Z dziećmi o śmierci, uboju, rasizmie i nauce empatii? Szwedzka literatura dla najmłodszych nie boi się trudnych tematów

szwedzi literatura dziecięca
Maskot/Getty Images
Źródło: Digital Vision
Polityka, biologia, filozofia, gospodarka, kwestie społeczne i ekonomiczne, współżycie, otwartość seksualna, śmierć i strata najbliższych. Brzmi jak tematy, na które zwyczajowo spodziewalibyśmy się natrafić w książce dla dzieci? Zdaniem Szwedów – jak najbardziej. Bo skoro mamy traktować się poważnie, to czemu od najmłodszych lat unikamy prowadzenia trudnych rozmów z dziećmi, fundując im zamiast tego lukrowaną bombonierkę, a nie łatwy do przyswojenia obraz tego, jak rzeczywiście działa świat?

Wszystkie nasze dzieci z Bullerbyn

Zaczytywałam się w tej książce z wypiekami na policzkach: marzyłam o swoim własnym Pontusie i o tym, by na urodziny dostać taki pokoik jak Lisa. Nie zdawałam sobie sprawy, że ukochana powieść została napisana ładnych "dziesiąt" lat przed moimi narodzinami. Świat namalowany w "Dzieciach z Bullerbyn" pod koniec lat 40. ubiegłego wieku był dla mnie równie rzeczywisty co podwórko pod blokiem i trzepak. No, poza jednym wyjątkiem – Lasse, Bosse, ich siostra i przyjaciele mieli jednak więcej sielskiej zieleni dookoła siebie.

Astrid Lindgren była pionierką literatury dziecięcej. Dziś jej "Dzieci z Bullerbyn" są lekturą szkolną, choć to nie jedyna świetna książka dla maluchów, jaką popełniła. Wszystko przecież zaczęło się od Pippi Långstrumpm (w Polsce znanej pod mianem Pippi Pończoszanki), czyli rezolutnej dziewięciolatki o rudych warkoczykach. Jej historię uznano za świeżą, radosną, przeczącą konwencjom (może poza jednym krytykiem, który uważał, że znaczące nazwisko głównej bohaterki może posłużyć reklamie i lokowaniu produktu) i to samo można powiedzieć o kilkudziesięciu innych książkach Lindgren, którymi dziś świat zachwyca się w ponad 100 możliwych językach. "Jeśli piszę jakąś książkę, to chciałabym, by była taka, jaką sama z chęcią bym jako dziecko przeczytała. Piszę dla mojego wewnętrznego dziecka" – mówiła autorka, której imieniem opatrzona jest dziś jedna z najbardziej prestiżowych nagród literackich. Literatura dziecięca dla Szwedów to skarb i powód do dumy, a nie "gorsza półka". Zresztą, o ile kochana i w Polsce Lindgren była pionierką, to na pewno nie można jej uznać za wyjątek. - Szwedzka literatura dla dzieci stawiana jest za wzór w swojej klasie - zauważa Katarzyna Hasiewicz-Obarzanek, założycielka księgarni "Książki po szwedzku". - Pomaga dzieciom poznawać świat takim jaki jest, bez zbędnego koloryzowania, moralizatorstwa, forsowania prawd absolutnych czy oceniania.

Szwedzkie publikacje dla najmłodszych nie infantylizują, lecz uświadamiają. I robią to w przystępny, dobroduszny sposób.

Rewolucja w dziecięcych opowiastkach

Jedna na trzy z publikowanych w Szwecji książek jest przeznaczona właśnie dla dzieci. I, jak podaje Svenska Institutet, większość z nich porusza naprawdę różnorakie zagadnienia, od "tańczących krów po samotnie wychowujących ojców". W przeciągu ostatnich lat oferta literacka dla szkrabów tylko się podwoiła, a od lat 80. jej historia i tematyka wykładane są na uniwersytetach. Zdziwieni? Uprzedzam – Szwecja na tworzenie swojego dziecięcego programu literackiego miała dość sporo czasu; jeszcze na przełomie XIX i XX wieku Ellen Key krytykowała ówczesne pisarstwo za zbytnie bazowanie na sferze fantazji, uczuciowości i pięknie. Opowiadała się za tym, by dzieci miały prawo do obcowania z dobrą literaturą już od najmłodszych lat.

