Miłość w czasach Tindera. Jak bezpiecznie randkować i znaleźć tego jedynego?

Zakochana para na trawie.
Betsie Van der Meer/Getty Images
Źródło: Stone RF
Koronawirus dał się we znaki, szczególnie tym samotnym. Podczas ostatniego roku na popularności jeszcze bardziej zyskały portale i aplikacje randkowe. Single i singielki szukają swojej drugiej połówki, by choć na chwilę zabić poczucie pustki. Stęsknieni za bliskością, czułością i chęcią bycia kochanym posuwamy się jednak do czynów, mówiąc wprost… bezmyślnych.

Pandemia, samotność i chęć znalezienia tego jedynego

W czasie pandemii samotność z jeszcze większym impetem doskwierała singlom i singielkom. Brak spotkań ze znajomymi i przyjaciółmi, praca zdalna i "domowe więzienie". Szukając bliskości i zrozumienia część osób ruszyła w wirtualny świat randkowania. Pozorne poczucie "więzi" z przypadkowo poznanym partnerem nikogo nie dziwiło. Przecież potrzebowaliśmy rozmowy, kogoś, kto nas doceni, pocieszy i napisze kilka miłych słów. To zazwyczaj był dopiero początek cyrku. Pierwszych spotkań z pewnością nie ułatwiały zamknięte restauracje, bary, kawiarnie czy kina. W końcu gdzie się umówić? Spacer w chłodne dni nie należy do przyjemności, a do domu strach zaprosić. Z drugiej strony iść do mężczyzny, który namawia nas na wykwintną kolację, przy świecach w jego małej kawalerce też brzmi ryzykownie. Zatem do tej pory większość przystawała na internetowych rozmowach. Choć nie wszyscy.

Czerwiec, na dworze upały, hormony buzują, a obostrzenia zostały poluzowane. Miasto zaczyna żyć na nowo, a ulice zalewa fala nowych znajomości. Siedząc w restauracji czy spacerując po parku, dostrzegam kątem oka nieprzypadkowe spotkania obcych sobie ludzi. Wyuczony flirt, lekko napięta atmosfera i zalotne uśmiechy - tego nie da się przegapić. Sprawiają wrażenie, jakby zaraz mieli się na siebie rzucić. Zaczynam stresować się za nich. Widząc takie sytuacje, w mojej głowie zapala się czerwona lampka, a na myśl przychodzą historie dziewczyn, które z rozżaleniem piszą na facebookowej grupie i ostrzegają swoje koleżanki przed zwyrodnialcami.

Media społecznościowe chronią przed niebezpieczeństwem

Media społecznościowe, wbrew swojej negatywnej opinii, potrafią być czasem przydatne. Na Facebooku powstały m.in. prywatne grupy, w których to dziewczyny w przeciwieństwie do przekonań panów, nie obgadują randkowych macho, lecz ostrzegają siebie nawzajem przed "wariatami". Społeczność ta działa w imię bezpieczeństwa. Singielki, które przed pierwszym spotkaniem mają wątpliwości, bo ich kobieca intuicja podpowiada, że coś jest nie tak, w ten sposób mogą zweryfikować potencjalnych kandydatów. Często okazuje się, że ta kontrolna lampka w głowie ratuje je przed rozczarowaniem, a co ważniejsze - przed sporym niebezpieczeństwem.

Wystarczy jedno kliknięcie, by przeczytać zamieszczone na tablicy historie randkowych oszustów. Przypadki panów, którzy zdradzają swoje żony, używają kradzionych zdjęć lub po kilku miesiącach zapadają się pod ziemię, nikogo już nie dziwią. Przysięgam… jest jeszcze gorzej. Wśród kandydatów na potencjalnego partnera trafić można na naciągaczy, którzy okradają dziewczyny, zaciągają na nie kredyty, czy bez ich zgody dokumentują spotkanie za pomocą ukrytej kamery. Wymieniać można długo. Jest jednak historia, którą podzieliła się ze mną jedna z internautek.

Jak przyznała, nic nie wskazywało, że spokojny mężczyzna, z którym pisała od miesiąca, okaże się nieobliczalnym człowiekiem. Pierwsze spotkanie – umówili się w parku, spacer, kawa i luźna rozmowa. Z kolejnym kółkiem wokół stawku "nowy kolega" zaczął być coraz bardziej agresywny, ze złością reagował na wszystkich mężczyzn, którzy przechodząc obok "zawieszali oko" na atrakcyjnej dziewczynie. W końcu nie wytrzymał, wybuchł, rozpoczęła się kłótnia z przypadkowym przechodniem. Dziewczyna zmieszana odwróciła się, poszła do domu i napisała smsa, że nic z tego nie będzie. To był dopiero początek góry lodowej. Kwadrans później zaczęły się telefony, smsy, spam na wszystkich możliwych aplikacjach. Gdy to nie działało, mężczyzna zjawił się pod domem. Przez kolejne miesiące nachodził, nagabywał i prześladował swoją wybrankę, tłumacząc, że się zakochał i muszą ze sobą być. Ostatecznie dziewczyna zdecydowała się zmienić mieszkanie, a do domu przez długi czas bała się wracać sama.

Randkuj bezpiecznie

Tu warto na chwilę się zatrzymać. Choć w Internecie każdy może być, kim chce, może niczym kameleon zmieniać kolory i jak pająk zbierać do sieci potencjalne ofiary, nie jest tak tragicznie, jak mogłoby się wydawać. Owszem w sieci trafić można na mnóstwo kłamców i z pewnością użytkownicy aplikacji randkowych kilka rozmów z takimi osobnikami mają już za sobą. Nie zapominajmy jednak, że w tej wielkiej otchłani Internetu są jednak ludzie, którzy rozpaczliwie szukają autentycznej i prawdziwej miłości, bez gier, bez sztuczek, kłamstw czy zawiłości. Oni po prostu czekają na drugą połówkę, która tak jak oni bezinteresownie odwzajemni uczucie.

Wybierając się na pierwszą randkę, pamiętajmy o zachowaniu wszelkich środków ostrożności. Przede wszystkim:

  • przed spotkaniem poinformuj rodzinę lub przyjaciół, gdzie i z kim się wybierasz
  • zweryfikuj potencjalnego kandydata i zrób małe dochodzenie w sieci, sprawdź, czy macie wspólnych znajomych
  • nie zapraszaj nieznajomego do siebie i nie idź do niego
  • umów się w miejscu publicznym, w którym będziesz czuła się bezpiecznie i komfortowo
  • wrzuć do torebki gaz pieprzowy
  • nie opowiadaj szczegółowych informacji o sobie, nie podawaj adresu – dzięki temu unikniesz sytuacji, w której potencjalny stalker będzie nachodzić cię pod domem.

"Fura, skóra i komóra". Czy to działa na Tinderze?

Zobacz także:

Tak mężczyźni oszukują młode kobiety na Tinderze. Wyjątkowo wyrachowana "zemsta"

Tinder tylko dla celebrytów? Miłości szukali tam już m.in. Ben Affleck, Cara Delevigne czy Joe Jonas

Władza blokuje Tindera i inne aplikacje randkowe. W którym państwie to zakazane?

Autor: Nastazja Bloch

podziel się:

Pozostałe wiadomości