Metoda "na Ukraińca" - na czym polega?
Trudna sytuacja w Ukrainie zmobilizowała do działania nie tylko darczyńców. Problemy uchodźców szybko zwróciły uwagę osób, które nie wahały się potraktować przykrych okoliczności jako zachęty do nieuczciwych praktyk. Od wybuchu wojny na facebookowych grupach typu "oddam/przyjmę" pojawiło się wiele próśb o zabawki, elektronikę i inne gadżety dla dzieci, które znalazły schronienie w naszym kraju. Matek zgłaszających potrzeby pociech nie brakuje, przekonuje o tym jedna z administratorek zajmujących się weryfikacją tego rodzaju ogłoszeń. W tym miejscu warto jednak podkreślić, że nie każdy post opatrzony opisem "dla dzieci ukraińskich" został stworzony z myślą o maluchach, które uciekły przed wojną.
Ukraina
- Raz pani zgłosiła chęć przyjęcia trzech hulajnóg, najlepiej w tym samym modelu, żeby "nikt nie czuł się gorszy". I to nawet by się wybroniło, gdyby nie dodała, że w "chłopięcych kolorach". Weszłam na jej profil, a tam zdjęcia trzech synów w wieku szkolno-przedszkolnym. Innym razem prośba dotyczyła ubranek dla dziewczynki. Sprawdziłam. Kilka dni wcześniej ogłoszenie matki przeszło bez echa, więc je ponowiła, ale tym razem dziecko było już ukraińskie - zauważyła Karolina, opiekunka grupy stworzonej na rzecz pomocy potrzebującym. Przyznała też, że ogłoszenia publikowane w sieci z myślą o wsparciu uchodźców coraz częściej spotykają się z otwartą krytyką ze strony internautów.
- Po miesiącu dopisek "dla dziecka z Ukrainy" generuje bardzo dużo nieprzyjemnych komentarzy. Wstyd przyznać, ale przeszkadza to głównie kobietom. Argument jest jeden, "wystarczająco dużo już dostali" - wyjaśniła administratorka strony w rozmowie z Gazetą Wyborczą.
Problemy uchodźców a nieuczciwe praktyki
Wyłudzenia związane z metodą "na Ukraińca" nie ograniczają się wyłącznie do zgłaszania określonych potrzeb na popularnych portalach czy facebookowych grupach. Okazuje się, że niektórzy wykorzystują trudną sytuację uchodźców w celu wyremontowania mieszkania. O takim przypadku opowiedział w wywiadzie dla Gazety Wyborczej Grzegorz, 39-letni właściciel warsztatu lakierniczego. Mężczyzna z godną podziwu gorliwością angażował się w rozmaite działania na rzecz pomocy Ukraińcom. Pewnego dnia natrafił na ogłoszenie opublikowane w sieci przez kobietę, pragnącą udostępnić uchodźcom dwupokojowe mieszkanie po babci. Autorka anonsu podkreśliła, że lokal wymaga "odświeżenia" i wymiany kilku sprzętów.
- To odświeżenie to był właściwie mały remont, w który zaangażowało się siedem osób. Trzeba było wynieść stare meble, wstawić nowe, zerwać linoleum z podłogi w kuchni, odmalować ściany, wstawić nową lodówkę, pralkę, wymienić wannę. O takich duperelach jak nowa deska klozetowa, firanki, zasłony, garnki nawet nie wspomnę - stwierdził 39-latek. Dodał też, że już po tygodniu goście zza wschodniej granicy mogli wprowadzić się do wyremontowanego mieszkania. Dwie siostry z trójką dzieci znalazły bezpieczne schronienie, ale nie na długo.
- Długo tam nie pomieszkały, może kilka dni. Wróciły do Ukrainy. Zadzwoniłem do właścicielki z pytaniem, czy mieszkanie nadal jest puste, bo kolejna rodzina szuka dachu nad głową. Na co ona, że owszem, można się wprowadzać. Za 2,8 tys. zł miesięcznie. Odebrało mi mowę (...). Pytałem w trakcie remontu, jak długo Ukraińcy będą mogli tam mieszkać. Powiedziała, że dokąd będą chcieli. Zapomniała tylko dodać, że za pieniądze - podsumował Grzegorz.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Dzieci plątały się między nogami pary młodej. Internauci są oburzeni na rodziców pociech
- Kupuje buty i ubrania w lumpeksie, by dać im drugie życie. "Zajmuję się tym zawodowo"
- Dramat dzieci w zamkniętych ośrodkach dla uchodźców. "Myślałam, że umrę i niczego już więcej nie zobaczę"
Autor: Magdalena Brzezińska
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: Dana Neely/Getty Images