Pan Marek miał operację kręgosłupa, po niej trafił do podwarszawskiego ośrodka rehabilitacyjnego, w którym miał dojść do siebie.
- Lekarze twierdzili, że wszystko jest w porządku, operacja się udała. Że musi mieć rehabilitację – opowiada Danuta Owsianka, żona pana Marka. I dodaje: - Zobaczyłem ofertę ośrodka, w której mąż miał mieć pięć zabiegów dziennie, do tego dwa masaże, lekarz miał być dwa razy w tygodniu i pielęgniarka 24 godziny na dobę.
- Miesięczny koszt to 10,8 tys. zł – mówi żona pana Marka.
Ośrodek oferował opiekę medyczną, komfortowe warunki i szeroką gamę specjalistycznych zabiegów.
Co działo się w ośrodku rehabilitacji?
Bliscy pana Marka, odwiedzając mężczyznę w ośrodku, zaczęli się bardzo niepokoić. Mężczyzna żalił się na brak zabiegów oraz brak opieki lekarskiej.
- Pytałam, czy miał pobieraną krew, badany mocz. A on mówił, że nie. Usilnie prosiłam o lekarza – opowiada pani Danuta.
- Widziałem, że tam nie ma kadry, nie widać było, żeby ktoś opiekował się tymi ludźmi – przekonuje Stanisław Kurpiewski, przyjaciel pana Marka.
- W pokoju taty panował straszny bałagan, było brudno, na podłodze były resztki jedzenia – mówi Magdalena, córka pana Marka.
- Bardzo narzekał, że nie jest rehabilitowany, nie jest usprawniany – mówi pan Stanisław.
- Nie było nikogo, do kogo można by było się tam zwrócić – podkreśla pani Magdalena.
Okazuje się, że nieprzyjemne doświadczenia z ośrodkiem mają też inni pacjenci.
- Co do wyżywienia, to można je porównać do tego z PRL-u, czyli kawałek masełka, suchego chleba i sałata – mówi Karin Wawrzynek. I dodaje: - Ludzie biorą pożyczki, a oferta nie jest zgodna ze stanem faktycznym.
Rodzina nagrała część rozmów z panem Markiem.
- Bardzo źle się czułem, złapali mnie przez pół i o tapczan. Uderzył mnie – opowiadał pan Marek.
- Uderzył cię ktoś? Kto cię uderzył?
- I na mnie mówi: "Ty, k…, tylko on mi robi problemy"– mówił pan Marek.
Uwaga! TVN: Pana Marka przewieziono z ośrodka rehabilitacyjnego do szpitala w Warszawie
- Zadzwonił do mnie mąż, bardzo zdenerwowany i krzyczał: „Danusia, zabieraj mnie stąd, bo ja się tutaj wykończę”. Dzwoniłam i dzwoniłam, ale nikt tam nie odpowiadał. Po 17 dodzwoniłam się do pielęgniarki i ona mi mówi: „Około godz. 11 pani mąż został wywieziony do szpitala”. Zapytałam, jak to możliwe, skoro jest godz. 17, a ja nic nie wiem – przytacza pani Danuta.
Pan Marek trafił do szpitala w Warszawie z ciężkim stanem zapalnym dróg moczowych.
- Do szpitala przywieźli wrak człowieka. Był na półprzytomny. W pierwszej chwili w ogóle go nie poznałem – mówi pan Stanisław, przyjaciel pana Marka.
- Trafił do nas w stanie zagrożenia zdrowia i życia. I cały czas walczymy o jego zdrowie i życie – przyznaje prof. Piotr Jankowski ze szpitala im. prof. W. Orłowskiego w Warszawie.
- Pojechał człowiek, żeby się leczyć, żeby stanąć na nogi i wrócić do domu, a teraz leży warzywo. Mam żal do tego ośrodka – mówi pani Danuta.
Jak to możliwe, że pacjent nie był w ośrodku rehabilitacyjnym pod kontrolą lekarzy? Reporterka Uwagi! pojechała na miejsce, ale brama ośrodka była zamknięta, na kłódkę.
Relacje pracowników ośrodka rehabilitacyjnego
O kolejnych wstrząsających praktykach, do których miało dochodzić w ośrodku zarządzanym przez Łukasza Z. opowiedzieli byli pracownicy, którzy walczą o niewypłacone wynagrodzenia.
