Kilka dni temu do naszej redakcji dotarła dramatyczna prośba o pomoc. Mieszkańcy jednego z bloków w Bytomiu próbują interweniować w sprawie jednej z rodzin – 84-letniej, przykutej do łóżka kobiety, która nie porusza się i nie mówi oraz jej syna, który nie może chodzić i nie jest w stanie kontrolować swoich zachowań. Sąsiedzi znaleźli ich nieprzytomnych w połowie lutego.
- Przez parę dni nie widziałem, żeby sąsiad wychodził z psem. Zaniepokoiło mnie to i zadzwoniłem na 112. Kazali wyłamać drzwi. Jak je wyłamali, to on leżał na podłodze, a jego mama leżała w drugim pokoju, też na podłodze – opowiada pan Andrzej.
"Uwaga! TVN". Schorowana matka i syn pozostawieni sami sobie?
Jakiś czas wcześniej kobieta doznała udaru mózgu, a mężczyzna, przewrócił się i dotkliwie zranił w głowę. Zabrano ich do szpitala, jednak po dwóch tygodniach odwieziono do mieszkania i zdaniem sąsiadów, zostawiono samych sobie.
- Wnieśli sąsiada i tą panią, dali na kanapę i wyszli. I przez 10 dni drzwi były otwarte – mówi pan Andrzej. Z relacji mężczyzny wynika, że w tym czasie nikt tam nie zaglądał, nie przynosił ani picia, ani jedzenia.
- Ja sam o tym nie wiedziałem – zaznacza pan Andrzej.
Mieszkańcy, o beznadziejnym położeniu swoich sąsiadów, dowiedzieli się dopiero po kilku dniach. - Rano schodziłam i zastałam gołego sąsiada na klatce. Trzymał się barierek i w ogóle nie kontaktował – relacjonuje pani Agnieszka.
- Baliśmy się z sąsiadką, że on zaraz spadnie po schodach do piwnicy. Ale udało się nam go oderwać i zanieśliśmy go do pokoju – dodaje pan Andrzej.
Co w sprawie rodziny robiła pomoc społeczna?
Sytuacją wstrząśnięta jest ekspertka z zakresu polityki społecznej.
- Myślałam, że w XXI wieku w środku Europy takie rzeczy nie mają już miejsca. Że w cywilizowanym państwie takie osoby nie są zostawione same sobie. Bez żadnej opieki i żadnego wsparcia. To jest niedopuszczalne – podkreśla dr hab. prof. UO, Anna Weissbrot–Koziarska. I dodaje: - Można się zastanowić jak tutaj zadziałały instytucje, których obowiązkiem jest wspieranie tych osób. Krótko mówiąc, one w ogóle nie zadziałały.
Mieszkańcy sami interweniowali już w pomocy społecznej, na policji czy w spółdzielni mieszkaniowej. Przez ten czas matkę i syna dwukrotnie zabierano do szpitala i przywożono do domu, mimo tego, że lekarze stwierdzili, że konieczne jest umieszczenie ich w zakładzie opiekuńczo-leczniczym.
Okazuje się, że MOPS zapewnił opiekunkę, która przychodzi tam dwa razy dziennie. Sprząta i karmi chorych, po czym wychodzi zostawiając ich na kilkanaście godzin samych. Przez ten czas staruszka nie jest w stanie sama nawet się napić, a mężczyzna bywa, że leży nago we własnych odchodach.
Kiedy w mieszkaniu pojawił się reporter Uwagi! mężczyzna nie był w stanie samodzielnie się podnieść. Na jego ciele widoczne były otwarte rany.
Zadzwoniliśmy po karetkę. Sanitariusze nie byli w stanie porozumieć się z mężczyzną, nie odpowiadał logicznie na pytania. Zabrano go do szpitala, ale jego matka pozostała sama w mieszkaniu.
Rodzina czeka w kolejce do ZOL-u?
Nie udało nam się porozmawiać z MOPS-em, dlatego zwróciliśmy się urzędu miasta.
- Podobnie jak w przypadku każdego świadczenia opieki zdrowotnej, czy to pobytu w szpitalu czy poradni, każdy pacjent jest zobowiązany do zapisania się w kolejkę oczekujących. I tak jest też w przypadku zakładu opiekuńczo-leczniczego – stwierdza Małgorzata Węgiel-Wnuk, rzeczniczka prasowa Urzędu Miasta w Bytomiu.
- Ta pani będzie otrzymywać taką opiekę, jaką będziemy w stanie jej zapewnić do czasu umieszczenia w zakładzie – deklaruje rzeczniczka.
- Dwie godziny dziennie to nie jest żadna pomoc ani opieka. Z przerażeniem patrzyłam na zdjęcia z tego mieszkania - przyznaje dr hab. prof. UO, Anna Weissbrot–Koziarska. I dodaje: - Zastanawiam się, gdzie są instytucje, które powinny w takiej sytuacji zadziałać. Jeśli ktoś chce pomóc, to zawsze znajdzie rozwiązanie i skutecznie zadziała, żeby pomóc drugiemu człowiekowi.
Inne reportaże Uwagi! można oglądać także na player.pl.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Czy epidemia opioidowa ma szansę dotrzeć do Polski? "4 lata temu nie mieliśmy żadnych przypadków"
- Śmierć w żłobku. Dzieci zatruły się opioidami. "Trójka była nieprzytomna"
- Jak reagować, kiedy dziecko jest uzależnione od narkotyków? "Mówimy o ratowaniu życia"
Autor: wg
Reporter: Marcin Jakóbczyk
Źródło: Uwaga! TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN