Siła jest kobietą: Każda jest inna. Każda wyjątkowa. Każda ma różne cele i marzenia, inną historię do opowiedzenia. Łączy je jedno. Bohaterki tego cyku udowadniają, że siła jest kobietą.
Obrona pracy magisterskiej vs. poród
Dominika Czerniszewska: Na kiedy miałaś wyznaczony termin porodu?
Rita Krzymińska: Na 15 sierpnia, a obronę pracy magisterskiej miałam mieć 30 lipca. Tymczasem 29 lipca byłam na wizycie kontrolnej u ginekologa. To był 38. tydzień ciąży. Lekarz powiedział, że wszystko jest w porządku i że "jeszcze czas". Zalecił pogodę ducha, jednak stres zrobił swoje, bo tak się przejęłam obroną pracy magisterskiej, że o godzinie 1:30 w nocy dostałam skurczy. Zdziwiłam się, bo przecież lekarz zapewniał mnie, że do porodu mam czas, ale skurcze nie mijały, a ból narastał. Obudziłam więc męża i powiedziałam: "Chyba rodzę". Pojechaliśmy szybko do szpitala i okazało się, że to były skurcze porodowe.
Co było dalej?
Na izbie przyjęć uprzedziłam panią położną, która mnie badała, że mam zaplanowaną obronę pracy magisterskiej. Ona zrobiła wielkie oczy, ale spojrzała na mnie wyrozumiale i odparła: "No dobrze. Może będzie tak, że ja tutaj panią zbadam, później pojedzie pani do domu, zdąży obronić swoją pracę magisterską i wróci do nas". Plan wydawał się dobry, ale natura spłatała figla. Rozpoczęła się aktywna faza porodu. Rozwarcie było już na 4 centymetry! Musiałam zostać na oddziale. Na dodatek zapomniałam zabrać z samochodu laptopa, który był potrzebny, bo obrona miała odbywać się zdalnie. Mąż chciał po niego wrócić, ale - ze względu na reżim sanitarny związany z pandemią - nie mógł, bo nie zostałby ponownie wpuszczony.
Rozumiem, że w zaistniałej sytuacji obrona pracy magisterskiej zeszła na dalszy plan?
Obrona była przewidziana na godz. 12:30. To zadziwiające, jak silna może być motywacja. Teraz wydaje mi się, że moje dążenie do obrony w wyznaczonym terminie było odrealnione, wówczas jednak myślałam, że może uda mi się obronić pracę magisterską ze… skurczami. Przy każdym kolejnym przekonywałam się, że jednak raczej nie (śmiech). Poprosiłam więc męża, żeby napisał do mojej koleżanki, która również tego dnia się broniła, aby poinformowała komisję o mojej sytuacji. Nie zdążyła tego zrobić, bo o 8:30 już urodziłam! Położna przyznała, że szybko mi poszło (śmiech).
Jak się czułaś?
Dużo emocji, adrenaliny, stres, malutkie dziecko… Miałam szczęście, że w 38. tygodniu ciąży dziecko urodziło się zdrowe i wszystko było z nami w porządku. Równocześnie cały czas z tyłu głowy miałam to, że muszę się obronić! Bardzo mi na tym zależało. Byłam przygotowana, uczyłam się. Chciałam mieć to już za sobą. Wiedziałam, że później przy malutkim dziecku byłoby to utrudnione, bo maleństwo będzie mnie potrzebowało przez cały czas. Na dodatek nie wiadomo było, w jakiej formie w przyszłości będą się odbywać obrony prac magisterskich - nadal zdalnie czy już tylko stacjonarnie? A ja nie chciałam zostawiać swojego dziecka.
Jak zareagowali lekarze?
Wszyscy byli w szoku. Położna mi bardzo pomogła, chociaż była zdziwiona, że nadal chcę się bronić. Godzina obrony była ruchoma, lista bardzo szybko się przesuwała. Natomiast położna zapewniła mnie, że nawet, jeśli urodzę dziecko i ta obrona będzie powiedzmy za trzy godziny, to ona mnie przytrzyma na sali porodowej. Można bowiem na niej przebywać maksymalnie dwie godziny, a zapewniła, żebym się tym nie przejmowała i spokojnie się połączyła z komisją. Wiedziała, że jeśli znajdę się na sali wśród innych pacjentek, to będzie utrudnione.
Następnego dnia, gdy było już po wszystkim i znajdowałam się na sali pobytu, ta położna mówiła do drugiej: "To ta pani, która pracę magisterską obroniła na sali porodowej". Była urocza. To naprawdę niezapomniane wrażenia i nie da się o nich zapomnieć.
W jakim szpitalu miało to miejsce?
W SPW ZOZ MSWiA w Bydgoszczy.
Piątka na dyplomie
Czy przed obroną uprzedziłaś komisję, że przed chwilą urodziłaś?
Poprosiłam koleżankę, by zapytała komisję, czy mogę się bronić? Czy pozwolą na to, żebym w takich warunkach się broniła? Mój promotor wyraził zgodę. Pobrałam i zainstalowałam szybko aplikację w telefonie, bo laptopa wciąż nie miałam. Przystąpiłam do obrony jako świeżo upieczona mama, czyli w koszuli upaćkanej krwią, rozczochrana, z dzieckiem na klatce piersiowej. To mogło egzaminatorów zaskoczyć i zszokować. Komisja jednak potraktowała mnie ulgowo. Pytania, które otrzymałam, były nawet łatwiejsze, niż się spodziewałam. Wszyscy się uśmiechali. Zdałam na piątkę, a na koniec członkowie komisji chcieli zobaczyć mojego synka, więc naprawdę byli przyjaźnie nastawieni.
Jednego dnia piątka na dyplomie i syn. Mąż pewnie pękał z dumy?
Oczywiście. Pozwolili mu zostać, dopóki się nie obroniłam. Gdy wysłałam rodzinie zdjęcie maluszka i informację, że obroniłam się na 5, wszyscy byli w szoku. Mówili: "Ty, to jesteś!", "Jak to zrobiłaś?". Mama, teściowa, wszyscy gratulowali.
A jak postanowiłaś uczcić cichego bohatera tych wydarzeń, który dopiero co się urodził, a już zdawał egzamin?
Otrzymał imię Adrian, po tacie.
Archiwum prywatne
Dziękuję za rozmowę. Twoja historia pokazuje, że Siła jest kobietą. Zdarzały się bowiem sytuacje jak z Kolberga, że kobieta rodziła w trakcie prac polowych, obmywała i karmiła dziecko, zawijała je w czyste płótno i pozostawiała pod opieką swojej matki lub teściowej, by dokończyć prace. Ale Kolberg nie przewidział, że po porodzie, z synkiem na piersi dokończy obronę pracy magisterskiej pt.: "Ocena wpływu przezskórnej angioplastyki wieńcowej na jakość życia pacjentów w wieku podeszłym" w Collegium Medicum im. Ludwika Rydygiera w Bydgoszczy. I to na piątkę!
Archiwum prywatne
Masz ciekawą historię do opowiedzenia? Chcesz zostać bohaterką cyklu Siła jest kobietą? Napisz do mnie: dominika_czerniszewska@discovery.pl
Zobacz także:
Anna Kalczyńska szczerze o wychowywaniu dzieci. "Nie zawsze znam odpowiedź na trudne pytania"
Zobacz wideo: 43% porodów to cesarskie cięcie
Autor: Dominika Czerniszewska