- Wszystkie pieniądze trafiają do prezesa, po czym się rozpływają. Łączna kwota zadłużenia, jeżeli chodzi o samych pracowników, to prawie 300 tys. zł – mówi Julia Matijszczuk, była opiekunka ośrodka.
- Zatrudnili mnie, nie żądając żadnych dokumentów: potwierdzenia, że jestem pielęgniarką, kim jestem, imię, nazwisko, nic – mówi jedna z naszych rozmówczyń. I dodaje: - Tam nie ma sterylnego sprzętu, środków dezynfekcyjnych, nie ma nawet mydła do rąk. Jednymi rękawicami myli wszystkich pacjentów.
- Wymioty, biegunki to szły korytarzami. W pokoju zabiegowym biegały myszy, w kuchni biegały w biały dzień – mówią byli pracownicy.
Reporterka Uwagi! zapytała byłą pielęgniarkę ośrodka, czy były też zgony.
- Przy mnie był. Pacjent zmarł, ciało leżało mniej więcej od godz. 18 do 3 w nocy. Przyjechał karawan i zabrali ciało. Zmienili tylko poszwy. W tę poduszkę, kołdrę, łóżko położyli pacjenta – opowiada.
Jak sprawę komentuje Łukasz Z.?
Łukasz Z. był nieuchwytny na terenie ośrodka. Prezesa zarządu nie zastaliśmy także w siedzibie spółki. Jak się dowiedzieliśmy, mężczyzna nie jest związany z branżą medyczną, a w przeszłości prowadził inny ośrodek rehabilitacji, który zamknięto. Pomimo naszych licznych próśb o rozmowę, prezes nie zdecydował się na spotkanie, a nasza wiadomość mailowa pozostała bez odpowiedzi.
- Pan prezes, jak zapraszał do siebie do gabinetu, bardzo lubił opowiadać o sobie. Z kim współpracował. Powiedział, że prowadził inną placówkę, gdzieś indziej, ale niestety też się nie powiodło. Chwalił się tym, że jest prawnikiem – opowiada jedna z byłych pracownic. I dodaje: - Uważam, że on nie powinien być pracodawcą i na pewno nie powinien pracować w takiej dziedzinie. Pacjenci, którzy płacili między 10 a 20 tys. zł, nie byli obsługiwani tak, jak powinni. To jest bardzo zły człowiek. Jego monologi ciągnęły się po dwie godziny. Opowiadał o tym, że jest powiązaniem boga z szatanem, przerażało mnie to. Niejeden raz, kiedy wchodziłam do gabinetu, ponieważ byłam wzywana, pan prezes trzymał broń na biurku. Po prostu.
Skargi do Rzecznika Praw Pacjenta
Jak okazało się podczas rozmowy z dyrekcją biura Rzecznika Praw Pacjenta, na ich biurko trafiło w tym roku aż sześć skarg dotyczących pracy ośrodka. W postępowaniu wyjaśniającym, dotyczącym pierwszej skargi, rzecznik stwierdził naruszenie praw pacjentki, natomiast kolejne dwa postępowania są w toku. O nieprawidłowościach w funkcjonowaniu placówki poinformowano Mazowiecki Urząd Wojewódzki.
- Na podstawie danych, które przekazują pacjenci, te osoby wskazywały, że ośrodek nie udziela świadczeń zgodnie z należytą starannością. Bezpieczeństwo pacjentów jest zachwiane, a to bardzo istotne i w procesie leczenia, i zaufania. Pacjenci, którzy tam przebywają, powinni przede wszystkim czuć się bezpieczni i zaopiekowani – mówi Katarzyna Kozioł z biura Rzecznika Praw Pacjenta.
W trakcie realizacji reportażu placówka została zamknięta, a urząd wojewódzki zapowiedział, że wykreśli ją z rejestru i rozpocznie postępowanie, aby spółce zakazać działalności na 3 lata.
Inne reportaże Uwagi! można oglądać także w serwisie vod.pl oraz na player.pl
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Pacjenci skarżą się na szpital w Wągrowcu. "Lekarz zaczął na mnie krzyczeć, że jestem u nich"
- Nowe hipotezy w sprawie zaginięcia 16-letniego Krzysia. "Wyglądam na furtkę i czekam aż wejdzie"
- Zagadkowa śmierć po polowaniu. "Stawał się agresywny, bił i dusił"
Źródło: Uwaga! TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN