Trzynastomiesięczny Grześ był pod opieką matki oraz jej nowego partnera, który nie był ojcem dziecka. Para mieszkała w bydgoskiej dzielnicy Fordon. 13 września kobieta wezwała pogotowie.
- Chłopiec został przyjęty z obrażeniami wielomiejscowymi, głównie dotyczącymi głowy. Był bardzo głęboki obrzęk tkanek mózgowych oraz liczne stłuczenia i krwotoki wewnątrzczaszkowe o różnych nasileniach – mówi dr n. med. Piotr Brzeziński, ordynator oddziału anestezjologii i intensywnej terapii wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Bydgoszczy.
- Obrażenia były tak zaawansowane, że mimo wdrożenia szybkiego i właściwego leczenia niestety zmiany postąpiły tak dalece, że nie można było uratować dziecka – tłumaczy doktor Piotr Brzeziński.
Matka i jej konkubent usłyszeli zarzuty
- Matce dziecka przedstawiono zarzut znęcania się nad trzynastomiesięcznym Grzesiem ze szczególnym okrucieństwem i spowodowania u chłopca obrażeń ciała narażających go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia – mówi prokurator Agnieszka Adamska-Okońska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy. I dodaje: - Analogiczny zarzut przedstawiono jej partnerowi, który mieszkał razem z nią. Fabian P. częściowo przyznał się do pewnych zachowań, które moglibyśmy określić jako przemoc wobec dziecka. Złożył wyjaśniania, w których częściowo obciążył matkę dziecka. Natomiast matka nie przyznała się do przedstawionych jej zarzutów.
Grześ był czwartym dzieckiem Katarzyny B. Kobieta ma 31 lat, troje starszych dzieci ma ze związków z trzema partnerami. O tym, jak zajmowała się czwórką dzieci, gdy mieszkała jeszcze z ojcem Grzesia, opowiedzieli nam sąsiedzi.
- Tak naprawdę nie zajmowała się nimi, kompletnie. Dzieci same biegły po osiedlu i prosiły sąsiadów o jedzenie. Mówiły, że „mama nie gotuje, mama krzyczy”. Chodziły brudne i gołe. Latem biegały kompletnie gołe – słyszymy.
- Wiem, że ludzie – tacy co chodzą tutaj z kijkami czy spacerują, to byli też przez nie zaczepiani. Najstarsza dziewczynka mówiła; „mama się nami nie interesuje”, „jesteśmy głodni”. Oni ciągle chodzili brudni – zaznacza nasza rozmówczyni.
- Jak przyszły i grzebały w śmietniku, to ręce opadały. Powiedziałam, że tak nie może być, żeby dziecko przyszło do sąsiada i grzebało w śmietniku. Zgłaszaliśmy to wszyscy tutaj, anonimowo. Wiem, że dużo sąsiadów robiło interwencje - dodaje.
Uwaga! TVN. Katarzyna B. była w domu dziecka, tam też trafiły jej dzieci
- Znam panią Katarzynę, bo kilka lat temu była mieszkanką naszego hostelu. To jest hostel, którego zadaniem jest zapobieganie rozdzielenia rodzica z dziećmi – tłumaczy Krzysztof Jankowski, dyrektor zespołu placówek opiekuńczo-wychowawczych w Bydgoszczy. I dodaje: - Pani Katarzyna była u nas jakiś czas, ale to nie rokowało. Nie chciała z nami współpracować.
Trójka starszych dzieci Katarzyny B. trafiła do domu dziecka w październiku ubiegłego roku, po tym jak jedno z nich nie zostało zapisane do zerówki. Decyzja sądu o ograniczeniu praw rodzicielskich dotyczyła starszych dzieci. Grześ, który miał wtedy trzy miesiące, pozostał z matką.
- Pani Katarzyna odwiedzała starsze dzieci, ale to były krótkie kontakty i takie, które nie rokowały nadziei na powrót dzieci pod jej opiekę – wyjaśnia dyrektor Krzysztof Jankowski.
Co robiły instytucje w sprawie Grzesia z Bydgoszczy?
Czy po raz kolejny zawiodły instytucje mające chronić dzieci? Jak to możliwe, że mimo że sąd ograniczył prawa rodzicielskie matce co do trojga starszych dzieci, to pod jej opieką został najbardziej bezbronny – mały Grześ?
