- Symbol niezależności: Pierwsze auto było dla wszystkich gości symbolem dorosłości, wolności i pierwszych samodzielnych doświadczeń za kierownicą.
- Wyjątkowe wspomnienia: Zygmunt Chajzer wspominał Syrenkę 102, Dorota Kamińska – granatowego Malucha, a Michał Milowicz – wiśniowego Malucha od dziadka; każde auto wiązało się z przygodami, wyzwaniami i niezapomnianymi historiami.
- Pierwsze lekcje jazdy: Poczucie odwagi i umiejętności zdobyte podczas pierwszych kilometrów pozostawiły trwały ślad i stały się fundamentem dla późniejszych doświadczeń motoryzacyjnych.
Moje pierwsze auto - wspomnienia, które zostają na zawsze
Pierwsze auto dla wielu z nas to coś więcej niż środek transportu. To symbol niezależności, dorosłości i pierwszych samodzielnych decyzji. Stare, nowe, małe czy sportowe – każdy model zostawia w sercu niepowtarzalny ślad. Pieniądze odłożone z wakacyjnej pracy, nerwy przy pierwszych próbach jazdy, radość z każdej przejechanej mili – to wspomnienia, które zostają na całe życie.
Pierwszym samochodem Zygmunta Chajzera była Syrenka 102 – klasyk polskiej motoryzacji z dwucylindrowym silnikiem, trzyskrzynkową skrzynią biegów i charakterystycznym drążkiem przy kierownicy. Drzwi otwierające się do przodu i niesynchronizowana jedynka wymagały wprawy w prowadzeniu, a prędkość powyżej 60 km/h stanowiła prawdziwe wyzwanie.
Syrenka towarzyszyła dziennikarzowi w codziennych dojazdach na uczelnię, w tym pod stromą górę, która mocno dawała w kość dwucylindrowemu silnikowi. Auto użyczył mu sąsiad, starszy pan Tadeusz, który sam już nie jeździł.
- Biegi zmieniało się przy kierownicy, ale najlepszy numer był taki, że drzwi otwierał się do przodu. To był lekko zużyty egzemplarz. Jak za szybko się jechało, to drzwi się otwierały – wspomina.
Michał Milowicz zaś pierwszy samochód dostał od dziadka. Jak w przypadku pozostałych gości, również był to maluch.
- Marzyłem o tym samochodzie. Dziadek sprezentował mi wiśniowego malucha, był podrasowany. Długo się nim nie nacieszyłem. Jechaliśmy do rodziny na mazury z moim kumplem i na zakręcie wyjechał tir, wjechałem w drzewo i samochód był skasowany. Nam się nic nie stało. Potem wyklepali mi tego malucha – wspomina aktor.
Dorota Kamińska o prezencie od męża
Pierwszym samochodem Doroty Kamińskiej był granatowy Fiat 126p, popularny "Maluch" lat 80. To auto miało dla niej wyjątkowe znaczenie – symbol samodzielności, odwagi i pierwszych doświadczeń za kierownicą. Początkowo Dorota jeździła z mężem, bo bała się prowadzić sama. Pewna nocna przygoda zakończona uderzeniem w słup sprawiła, że postanowiła w końcu zdobyć własny samochód.
- Kiedy zrobiłam prawo jazdy, bałam się wyjechać sama na ulicę. Poprosiłam mojego ówczesnego męża, żebyśmy w nocy wyjechali na ulice, to się przyzwyczaję do ruchu. Pierwszego razu wyjechaliśmy, on poczuł się nauczycielem. Ja byłam zdenerwowana tym wszystkim. Jechaliśmy Kruczą, tam malowali pasy i były słupki. Trzeba było jechać slalomem. Nie wyrobiłam się i huknęłam w duży betonowy kosz na śmieci. Straszną awanturę mieliśmy. Powiedziałam, że już nigdy więcej nie wsiądę za kierownice – powiedziała.
Wkrótce mąż zmęczony byciem "taksówkarzem" zakupił żonie samochód i oznajmił, by odważyła się jeździć sama.
- Moim oczom ukazał się granatowy maluch. Był piękny, ale ja do niego nie wsiadałam. Przez trzy dni przyglądałam się jemu z balkonu. Któregoś razu powiedziałam, że będę jeździć po nocy sama. Na parkingu uczyłam się manewrów – opowiadała Dorota.
Nie oglądałeś Dzień Dobry TVN na antenie? Wszystkie odcinki znajdziesz też na Player.pl.
Zobacz także:
- W Polsce możesz mieć tę rzecz w aucie, a za granicą grozi ci mandat. "Kara nawet 10 tysięcy euro"
- Uwaga na fałszywe SMS-y. "Mogą one zawierać złośliwe oprogramowanie"
- Straż miejska zyskała prawo do karania użytkowników hulajnóg. Za co można dostać mandat?
Autor: NB
Źródło zdjęcia głównego: Wojciech Olkuśnik/East News