W XIX wieku pogrzeby i związane z nimi obrządki były integralnym elementem ówczesnej kultury. Jak w tamtym okresie pielęgnowano pamięć o zmarłych? O tym w Dzień Dobry TVN opowiedziała Agnieszka Lisak, autorka bloga traktującego o życiu naszych przodków sprzed ponad 100 lat.
Dawne zwyczaje żałobne
Kilka dekad temu uroczystości pogrzebowe wyglądały zupełnie inaczej, niż współcześnie. Osobliwą formą zachowywania wspomnień po zmarłych było uwiecznianie ich wizerunku na pośmiertnych fotografiach. Za ważną pamiątkę po bliskich uznawano także pośmiertne maski. Widok zwłok nie był dla naszych przodków niczym zaskakującym. Zdaniem ekspertki, większość majętnych osób odchodziła z tego świata na oczach najbliższych.
- W XIX wieku bogaci ludzie umierali w domach, pod okiem wynajętego lekarza. Tylko biedni umierali w szpitalach, które wtedy niejednokrotnie pełniły rolę przytułków. Czasami mówiono, że ktoś był tak biedny, że aż umarł w szpitalu. Skoro odchodzono w domach, rodzina była przyzwyczajona do widoku śmierci i to też sprawiało, że robienie zdjęć osób zmarłych czy robienie masek pośmiertnych wydawało się praktyką zupełnie naturalną- wyjaśniła Agnieszka Lisak.
Osoby zmarłe wyglądały na zdjęciach dokładnie tak, jak za życia. Układano je w określonych pozach po to, by jak najlepiej oddać ich doczesny wizerunek. Fotografie pośmiertne były następnie oprawiane w ramki i wieszane na ścianach w domach. W XIX wieku praktykowano także pozowanie do zdjęć portretowych, na których uwieczniano osobę żywą oraz wizerunek zmarłego. Miłośniczką takich portretów była między innymi królowa Wiktoria.
Ostatnie pożegnanie zmarłego zazwyczaj odbywało się w domu. Przedstawiciele wyższych klas społecznych obijali ściany wybranego pokoju na czarno i ustawiali w nim świece, przekształcając go w osobliwą kaplicę.
- Dzisiaj śmierć ma często charakter bezosobowy. Dostajemy telefon ze szpitala i dowiadujemy się, że ktoś odszedł, a następnie spotykamy się na pogrzebie i to jest cały nasz kontakt ze śmiercią, natomiast w XIX wieku miała ona namacalny charakter - oceniła Agnieszka Lisak.
Nekrologi i uroczystości pogrzebowe w XIX wieku
Dawniej pogrzeby uznawane były za bardzo doniosłe wydarzenia. W XIX wieku zwłaszcza bogaci i szanowani obywatele dbali o to, by uroczystości funeralne zwracały uwagę przepychem i niezwykle wystawnym charakterem. Tradycyjne obrzędy nie wykluczały też organizacji spotkań, które dzisiaj określa się mianem stypy.
- Pogrzeby cieszyły się takim zainteresowaniem, że zdarzało się, że ludzie wynajmowali okna w mieszkaniach, zajmowali dachy po to, żeby móc się przyglądać uroczystości - zauważyła ekspertka. Podkreśliła też, że odpowiadała za to autonomia galicyjska, pozwalająca hucznie celebrować wszystkie święta.
Pamięć o zmarłych, jak również związany z ich odejściem smutek, nakazywały naszym pradziadom okazanie szacunku w określony sposób. Dawniej żałoba żony po mężu trwała dwa lata. Przez ten czas kobieta musiała ubierać się na czarno, zobowiązana była także do rezygnacji z życia towarzyskiego. Co ciekawe, rodzice nie przeżywali żałoby po swoich dzieciach. Zupełnie inaczej wyglądały także nekrologii. W tamtym okresie kobiety z wyższych sfer nie studiowały, nie zajmowały też intratnych stanowisk. Informacja o śmierci przedstawicielki płci pięknej zwykle redagowana była w taki sposób, by podkreślić pozycję jej męża.
- W XIX wieku kobieta świeciła odbitym światłem mężczyzny, z którym spędzała życie, tak więc na nekrologach niejednokrotnie pisano, że była żoną właściciela dóbr ziemskich, żoną buchaltera urzędu czy też matką posła albo matką profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego - podsumowała Agnieszka Lisak.
Zobacz także:
- "Woskowanie wcale nie sprzyja kamieniom". Jak skutecznie umyć nagrobek i go pielęgnować?
- Zespół "Mazowsze" od kulis. "Gdy gdzieś wyjeżdżamy, do tira ładowanych jest 10 ton"
- Dlaczego w Polsce nie kręci się horrorów? "To paradygmat artysty, który zajmuje się ważnymi sprawami"
Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Wszystkie odcinki znajdziesz na platformie Player.pl.
Autor: Magdalena Brzezińska
Źródło zdjęcia głównego: Jakub Kamiński/East News