Dziewięć lat temu Paulina Antczak, studentka i nauczycielka w jednej ze szkół językowych, mieszkała ze swoim chłopakiem, Dawidem Z., w centrum Wrocławia. 24 września rano do domu rodziców dziewczyny przyjechał policjant.
- Powiedział, że córka umarła. Wróciłam do środka, usiadłam i skamieniałam. Przyjechał mąż, przewrócił się na podłogę. Potem pojechaliśmy na miejsce zgonu, ale ciała córki już tam nie było - opowiada pani Iwona. I dodaje: - Zastaliśmy Dawida w kuchni, miał chyba trzy albo cztery telefony i przekładał karty.
Ślady przemocy
Dawid Z., który kilka dni wcześniej pokłócił się z Pauliną, miał feralnej nocy spać w innym pokoju. Zeznał, że ok. 5 nad ranem obudziło go charczenie dziewczyny i natychmiast wezwał pogotowie. Lekarz uznał, że zgon nastąpił z przyczyn naturalnych.
- Do tej pory nie mogę zrozumieć, dlaczego na miejscu zgonu nikt nie zrobił rzetelnego rozpoznania – dziwi się matka Pauliny.
- Mieszkanie wyglądało tak, że jakaś przemoc musiała się tam dziać – podkreśla Kazimierz Antczak, ojciec Pauliny.
- Wówczas na ścianie była boazeria, która była wgnieciona na wysokości głowy. To wzbudziło nasz niepokój. Dalej było popękane lustro, a na drzwiach szafy były krwawe ślady, od góry do dołu. Spływające krople – opisuje matka Pauliny.
Dlaczego tego nie zauważono? - A, czy oni chcieli cokolwiek zauważyć? – denerwuje się pani Iwona.
- W protokole oględzin jest Z. Nie ma nic wpisanego, czyli nic nie zabezpieczono – zwraca uwagę pan Kazimierz.
Rodzice Pauliny mają kilka grubych segregatorów z aktami dotyczącymi sprawy ich córki.
- Prokurator już na miejscu zdarzenia wypisał postanowienie o przeprowadzeniu sekcji, gdzie wpisał okoliczności zgonu – "Upojenie alkoholowe, zgon we śnie".
Wątpliwości rodziców rosły z dnia na dzień. Sekcja zwłok nie wykazała w organizmie Pauliny alkoholu. Specjaliści nie byli w stanie określić przyczyny śmierci kobiety.
- Podczas sekcji nie wykonano toksykologii. W tych czasach, biorąc pod uwagę młody wiek mojej córki, to niebywałe – podkreśla pani Iwona.
Rodzice Pauliny, po tym jak zorientowali się, że śledztwo będzie najprawdopodobniej umorzone, wzięli sprawy we własne ręce. Zlecona przez nich analiza pozostawionego w mieszkaniu telefonu Dawida, wykazała, że istnieją poważne wątpliwości, czy mężczyzna nie zwlekał z wezwaniem pomocy. Wyszło też na jaw, że na jednym ze zrobionych w mieszkaniu zdjęć, policyjny technik przypadkiem sfotografował litrową kroplówkę z resztką płynu. Gdy do mieszkania dotarli rodzice Pauliny, kroplówka zniknęła. Ustalono, że tej butelki nie zostawiło wezwane do Pauliny pogotowie.
- Ale dla Dawida to nie było zaskoczenie, on od razu miał odpowiedź. Powiedział, że to pewnie jego kolega zapomniał, bo jest ratownikiem medycznym i zostawił tam przez pomyłkę – przywołuje pani Iwona.
- Ale kolega ratownik się tego wyparł – zaznacza kobieta.
Rodzice Pauliny zapewniają, że ich córka sama nie brała kroplówek. - Nigdy w życiu nie było czegoś takiego. Ona bała się igły jak ognia – mówią.
Ponieważ zmarła miała na przedramieniu ślad po wkłuciu, jej rodzice przypuszczali, że do kroplówki zawierającej oryginalnie niegroźny preparat, ktoś wlał inny jeszcze środek i podał ogłuszonej wcześniej Paulinie.
- Przez cały czas próbowaliśmy zaszczepić, że trzeba zrobić badania toksykologiczne. Pani prokurator jak słyszała, że chcemy sprawić kroplówkę, skąd jest itd., to wpadała w szał. Była na nas tak wściekła, że w zasadzie nie dopuszczała niczego w kwestii kroplówki – przywołuje ojciec Pauliny.
Prywatny akt oskarżenia
Starania rodziców zdały się na nic. Gdy prokuratura dwukrotnie umorzyła postępowania, uznając, że nie doszło do popełnienia przestępstwa, państwo Antczak wykorzystali ostatnią szansę na zbadanie sprawy i złożyli w sądzie prywatny akt oskarżenia przeciw Dawidowi Z. Na kolejnych rozprawach rodzice Pauliny składali wnioski o przeprowadzenie dowodu z kompleksowych badań toksykologicznych zwłok Pauliny. W jednym z takich momentów towarzyszył im nasz reporter.
