Wpadki Marcina Prokop w Dzień Dobry TVN
Marcin Prokop od lat kojarzy się z błyskotliwym humorem, wzrostem nie do przeoczenia i świetnym kontaktem z widzami. Ale nawet tak doświadczonym prowadzącym zdarzają się momenty, w których rzeczywistość telewizji na żywo przypomina, że nic nie jest do końca pod kontrolą. W rozmowie z Dzień Dobry TVN z humorem i dystansem opowiada o swoich największych "wtopach" na planie programu.
- Szczególnie wspominam moment, kiedy nie udało mi się dojechać na czas do studia, winą obarczył bym wszystkich, natomiast wina była taka, że podpiąłem sobie telefon do jakiejś "lewej", ładowarki, która w nocy wyzionęła ducha, telefon przy okazji też się nie naładował i "zdechł", a budzik który nastawiłem niestety nie zadzwonił w dobrą porę i dobrą godzinę po czasie pojawiłem się na antenie, odczuwając z tego tytułu lekki stres, zwłaszcza widząc wzrok Doroty, która nie przywitała mnie miłością - wyznał.
Marcin Prokop przyznał również, że sytuację uratował jeden z kierowników planu, który pojechał do domu Marcina, by sprawdzić co się dzieje. Jak dziś ten poranek i nietypową pobudkę wspomina prowadzący?
- To był jeden z mocniejszych momentów mojej kariery w programie na żywo - przyznał.
Marcin Prokop - czy zna tremę?
Choć Marcin Prokop od lat należy do najbardziej rozpoznawalnych twarzy polskiej telewizji, nadal zachowuje świeżość i naturalność – cechy, które przyciągają widzów przed ekrany. W duecie z Dorotą Wellman tworzy jeden z najbardziej zgranych i lubianych tandemów w mediach. Ich wzajemne zaufanie, błyskotliwość i poczucie humoru to znaki rozpoznawcze tej wyjątkowej pary. Ale czy ktoś tak doświadczony jak Prokop wciąż czuje tremę przed występami na żywo? Odpowiedź może zaskoczyć.
– Trema w pewnym momencie zamienia się w poczucie koncentracji. Przestaje być paraliżująca, przestaje być dolegliwością – zaczyna być takim momentem skupienia przed wejściem przed kamerę albo na scenę. Przypomnienia sobie, czy jestem przygotowany, czy wiem, po co tam idę. Czy wiem, jaka jest moja rola, jaki jest scenariusz (...) Choćby ze względu na szacunek do widowni trzeba w sobie tę emocję pielęgnować, bo jak ktoś wychodzi na scenę i nie czuje ani tremy, ani koncentracji, ani jakiegoś takiego pozytywnego spięcia, to znaczy, że nie jest osobą do tej pracy gotową. Scena buduje pewne wymagania, stawia pewne oczekiwania i mimo, że wyglądamy jak ludzie, którzy lekko, łatwo i przyjemnie sobie na tę scenę wchodzą i czują się tam jak u siebie, to jednak jak sportowiec przed Igrzyskami Olimpijskimi, przed wyjściem na scenę w Sopocie ja wiem, że nie mogę zawieść – wyznał.
Marcin Prokop to przykład na to, że nawet największe doświadczenie nie wyklucza emocji – wręcz przeciwnie. Trema, zamiast być przeszkodą, stała się dla niego narzędziem, które pomaga skupić się i podchodzić do pracy z odpowiedzialnością i szacunkiem do widzów.
Zobacz też:
Autor: Karolina Kalatzi
Reporter: Karolina Kalatzi
Źródło zdjęcia głównego: Adam Burakowski/East News