Mimo ogromnej zmiany na twarzy nigdy nie straciła wiary w siebie: "Nikt na świecie nie ma tyle pewności co ja"

Szczęśliwa kobieta nad morzem
Szczęśliwa kobieta nad morzem
Źródło: FredFroese/Getty Images
Lu Dorini to 41-letnia brazylijska blogerka, u której zdiagnozowano rzadką chorobę, w wyniku której od dziecka żyje z ogromną zmianą na twarzy. Mimo 19 operacji ratujących życie i problemów zdrowotnych, kobieta nie traci optymizmu i uczy innych, jak pokochać siebie.

Niepozorna zmiana

Lu Dorini tuż po przyjściu na świat miała na brodzie niewinnie wyglądającą krostkę, na którą nikt wówczas nie zwrócił uwagi. Kiedy dziewczynka skończyła 8 miesięcy i zaczął wyrzynać się jej pierwszy ząb, rodziców zaniepokoił silny krwotok z dziąsła, którego nie dało się zatamować. Przestraszeni udali się do szpitala, gdzie stwierdzono, że przyczyną krwawienia była wspomniana już niepozorna zmiana na brodzie. Lekarze początkowo uznali, że jest to naczyniak jamisty i uspokajali rodzinę Lu, że z biegiem lat powinien się on samoistnie zmniejszać. Niestety diagnoza okazała się błędna.

Prawidłowe rozpoznanie postawiono dopiero, gdy Lu miała 14 lat. Okazało się, że dziewczynka choruje na malformację tętniczo-żylną, wadę charakteryzującą się występowaniem zmienionych naczyń tętniczych i żylnych, które łączą się ze sobą bezpośrednio z pominięciem sieci naczyń włosowatych. Odkrycia dokonał chirurg, który przeprowadzał u nastolatki zabieg usunięcia zmiany.

Optymizm mimo wszystko

Od tamtego czasu, z powodu masywnych krwawień Dorini była poddawana operacjom ratującym życie aż 19 razy. I jak przyznaje, podczas kilku z nich była bliska śmierci. Pomimo choroby nigdy jednak nie zwątpiła w siebie i żyła pełnią życia. Tak jest do tej pory. Mało tego, Lu uważa, że ma wyższą samoocenę niż ktokolwiek inny na świecie.

Urodziłam się z wadą, ale nie pozwolę, aby ona przejęła kontrolę nad moim życiem. Zawsze kochałem siebie taką, jaką jestem, od dzieciństwa. Jestem piękną, inteligentną, zdolną kobietą i nigdy nie myślałam, że muszę wyglądać inaczej, żeby mnie zaakceptowano. Jestem taka jak wszyscy i zasługuję na miłość oraz akceptację. Kocham siebie, naprawdę kocham

- stwierdziła w jednym z wywiadów.

Lu Dorini pomaga też innym. Wydała książkę, w której opisała swoją historię, ma bloga, na którym dzieli się doświadczeniami związanymi z chorobą, a także prowadzi wykłady w mediach społecznościowych. Robi to, ponieważ ma nadzieję, że zainspiruje ludzi, by czerpali z życia garściami i pokochali siebie.

Chciałabym, aby inni zrozumieli, że można być szczęśliwym, nawet z defektem estetycznym i dużym problemem zdrowotnym. Wierzę, że w ten sposób mogę zmienić świat

- powiedziała.

Przyznała także, że w większości przypadków ludzie reagują na jej posty pozytywnie, ale trafiają się też hejterzy.

Oczywiście otrzymuję niemiłe komentarze, ale nie czyni mnie to mniej szczęśliwą. Kiedy wypowiadasz się w mediach społecznościowych, musisz się przygotować na wszystko (...). Odpowiadam tylko tym, którzy widzą moje piękno. A jeśli ktoś ma inne zdanie na mój temat, to jego problem. Ja nadal będę uważała, że jestem oszałamiająca

- dodała z uśmiechem.

Teoś urodził się z naczyniakiem. Zobaczcie jego historię:

>>> Zobacz także:

Dorota Gardias zakażona koronawirusem. "Bardzo dziękuję za wszelkie gesty wsparcia"

Czego nie mówi się głośno o adopcji? "Rodzicielstwo adopcyjne to coś więcej niż biologiczne"

Młoda Polka miała 30-kilogramowego guza jajnika. "Sięgał od dna miednicy po kopuły przepony"

Autor: Iza Dorf

podziel się:

Pozostałe wiadomości