Pani Joanna wzięła tabletkę poronną. Była przesłuchiwana w szpitalu, zabrano jej telefon i laptop

Miasto Kobiet odcinek 13. Pierwsze poronienie dziecka
Źródło: TVN
Pani Joanna udała się do szpitala, tam poinformował lekarkę, że zażyła tabletkę poronną, bo ciąża miała zagrażać jej życiu. Wtedy wydarzyło się coś, czego kobieta w ogóle się nie spodziewała. Pojawiła się policja, była przesłuchiwana i rewidowana, a następnie odebrano jej telefon i laptopa.

Zażyła tabletkę poronną, do szpitala przyjechała policja

Od tego dramatycznego dla pani Joanny zdarzenia w szpitalu minęły trzy miesiące, ale emocje nadal nie opadły. Pojechała do placówki medycznej, a była przesłuchiwana. - Kazano mi się rozebrać, robić przysiady i kaszleć - wyznała kobieta w rozmowie z dziennikarką Faktów TVN.

Pani Joanna zażyła tabletkę poronną i była to dla niej trudna decyzja, ale związana z faktem, że ciąża miała zagrażać jej życiu. Kiedy źle się poczuła fizycznie i psychicznie udała się do swojej lekarki, a ta wezwała funkcjonariuszy.

- Rozebrałam się. Nie zdjęłam majtek, ponieważ wciąż jeszcze krwawiłam i było to dla mnie zbyt upokarzające, poniżające, i wtedy właśnie pękłam, wtedy wykrzyczałam im w twarz: "czego wy ode mnie chcecie?" - wspomina. A lekarz szpitalnego oddziału ratunkowego dodał: - Co chwilę pojawiały się tylko pytania: gdzie ma telefon, gdzie ma laptop.

Mężczyzna opowiedział też jak wyglądała ta interwencja. - Czterech mężczyzn pilnowało jednej przestraszonej kobiety. Utworzyło kordon wokół pacjentki, utrudniało nam to pracę. Oni nie byli w stanie podać, dlaczego ta pacjentka jest przez nich zatrzymywana - wyjaśnił lekarz. Wielokrotnie padało słowo "przestępstwo", w pewnym momencie zniknął też laptop pani Joanny. Kiedy zainterweniował pracownik SOR-u i chciał wezwać policję usłyszał: - Jako policjant pana pouczam, że bezpodstawne wezwanie patrolu policji jest wykroczeniem - te słowa słychać na nagraniu, które udostępnił medyk.

Lekarze zostali wylegitymowani, a pacjentkę przewieziono do innej placówki z oddziałem ginekologicznym. Na miejscu był inny patrol, a po chwili wezwano kolejny. Pani Joanna była też zmuszona oddać telefon. - Można się poczuć jak w państwie policyjnym, jak w państwie totalitarnym, jak w sytuacji kafkowskiej - tłumaczyła Kamila Ferenc, adwokatka, pełnomocniczka pani Joanny.

Więcej na ten temat przeczytasz w serwisie TVN24.

Sąd utrzymuje, że kobieta nie była podejrzana

Policja z Krakowa o informacje na temat interwencji odesłała dziennikarzy do prokuratury. Ta wyjaśniła, że funkcjonariusze asystowali Zespołowi Ratownictwa Medycznego. Potwierdzono też, że prowadzone jest śledztwo z artykułów mówiących o pomocy w aborcji i namowie do samobójstwa.

Kobieta podkreśliła, że jej telefon do lekarki mógł mieć wydźwięk dramatyczny, ale podkreślała, że nie zamierza sobie nic zrobić. - Samo obniżenie nastroju nie jest powodem, żeby policja tam była. Gdyby tak było, to połowa kraju powinna być w asyście - wyjaśnił lekarz szpitalnego oddziału ratunkowego, do którego trafiła pacjentka.

Kobieta tłumaczyła, że sama zamówiła tabletki. - Hasło "aborcja" uruchomiło niemalże obławę - powiedziała.

Sąd po skardze na zabranie telefon, nakazał jego zwrot i wyjaśnił, że w Polsce nie odpowiada się za wywołanie u siebie aborcji. Nie było podstaw do stawiania kobiecie jakichkolwiek zarzutów. - Ta interwencja policji mnie kompletnie złamała. Zniszczyła mnie - powiedziała w rozmowie z dziennikarką Faktów pani Joanna.

Więcej na ten temat przeczytasz w serwisie TVN24.

Zobacz także:

Autor: Renata Kijowska, Daria Pacańska

Źródło: TVN24

Źródło zdjęcia głównego: David Sacks/Getty Images

podziel się:

Pozostałe wiadomości