Kto je pączki w czasie wojny?
"Kiedy się obudzisz, rozpoczniesz dzień na świecie, w którym jest wojna" - to pierwsze, co przeczytałem po otwarciu oczu w czwartek rano. Byłem wściekły na przyjaciółkę - po co mi o tym mówi? Telefon zawsze mam pod ręką. Zawsze, ale nie chciałem widzieć w nim obrazków z Ukrainy. Płaczące matki, bombardowane miasta i obłęd panujący w mediach społecznościowych wydały mi się na tyle przytłaczające, że chciałem wywalczyć jeszcze chwilę normalnej rzeczywistości. Zdjęcie po uprzedniej przeróbce wpada na mój profil:
Kontent się zgadza, można iść dalej. Dalej tzn. do pracy, na trening i szybkie zakupy. Tak, spędziłem wczoraj w centrum handlowym jeszcze dwie godziny. Z każdym krokiem w stronę domu czułem piętrzący się we mnie wstyd. Słusznie?
- Wydarzenia z wczoraj były dla większości ludzi ogromnym szokiem. W takiej sytuacji reagujemy różnie. To, co pan zrobił, to przykład klasycznego wyparcia. Nie dopuszczamy do siebie informacji – to się nie dzieje. Ale reakcja może być także taka, że choć zdajemy sobie sprawę z tego, co się stało, to chcemy dać sobie jeszcze jeden dzień, godzinę, minutę szczęścia i radości, co może pozwolić nam zebrać siły i zmierzyć się z tym traumatycznym wydarzeniem. Można również zareagować pełną gotowością i nie dystansować się do wydarzeń. Pana reakcja była reakcją obronną i atawistyczną, żeby jeszcze móc poświętować i nie odpuszczać. Nie ma w tym nic dziwnego - wiele osób tak zrobiło - uświadomił mi dr Tomasz Sobierajski, socjolog.
Ukraina
- Zbieżność polskiego, radosnego, rozpasanego, hedonistycznego "tłustego czwartku" z wybuchem wojny w Ukrainie była niefortunna, a wrzucanie zdjęć z pączkami, albo jakichś innych radosnych ujęć, mogło spotkać się z ostracyzmem. Niestety prawda jest taka, że po pierwszym szoku będziemy się do tej wojennej sytuacji przyzwyczajać. I proporcje między radosnym i smutnym będą się wyrównywały. Będą informacje o wojnie, ale także o naszym codziennym życiu - skwitował.
Wojna i co dalej?
Wstyd przemienia się w strach, a panika zaczyna narastać. Czy to już czas, żeby przestać udawać przed samym sobą, że wszystko jest pod kontrolą? Nie trzeba być spostrzegawczym. Instagram, który kilka godzin temu namaściłem lukrowaną fotką, tonie w informacjach z frontu.
- Pojawiały się informacje, które pokazały, że Rosji zależy, żebyśmy się bali. To jest coś, na co powinniśmy zwracać szczególną uwagę. Osoby, które się boją, podejmują nieracjonalne decyzje. Nie potrafią racjonalnie spojrzeć na informacje, które do nich docierają. Dezorganizują swoje jednostkowe życie, co przekłada się na dezorganizację życia rodziny i zespołów, z którymi pracują. Nie mówiąc o skutkach psychologicznych - przekonuje ekspert.
- Zapanowanie nad strachem i próba pogodzenia życia codziennego, z tym co dzieje się w Ukrainie, jest bardzo ważne. Jeśli ktoś będzie obchodził urodziny, albo inną ważną dla niego chwilę, to trudno, żeby się powstrzymywał i nie cieszył z tego i nie pokazywał tego w sieci jak zwykle - dodaje.
Social media - wróg czy przyjaciel?
Trwają zbiórki pieniędzy i wszystkiego, co może przydać się teraz sąsiadom na Wschodzie oraz ich bliskim, którzy są z nami w Polsce. Wielu osobom udało się już pomóc. Udostępniać wszystko, co można, czy wycofać się w ogóle. Jak mamy się zachowywać?
- Wojna dezinformacyjna trwa - trzeba o tym pamiętać. Ale przede wszystkim zastanówmy się, czy chcemy podgrzewać emocje, czy chcemy je uspokoić. Nieustanne sprawdzanie informacji nie sprawi, że będziemy spokojniejsi. Algorytmy z dużą częstotliwością wrzucają na naszych mediach społecznościowych informacje z Ukrainy, np. na TikToku. Większość z nas nie jest w stanie odciąć się od social mediów, bo są dla nich jak powietrze, ale może to dobry czas na to, żeby nauczyć się je dawkować - mówił dr Tomasz Sobierajski.
Mądrzy i mądrzejsi
Niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią. Nawet atak Putina na niepodległy kraj nie jest w stanie skłonić niektórych do empatii. W sieci nie brakuje mędrców, którzy już w pierwszych godzinach wojny wciskali ludziom przekonanie na temat tego, jak powinni się zachowywać i co czuć. Kto ma rację?
- Jako wujek dobra rada powiedziałabym, że we wszystkim trzeba znaleźć umiar. Reakcja na to, co się dzieje w Ukrainie jest kwestią osobniczą. Nie każdy będzie tak samo mocno przeżywać tę sytuację. Dla niektórych to ważne wydarzenie, dla innych mniej istotne. Dla kogoś ta sytuacja może być dojmująco smutna, dla kogoś innego nie. Mamy swoje, często bardzo skomplikowane życia, które wojna na wschodzie na chwilę spowolniła, ale ich nie zatrzyma. Spróbujmy nie oceniać. Skupmy się na sobie i na własnych emocjach. Rozejrzyjmy się wokół, bo może ktoś z naszych bliskich potrzebuje wsparcia w tej sytuacji - zaznaczył ekspert.
- Ostatnio okazało się, że mamy w Polsce kilkadziesiąt milionów ekspertów i ekspertek od epidemii i szczepionek, a teraz mamy tyle samo od wojny. Wiele osób, które kiedykolwiek były we Lwowie, Kijowie czy w Ukrainie w ogóle, albo znają jakąś osobę z tego kraju opowiadają dyrdymały o tym, co powinni zrobić Ukraińcy, a Polakom mówią, jak powinni to przeżywać. Tymczasem nie wszystko złoto, co się świeci i to, co sobą reprezentujemy na zewnątrz nie zawsze odpowiada temu, co czujemy tak naprawdę w środku. Szacunek do wyrażania emocji przez innych bardzo nam się przyda - podsumował.
Zobacz także:
- Dlaczego warto się masturbować? "Kiedy sam nie wiem, jak się dotykać, skąd ma wiedzieć to druga osoba? "
- Co piąty polski nastolatek cierpi na depresję. "Wiele dzieci nie ujawnia się ze swoimi problemami"
- Ukraiński zespół Vellow w piosence "Dom"
Autor: Oskar Netkowski
Źródło zdjęcia głównego: Anton Petrus/Getty Images; Oskar Netkowski/archiwum prywatne