Prawdziwa rewolucja – do której, patrząc na oferty na rynku, z wolna dochodzimy także i my – miała miejsce w latach, a jakże, siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Trwała społeczna debata, jak dać dzieciom pole do tworzenia własnych przemyśleń, znajdywania swoich opinii o świecie i o otaczającym ich środowisku. Słowo-klucz? Nie tylko "barnboken" (literatura dziecięca), ale i cała "barnkulturen" (kultura dziecięca) – wystarczający dowód, że to, co dla najmłodszych można i należy brać na poważnie.

Wracając do lat 70., to właśnie wówczas do książek zaczęły przenikać tematy trudne. Pamiętam moje zdziwienie, gdy zobaczyłam szwedzką publikację z tamtego okresu o tym, jak powstaje mięso (a przysięgam, że kiedyś od polskich kilkulatków usłyszałam, że bierze "ze sklepu"). Książeczka miała też stosowne fotografie (z rzeźni) i nosiła tytuł "De goda djuren" (dobre zwierzęta). Od razu zrodziło się we mnie pytanie – czy w Polsce jesteśmy gotowi na podejmowanie trudnych rozmów z dziećmi? I czy umiemy je prowadzić?

Rozmówki po szwedzku

Szwedzi dyskutują, polemizują, debatują ze swoimi dziećmi. Trudne wątki są zresztą tym, co wybiło "ichną" literaturę dziecięcą i przełożyło się na jej rosnącą popularność na całym świecie. Jak z maluchami rozmawiać o śmierci, nałogach, przemocy, rozwodach, jak kształtować w nich empatię? Szwedzcy autorzy mają na to sposób.

Martin Widmark proponuje kryminały dla najmłodszych ("LasseMajas detektivbyrå", czyli "Biuro Detektywistyczne Lassego i Mai"), Jujja i Tomas Wieslander w książce "Mamma Moo" opowiadają na przykład historię tańczącej krowy, która chce robić wszystko to, co ludzie. Albert Gunilli Bergström mieszka sam razem z tatą, a w książce Vinterviken (jeszcze nie przetłumaczonej na polski) poznajemy historię miłości biednego imigranta o imieniu John-John i pochodzącej z bogatego domu Elisabeth (sama opowieść stanowi zresztą świetny punkt wyjścia do rozmów o rasizmie i uprzedzeniach społecznych). W "Żegnaj, panie Muffinie" Ulf Nilsson mierzy się z tematyką przemijania, odchodzenia i starości. Małą, acz wiekową już świnkę morską zaczyna boleć brzuszek i wie już, że rychło nadejdzie ostateczny dzień.

- Nie ma tematów zbyt krępujących czy zbyt trudnych, by je poruszyć, dlatego otwarcie pisze się o śmierci, seksualności czy fizjologii - wyjaśnia Katarzyna Hasiewicz-Obarzanek. - Dziecięce emocje i przeżycia nie są traktowanie pobłażliwie, a z otwartością, szacunkiem i powagą, co każdy młody czytelnik od razu wyczuje. Tworzy to wspaniałą przestrzeń do pokazywania mu świata z uwzględnieniem tej wspaniałej, dziecięcej perspektywy - podsumowuje.

Dydaktyka bez moralizowania i dobroduszna nie-infantylizacja – do tego przekonują nas Szwedzi. Nie bójmy się rozmawiać z dziećmi; a przede wszystkim, nie bójmy się im czytać. Znajdźmy na to czas i chwilę. Dobra lektura na dobranoc (i na dzień dobry) to najlepsza inwestycja w przyszłość.

Zobacz wideo: Małgorzata Pieczyńska o karierze aktorskiej w Szwecji

Dzień Dobry TVN/x-news

Zobacz też:

Żłobki i przedszkola ponownie otwarte. Rodzice nie kryją zadowolenia i podkreślają: "To był trudny czas"

Mascne, czyli trądzik od maseczki. Jak sobie z nim poradzić? "Najlepiej zrezygnować z makijażu twarzy"

Wypalenie rodzicielskie – co to jest i jak sobie z nim radzić? Psycholog: "Stan psychiczny rodzica przekłada się na dziecko"

Autor: Ola Lipecka

podziel się:

Pozostałe wiadomości