- Kiedy dzieci trafiły do pieczy zastępczej, to kurator przestał na stałe zajmować się tą rodziną – tłumaczy Jarosław Błażejewski, prezes Sądu Rejonowego w Bydgoszczy.
Czy sąd po odebraniu trojga dzieci nie interesował się tym, co dzieje się w rodzinie, gdy pojawiło się kolejne dziecko?
- Nie ma powodów do takiego twierdzenia. Sąd cały czas monitorował sytuację. Z informacji od kuratora, sąd nigdy nie miał żadnych informacji o przemocy wobec dzieci – mówi sędzia Jarosław Błażejewski.
Po odebraniu starszych dzieci do kontrolowania warunków, w jakich mieszka Katarzyna B. i tego, jak opiekuje się Grzesiem, zobowiązano miejski ośrodek pomocy społecznej.
- Nic nie wskazywało, że dziecko jest krzywdzone w jakikolwiek sposób – zapewnia Magdalena Owczarska, zastępca dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bydgoszczy.
Kilka miesięcy po odebraniu dzieci Katarzyna B. rozstała się z ojcem Grzesia i związała z kolejnym partnerem. Nowy adres zamieszkania rodziny pracownicy socjalni poznali trzy dni przed tragedią i nikt ze służb nie zdążył tam dotrzeć.
- Obrażenia u dziecka biegła określiła jako powstałe w różnym czasie i jako skutki obrażeń działania narzędzia tępokrawędzistego, mogło chodzić o telefon komórkowy, ale również o zaciśniętą pięść. Do aktów znęcania mogło dochodzić w ciągu ostatniego miesiąca, czyli od sierpnia do połowy września – mówi prokurator Agnieszka Adamska-Okońska.
Ile razy pracownik socjalny odwiedził matkę Grzesia, od momentu kiedy zabrano pozostałe dzieci?
- To były bardzo częste wizyty. Warunki, w jakich mieszkał Grześ ostatnio, były wizytowane, z tego co wiem, w lipcu. Potem urwał się kontakt z panią Katarzyną – tłumaczy Magdalena Owczarska, zastępca dyrektora MOPS w Bydgoszczy.
Matka Grzesia miała problem z alkoholem i narkotykami
Katarzyna B. byłą wychowanką tego samego domu dziecka, do którego trafiły jej dzieci. Dyrektor placówki zna kobietę od czasów, gdy była nastolatką. W opiniach zespołu specjalistów tej placówki przekazywanych do sądu były zawarte informacje o uzależnieniu Katarzyny B. i wątpliwości co do jej kompetencji wychowawczych.
- Przeprowadzała się z miejsca na miejsce. Miała partnerów, którzy budzili nasze wątpliwości. Niestety, alkohol często był obecny w jej życiu – wspomina Krzysztof Jankowski.
Kiedy zatrzymano Katarzynę B. i jej partnera, ci byli pod wpływem narkotyków.
- Badania testerem wykazały, że zarówno matka, jak i jej partner znajdowali się pod wpływem metaamfetaminy – mówi prokurator Agnieszka Adamska-Okońska.
- Cokolwiek złego mogłem powiedzieć o pani Kasi, to myślę, że moja wyobraźnia nie była aż tak bogata, żeby sobie wyobrazić, że skończy się to dzieciobójstwem – zapewnia Krzysztof Jankowski.
- Myślę, że pracownicy socjalni niczego nie przeoczyli, natomiast pozostaje pytanie, co można zrobić więcej. Sama sobie je zdaję. W naszym mniemaniu zrobiliśmy wiele i myślę, że prawie wszystko, a jednak ta tragedia się zdarzyła. Na pewno coś zawiodło, pytanie teraz co – mówi Magdalena Owczarska, zastępca dyrektora MOPS w Bydgoszczy.
Cały reportaż możesz obejrzeć na stronie Uwagi! TVN.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Nie zaciągali kredytów, a okazało się, że je mają. "Kwota zobowiązań to 1,8 mln zł"
- Nie dowiedziała się, czy ma raka, bo CBA wpadło do gabinetu. "Źle się czuła, krwawiła"
- Jak krok po kroku zastrzec numer PESEL? To szczególnie ważne dla seniorów
Autor: AM
Reporter: Martyna Aftyka
Źródło: Uwaga! TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN