Brak turystów, brak pieniędzy
Niemal wszyscy mieszkańcy Zakopanego żyją z turystyki. Kolejne miesiące restrykcji doprowadziły wiele firm na skraj bankructwa.
- Dziś jeszcze nic nie sprzedałam. Jest jak jest, ludzie oszczędzają – mówi sprzedawczyni z Krupówek.
- Hotele i restauracje pozamykali, i ludzie nie przyjeżdżają tu wcale – dodaje inna z handlujących.
Elżbieta Śmierzchalska od ponad 20 lat prowadzi w stolicy Tatr dom wypoczynkowy. To jej jedyne źródło utrzymania.
- Ten dom żyje tylko wtedy, kiedy są goście. Jak ich nie ma, on wegetuje, albo wręcz umiera – mówi pani Elżbieta. I dodaje: Ostatni turyści byli tu na początku października, czyli wtedy, gdy na nowo wchodziły obostrzenia i obowiązek noszenia maseczek w przestrzeni publicznej.
Oszczędności pani Elżbiety szybko topnieją.
- Mam nadzieję, że jeszcze na dwa miesiące wystarczy mi pieniędzy. Nie wiem, co będzie potem – wyznaje.
Postawieni w trudnej sytuacji właściciele kwater szukają wszelkich sposobów, by przetrwać. Popularna stała się tzw. turystyka delegacyjna, czyli wyjazdy w celach służbowych.
- "Oświadczam, że mój pobyt związany jest z wyjazdem służbowym". Na ten moment to jest wystarczająca deklaracja – usłyszeliśmy w recepcji jednego z zakopiańskich hoteli.
Nie wszyscy przetrwają do wiosny
Pan Gerard wynajmuje pięć apartamentów. Dodatkowo jeździ taksówką. Co miesiąc płaci około 10 tysięcy złotych kredytu. Brak turystów to dla niego poważne obciążenie. Utrzymuje pięcioosobową rodzinę.
- Wielu myśli, że górale śpią na pieniądzach. Owszem, w sezonie zarabiamy dobrze, ale musimy z tego utrzymać się cały rok. Utrzymać rodzinę, spłacić kredyty i opłacić pracowników. Za chwilę ludzie będą popełniać samobójstwa i umierać z głodu, do tego dojdzie – przestrzega Gerard Wolski.
W sieci aż roi się od różnych ofert wypoczynku podczas świąt czy ferii. Apartament można wynająć np. podając się za krewnego lub daleką rodzinę właścicieli. Mile widziane są dzieci, a nawet duże grupy znajomych.
- Nie dziwię się ludziom, że przyjmują gości. Wszyscy sobie zdają sprawę, że wiosny możemy nie dotrwać. Nie wnikam w szczegóły. Jak ktoś mówi, że przyjeżdża służbowo, ma zaświadczenie, to nie będę go dopytywał o szczegóły. Jak miałbym to weryfikować? – zastanawia się Wolski.
Sezon zimowy to także okazja do zarobku dla instruktorów jazdy na nartach. Pan Maciej od kilku lat uczy zorganizowane grupy amatorów. Mimo otwarcia stoków, zamknięte dla turystów hotele, to dla niego finansowa katastrofa.
- Nie wiem, co zrobię, jak nie będę mógł zarabiać na stoku. Wyjdę strajkować chyba, bo co innego mi zostanie. Mam dziecko, boję się o to, co dalej. Albo przeżyjemy, albo będziemy żebrać. Górali lepiej nie wkurzać. Oni do Warszawy nie pojadą z transparentami, tylko z siekierami – podkreśla Maciej Piotrowski.
Rząd zapowiada ścisłe kontrole obiektów, a nawet potężne kary dla tych, którzy próbują ignorować reżim sanitarny. Za nielegalne przyjmowanie gości hotele mogą nawet stracić wsparcie tarczy antykryzysowej.
- Jeżeli rząd zabiera mi możliwość zarobkowania, to w marcu zapukają do mnie komornicy z banków, bo nie będę miał z czego zapłacić kredytów. Zastanawiam się, komu otwieramy te stoki narciarskie, skoro nie pozwalają ludziom przyjeżdżać – kończy Gerard Wolski.
Cały materiał na stronie programu Uwaga! TVN.
>>> Zobacz także:
Sześciolatka uwięziona we własnym ciele. "Nawet raczkując, przewraca się na głowę"
Uprowadzenie czy ucieczka? Trwają poszukiwania Klaudii Sadkowskiej i jej 10-miesięcznego synka
"Chorzy umierają, mimo wołania i krzyków". Wstrząsające nagrania ze szpitala w Poznaniu
Autor: Iza Dorf
Źródło: Uwaga! TVN