W latach 70-tych na terenie Polski istniało 5 rafinerii ropy naftowej. Największą, a zarazem najnowocześniejszą z południowych zakładów, była ta znajdująca się w Czechowicach-Dziedzicach. Rocznie przerabiała 600 tysięcy ton czarnego surowca. To właśnie tam doszło do jednego z największych pożarów w polskiej historii.
Pożar rafinerii w Czechowicach-Dziedzicach
W wyniku uderzenia pioruna na terenie czechowickiej rafinerii doszło do zapalenia się jednego z zbiorników i znajdujących się w nim 12,5 tys. metrów sześciennych ropy.
Głośne uderzenie pioruna. Za chwilę widać było już ogień, gdzie była ropa magazynowana
- wspomina Jan Ściga, były pracownik rafinerii nafty w Czechowicach-Dziedzicach.
Tego się nie da opisać nawet. Krzyki, wrzaski, wołanie o ratunek. To, co palne, zostało spalone doszczętnie
- opowiada kpt. pożarnictwa, Antoni Bogdan.
W katastrofie w Czechowicach-Dziedzicach zginęło 37 osób
W próbie ugaszenia pożaru wzięło udział udział 18 sekcji zawodowych i 24 sekcji ochotniczych straży pożarnych.
Kompletnie cicho się zrobiło i aż oczy bolały od jasności. Usłyszałam tylko krzyki: uciekajcie! I tak na oślep w takim tunelu z ognia biegłam...
- mówi Teresa Jastrzębska, która brała udział w akcji gaśniczej.
Gaszenie pożaru trwało wiele dni. Sytuacja była tak poważna, że na pomoc ściągnięto strażaków z Czechosłowacji, a z NRD pozyskano specjalną dostawę środków gaśniczych. W wyniku wybuchu zginęły 33 osoby, a 4 zmarły w szpitalu. Ciężko poparzonych było ponad sto.
Jak przyszłam, on była na sali i powiedział mi: 'Halinka, czy ty wiesz jak ja wyglądam? Mam wszystko spalone, całe nogi popalone. Ja nie dam rady...'
- wspomina siostra zmarłego żołnierza, Halina Kuchejda.
Czy można było uniknąć pożaru rafinerii w Czechowicach-Dziedzicach?
Można powiedzieć o pewnych zaniedbaniach, które doprowadziły do tak aż szerokiego rozwoju tego zdarzenia. Należy powiedzieć o stanie instalacji odgromowej zbiorników, o niesprawności stałych instalacji gaśniczych na zbiornikach. Gdyby te elementy zadziałały, to oczywiście doszłoby do samego zapłonu. Tutaj nie jesteśmy w stanie w żaden sposób wpłynąć, że piorun akurat tak uderzył. Ale nie doszłoby do tego wyrzutu zapalonej ropy i do tych tragicznych w skutkach efektów
- stwierdził w Dzień Dobry TVN dr Ryszard Grosset, nadbrygadier w stanie spoczynku.
Naszym gościem był także strażak, który jako jedna z 2600 osób brał udział w akcji gaśniczej.
Tego nie da się całkowicie zapomnieć. Czas robi swoje, ale jak zamknę oczy, to widzę wszystko, co tam było. Przyjechałem na teren rafinerii z pierwszymi jednostkami. To był początek pożaru. (...) Przyjechaliśmy ze sprzętem gaśniczym do gaszenia stodoły, a nie specjalistycznych działań. Włączyliśmy się w pomoc i zasilanie sprzętu, który zaczęła rozwijać pomoc strażacka z rafinerii nafty
- podkreślał Zbigniew Pęzioł w rozmowie z Ewą Drzyzgą i Agnieszką Woźniak-Starak.
Gdyby była ilość taka, jaką dzisiaj mają zawodowe straże pożarne, to myślę, że w ciągu 2-3 godzin udałoby się ten pożar zlikwidować
- ocenił nasz rozmówca.
Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Pełne odcinki znajdziesz w serwisie Player.
Zobacz też:
Czarnobyl. Nie taki diabeł straszny?
Twórcy "Urbex History" po wizycie w Fukushimie. Jak dzisiaj wygląda skażona strefa?
Zobacz wideo: Czy można było uniknąć pożaru rafinerii w Czechowicach-Dziedzicach?
Autor: Oskar Netkowski