Pani Violetta prowadzi z mężem firmę. Lekarze kilka lat temu stwierdzili, że mężczyzna cierpi na nieuleczalną chorobę afektywną dwubiegunową. I tak zaczęły się poważne kłopoty.
- Tworzyliśmy szczęśliwą rodzinę, wszystko wyglądało bardzo fajnie, choć symptomy manii i depresji pojawiły się w pierwszym roku małżeństwa. Co jakiś czas przychodziła ostra fala, wówczas zaczyna palić duże ilości papierosów, ma problemy ze snem. Traci realność, dzwoni do ludzi w nocy – opowiada pani Violetta.
- Mówi, że nie jest chory i nie pójdzie do lekarza – dodaje żona pana Witolda.
Choroba dwubiegunowa
Sześć lat temu mąż pani Violetty zgłosił się w końcu do szpitala, a lekarze stwierdzili, że cierpi na nieuleczalną chorobę afektywną dwubiegunową. Schorzenie polega na gwałtownej zmienności nastrojów chorego - od stanów silnego pobudzenia, czyli manii, po nawracające depresje.
Gdy mąż pani Violetty przestał brać leki, doszło do groźnego zdarzenia. W środku nocy w białym kombinezonie, z maską na twarzy i kijem bejsbolowym biegał po własnej firmie. Dwaj dyżurujący pracownicy uciekli w popłochu.
- Walił kijem po blachach. Stolarz uciekł do lasu – opowiada Krzysztof Adamski, znajomy pana Witolda.
- Zawiadomiłam policję i pogotowie. Przyjechali i odwieźli męża do szpitala. Został przymuszony do leczenia przez sąd – mówi pani Violetta.
A jak sprawę komentuje pan Witold?
- Przestraszyłem pracownika, zrobiłem sobie żart. Żona zadzwoniła po policję, ale wszystko jest szyte grubymi nićmi – stwierdza.
- Poszedł zakomunikować doktorowi, że wszyscy jesteśmy przeciwko niemu i wciskamy mu chorobę, której on nie ma – dodaje pani Wioletta.
Ubezwłasnowolnienie
Pan Witold wyprowadził się z domu, a jego żona rozpoczęła sądową batalię o ubezwłasnowolnienie męża. Powodem były między innymi niekontrolowane fale zakupów dokonywanych na konto firmy i grożący wspólnemu przedsiębiorstwu upadek.
- Potrafi nakupić pierdół – organy, laptopy, czy telewizory, co nie jest mu potrzebne. Część tych rzeczy rozdaje – mówi pan Krzysztof.
- Teraz nie płaci składek ZUS-owskich, pracownicy dopiero dostali wypłatę za kwiecień. A w środę powinna być już następna. Mamy wspólnotę majątkową i muszę mieć zgodę męża na sprzedaż czegokolwiek. W tej chwili, jeśli czegoś nie sprzedamy, to firmy się nie odratuje – podkreśla pani Violetta.
Choć sprawa jest pilna, proces stoi w miejscu. Mimo wielu prób, sądowi przez półtora roku nie udało się zbadać stanu zdrowia pana Witolda.
- Pełnomocnik mojego męża potrafi złożyć do sądu wniosek o wyłączenie polskich biegłych, bo ma być przebadany przez biegłych zagranicznych – wskazuje pani Violetta.
Co zrobił sąd, żeby zbadać pana Witolda?
- Było jedno ostrzeżenie, że jeżeli się nie stawi, to będzie doprowadzony, ale nic takiego nie nastąpiło – zaznacza żona pana Witolda.
- Musi zostać sporządzona opinia przez biegłych - psychiatrę i psychologa. Bez tej opinii sąd nie zakończy postępowania. Mamy tutaj utrudnienie z uwagi na nieprzychodzenie pana na badania. Sprawa jest na etapie ustalania kolejnego terminu. Być może będzie decyzja o doprowadzeniu pana przez policję – mówi Sylwia Suska-Obidowska, rzecznik Sądu Okręgowego w Bydgoszczy.
