Telewizja po "Big Brotherze"
Polacy z zainteresowaniem śledzili perypetie uczestników "Big Brothera". Pierwsza edycja reality-show w 2001 roku biła rekordy popularności, a jej średnia oglądalność wynosiła ponad 4 miliony widzów. Z kolei drugą i trzecią edycję oglądało średnio około 3 miliony osób, co wciąż było spektakularnym wynikiem.
Andrzej Sołtysik u boku Martyny Wojciechowskiej prowadził zarówno drugą, jak i trzecią edycję "Big Brothera". Zdradził nam, w czym, jego zdaniem, tkwił fenomen tego programu.
- "Big Brother" bardzo dużo zmienił w polskiej telewizji. Jedni się na ten program obrazili, mówili, że to podglądanie, że to niemoralne i nieciekawe. Ale drudzy zafascynowali się tym szatańskim, a zarazem genialnym pomysłem. Okazało się, że opowieść o zwykłych ludziach może być bardzo wciągająca. Dzięki "Big Brotherowi" telewizja otworzyła się na zwykłego człowieka, przestała być elitarna. Później zaczęły powstawać formaty "postbigbrotherowskie", czyli wszystkie talent show czy programy typu bikini reality, które obecnie oglądamy - mówi nam Andrzej Sołtysik.
Dziennikarz sam odczuwał potęgę tego formatu. Największe emocje pojawiały się u niego w odcinkach na żywo. - Ta skala produkcji, realizowanej za miliony złotych, była ogromna. Dla mnie bardzo ekscytujące były niedzielne wydania show tzw. Ringi. W scenariuszu zawsze znajdował się taki 52. punkt, w którym miałem napisane - "Łączy się z domem, buduje napięcie". To była ta chwila, kiedy mówiłem, kto odchodzi z "Big Brothera". Zdecydowanie najważniejszy moment programu, do którego przygotowywałem się dwa dni, żeby naprawdę zbudować w widzach to napięcie. Przez te kilka minut miałem wrażenie, że "I got the power!", bo ogląda nas kilka milionów ludzi i właśnie ten czas na antenie trzeba dobrze rozegrać - wspomina Sołtysik.
Z kolei najbardziej zabawna sytuacja przydarzyła mu się w ostatnim odcinku drugiej edycji reality-show. Sroga zima dawała mu się we znaki, ale on, będąc na żywo w telewizji, musiał zachować, nomen omen, zimną krew.
- Pamiętam, że przy finale drugiej edycji, mniej więcej to było w połowie grudnia, było bardzo zimno, chyba -30 stopni. Choć produkcja zadbała o mnie i kupiła mi kalesony, to szczerze mówiąc, strasznie zmarzłem, ale nie mogłem tego pokazać w telewizji - opowiada prezenter.
Andrzej Sołtysik prowadził "Big Brothera"
Sołtysik jest doświadczonym dziennikarzem i prezenterem z wieloletnim stażem. Był gospodarzem wielu programów, jednak po zakończeniu "Big Brothera" już nigdy nie wziął udziału w żadnym telewizyjnym przedsięwzięciu, które byłoby zrealizowane z większym rozmachem i cieszyłoby się większą popularnością, niż właśnie to reality-show.
- Gdy skończyła trzecia edycja, tuż po finale poszliśmy z całą ekipą realizującą program do domu Wielkiego Brata. Wiedzieliśmy już, że nie będzie następnej edycji w najbliższym czasie. Usiedliśmy wszyscy w salonie, z którego dopiero co wyszli uczestnicy. Było tam jeszcze dość brudno, trochę śmierdziało. Wtedy Grażyna Kubica, która była szefem "Big Brothera" z ramienia Endemola i TVN-u, powiedziała do mnie: "Młody, ty już w życiu nie zrobisz większego programu w telewizji". Odpowiedziałem, że no chyba nie zrobię. Teraz po 20 latach mogę stwierdzić, że to prawda. To był największy projekt, w którym brałem udział - stwierdza Sołtysik w rozmowie z serwisem dziendobry.tvn.pl.
Co ciekawe, Patrycja, żona Andrzeja Sołtysika, była wielką fanka "Big Brothera". O wpływie telewizyjnego show na rynek medialny, a także na widzów, napisała swoją pracę magisterską.
- Fenomen "Big Brothera" był tak wielki, że ludzie tworzyli o nim prace naukowe. Moja żona napisała pracę magisterską na temat tego, jak zmienił oblicze polskiej telewizji. A w związku z tym, że byłem świadkiem tych wydarzeń, to bardzo pomogłem Pati. Opowiadałem jej, jak to wszystko wyglądało od kulis, konsultowałem się z nią, poleciłem jej odpowiednią literaturę - dodaje dziennikarz.
Zobacz wideo: Polski "Big Brother" kończy w tym roku 20 lat
Zobacz także:
Zofia Zborowska-Wrona zdradziła, jak nazwie córkę. Rzadko spotykane i piękne imię
Autor: Justyna Piąsta