektora generalnego w Teatrze Narodowym.

- Przyznam, zabolał mnie sposób zmiany dyrekcji w tym teatrze. Nie dano mi szansy uczestniczenia w przekazaniu sztafety, choć dużo wcześniej zacząłem przygotowywać następstwo. Ale nie obraziłem się na nikogo. Mam 82 lata i jak gdzieś już powiedziałem, tylko kretyn w takim wieku trzyma się burty - podkreślił.

Aktor poruszył również w wywiadzie kwestię śmierci.

- Mam tylko jeden plan - umrzeć zdrowym. Na wszelki wypadek nie lubię chodzić do lekarzy, żeby czegoś nie wykryli. Nie mam żadnych lęków związanych ze śmiercią, co mówię bez cienia kokieterii. Pewnie jak już przyjdzie, będzie to wyglądało inaczej. Ale na razie koła kręcą się, a że uszczelka pod głowicą poszła, to nic. Samochód jedzie, więc czym się będę przejmował. Jestem jak z tego żydowskiego dowcipu. Śmierć przyszła do rabina, stuka do drzwi i słyszy: "Zaraz, jestem zajęty". "A, przepraszam, to przyjdę później", mówi śmierć. Stary jeleń, jak ja, już może mówić takie rzeczy. Już nie musi walczyć - podsumował.

Zobacz także:

Jak przekazać 1,5% na Fundację TVN? Kliknij w obraz
Jak przekazać 1,5% na Fundację TVN? Kliknij w obraz
podziel się:

Pozostałe wiadomości