Prokuratura
Męża pani Violetty próbuje – również bezskutecznie - zbadać prokurator, który postawił mu zarzuty popełnienia kilku przestępstw, m.in. nielegalnego posiadania amunicji. Bada też, czy mężczyzna nie dopuścił się w swojej wiejskiej posiadłości przestępstw na tle seksualnym.
- Zaproponował mi pomoc. Byłam w trudnej sytuacji, bo akurat rozstałam się z partnerem - mówi Sabrina Finc. I opowiada: - Zabrał mnie do siebie, zdziwiło mnie to, że zamykał bramę i wypuszczał niebezpieczne psy, jak byłam w środku. Bramę zamykał na kłódkę i czułam się jak więzień. Dziecko zamknął w dziwnym pomieszczeniu, coś jak klatka dla psa. Niby przeszkadzało, powiedział, że jestem zbyt opiekuńczą mamą, bo ciągle zajmuję się dzieckiem.
- Przyszedł rozebrany i wepchnął mi się do łóżka, ale wyskoczyłam. Powiedział, że mam mu z… l… - dodaje pani Sabrina.
- Sprawa jest bardzo pilna, jestem przekonany, że te czynności; czy to dobrowolnie, czy przymusowo zostaną w najbliższym czasie zrealizowane. Prokurator jest zdeterminowany, żeby tę sprawę zakończyć – przekonuje Włodzimierz Marszałkowski z Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe.
- Dzisiaj była policja, żeby dowieźć na badania pana Witolda, a on 10 minut wcześniej odjechał. To jest już trzeci raz z rzędu. Policja przyjeżdża i nie zastaje pana Witolda, on chwilę wcześniej wyjeżdża, a potem wraca. Zbieg okoliczności może być raz, góra dwa – uważa pan Krzysztof.
Prośba o interwencję
Tuż po wyjeździe policji pan Witold zaprosił nas do siedziby swojej firmy. Poprosił redakcję Uwagi! o interwencję w sprawie nękania go przez żonę, która rzekomo chce go pozbawić majątku, wmawiając chorobę psychiczną.
- Podstępem ściągnęli mnie do lecznicy. Nie poszedłem tam się leczyć. Musiałem streścić 25 lat życia w 10 minut. Musiałem się spieszyć, przeskakiwać z wątku na wątek. A to są podobno objawy dwubiegunówki – mówi mężczyzna. I zaznacza: - Jest grupa przestępcza, która uważa, że jest najmocniejsza. Lekarze psychiatrzy, ratownicy i policja mogą każdego załatwić bez powodu. Była policja, ale to był zbieg okoliczności, że mnie nie było. Ja się nie ukrywałem.
- Uważam, że pewna granica została już przekroczona i dalsze usprawiedliwienia, ani próby nie wchodzą w rachubę. Prokurator skutecznie wszystko wyegzekwuje – po przesłuchaniu również badanie psychiatryczne – zapewnia Włodzimierz Marszałkowski.
Pan Witold twierdzi, że dobrowolnie przyjedzie do prokuratury i udowodni, że jest zdrowy.
- Przeprowadzili sporo badań różnego rodzaju i dostałem wypis, gdzie jestem wolny od dwubiegunówki – kwituje.
Zobacz również:
Twardzina - choroba, której nie można zapobiec. "Przyniosła wiele stresu i zmieniła moją twarz"
Czy kurkuma może wspomóc w leczeniu depresji? Wyniki badań są bardzo obiecujące
Obejrzyj również: Janina Bąk otwarcie o chorobie dwubiegunowej. "W jednym momencie nie muszę spać, jeść i pić, bo jestem tak nakręcona. Innego dnia nie chce mi się żyć"
Autor: Ewa Podleśna-Ślusarczyk
Źródło: Uwaga! TVN