- Po prostu skandal, po raz czwarty będziemy czekać na opinię zakładu medycyny sądowej z Wrocławia zamiast ekshumacji. Nie wiemy, dlaczego sąd nie chce zgodzić się na ekshumację. Jak byliśmy w punkcie wyjścia, tak jesteśmy – mówili wychodząc z sądu w lutym 2021 roku Antczakowie.
- W sumie składaliśmy pięć albo sześć wniosków o ekshumację. I nie udało się – wskazują dzisiaj Antczakowie.
Kiedy sąd uniewinnił Dawida Z., rodzice Pauliny zdecydowali się na desperacki krok: postanowili na własny koszt przeprowadzić ekshumację i zlecili badanie szczątków córki.
- Wyniki bardzo nas zaskoczyły. To, co wyszło było dla mnie szokiem – mówi pani Iwona. I dodaje: - Teraz mam pewność, że córka została zabita.
W szczątkach Pauliny eksperci znaleźli olbrzymią ilość amiodaronu, silnego, podawanego najczęściej dożylnie leku, którego nadmiar zatrzymuje akcję serca.
Choć preparat stosuje się czasem podczas reanimacji, w zwłokach było go tak dużo, że biegli wykluczyli, by lek podano ratując życie dziewczyny. Amiodaron wykryto nawet w zabezpieczonych resztkach trumny.
Patolog sądowy, który doskonale zna sprawę Pauliny, zgodził się anonimowo wytłumaczyć nam, co oznaczają sensacyjne wyniki badań.
- To jest lek antyarytmiczny, mający na celu spowolnienie akcji serce i ustabilizowanie jej – słyszymy.
- Oznacza to, że mogło dojść do zabójstwa. Poprzez podanie tego leku – mówi ekspert i dodaje, że jeśli było to zabójstwo to bardzo wyrafinowane: - Musiała zostać wcześniej w jakiś sposób pozbawiona czynności obronnych. Być może jakimś innym środkiem odurzającym. Proszę sobie wyobrazić, w jaki sposób można podłączyć komuś kroplówkę. Komuś, kto jest przytomny i jest w stanie walczyć i się bronić. To jest niemożliwe w przypadku jednej osoby.
Co się mogło stać? Jak policja i prokuratura przez tyle lat tego nie zauważyła?
- Nie wykonano jednej czynności, która pozwoliłaby albo ukierunkować sprawę na zabójstwo albo to zabójstwo wykluczyć. Bo nie wykonano po prostu kompleksowych badań toksykologicznych płynów ustrojowych i narządów – mówi ekspert i podkreśla: - W przypadku zgonu młodej osoby, o nieustalonej przyczynie, powinno to być standardem.
Niezwykle istotne dla wyjaśnienia tej sprawy wyniki badań nadeszły w ostatniej chwili. Sąd rozpoznawał właśnie apelację wniesioną przez państwa Antczak od wyroku uniewinniającego chłopaka Pauliny. Dawid Z. w tym dniu do sądu nie przyszedł.
- Postępowanie było prowadzone rażąco źle. Nie zabezpieczono dowodów z miejsca zdarzenia – mówiła podczas apelacji adwokat Eliza Kuna, pełnomocnik rodziców Pauliny Antczak.
Sąd zdecydował by jeszcze raz zbadać sprawę śmierci Pauliny, teraz już pod kątem tego, czy doszło do zabójstwa.
- Prokuratura wykonała wszelkie czynności niezbędne w toku postępowania przygotowawczego. Ze względu na nowe okoliczności, które ujawniły się w toku postępowania przed sądem odwoławczym, prokuratura również wnosiła o uchylenie zapadłego wyroku pierwszej instancji – uniewinniającego Dawida Z. – mówi Anna Placzek-Grzelak, rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
- Na miejscu nie zabezpieczono żadnych śladów, a przede wszystkim nie zabezpieczono kroplówki, która mogła stanowić narzędzie zbrodni – mówił reporter.
- Nie jestem od tego, żeby oceniać… - oświadczyła rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.
Pełnomocnik rodziców Pauliny Antczak wierzy, że jest możliwe dojście do prawdy.
- Wymaga to ogromnego wysiłku. Rodzice już dziś pokazują, ile wysiłku musieli włożyć sami, zamiast organów ścigania, żeby pewne rzeczy wyjaśnić – mówi adwokat Justyna Flankowska.
- My już te puzzle ułożyliśmy i wiemy. Czekamy teraz, czy prokuratura wreszcie weźmie się do roboty. Bo przez dziewięć lat to my robiliśmy za nich – kończy matka Pauliny Antczak.
Cały reportaż zobaczysz na vod.pl oraz na player.pl
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Tak oszukują nas na pieczywie. "W chlebie może być praktycznie wszystko"
- Polacy wstępują do Legii Cudzoziemskiej. "Otarcie się o śmierć na misji? Podpisujemy się pod tym"
- Mogą stracić dorobek życia. "Włos się zjeżył nam na głowach"
Źródło: "Uwaga! TVN"