- Rano, o godz. 5, zaczęły przychodzić wiadomości, że Marywilska płonie, że wszystko się pali. Przez chwilę mieliśmy jeszcze nadzieję. Zaczęliśmy szukać, co dokładnie się pali, gdzie, w którym miejscu, bo przecież hala jest bardzo duża – opowiada Marlena Kościelska, właścicielka sklepu z perfumami.
- Były przecież zabezpieczenia przeciwpożarowe – duże kurtyny. Profesjonalne. To wszystko miało zadziałać, ale jakimś dziwnym trafem nic nie zadziałało. Nie wiadomo dlaczego – dziwi się Łukasz Kościelski.
Na Marywilskiej 44 zostały zgliszcza
W 2010 roku przy Marywilskiej 44 powstała jedna z największych hal targowych w Warszawie. Sprzedawały w niej osoby pochodzące z różnych stron świata, w dużej części mieszkający w naszym kraju Wietnamczycy.
Dziś przy Marywilskiej zostały zgliszcza. Wśród kupców, którzy stracili majątek, pojawiają się pytania.
- Dlaczego stało się to w niedzielę? Dlaczego o godzinie 3, czy 3:30? – pyta pani Marlena.
I dodaje, że centrum otwierane jest o godz. 4.
- Dlaczego nie było żadnego ochroniarza na obiekcie? Dlaczego wcześniej nie wezwał straży pożarnej? Dlaczego nie zadziałały systemy, czujki? Ciekawe jak z kamerami, czy przez przypadek nie spaliły się serwery? Czy firma ochroniarska zapewniła zapis monitoringu w chmurach? Jesteśmy ciekawi, czy to jest, czy przez „przypadek” tego nie ma? – mówi pan Łukasz.
Cały dzień i całą noc strażacy gasili ogień. Biegli dopiero zaczynają swoją pracę. Skala strat jest olbrzymia. Żaden z boksów nie ocalał, spłonął cały towar, sklepy, magazyny. Na szczęście żaden człowiek nie zginął.
- Ta akcja tak naprawdę się jeszcze nie zakończyła. Cały czas trwa dogaszanie– mówi mł. bryg. Artur Laudy, rzecznik komendanta Państwowej Straży Pożarnej w Warszawie. I dodaje: - W akcji brało udział 80 zastępów straży pożarnej, 250 strażaków. Niestety, przy tak rozwiniętym pożarze, takim nagromadzeniu materiałów, to rzadko kiedy takie pożary udaje się zgasić.
Kupcy są załamani, liczą straty.
- Straciłem biznes, w który wcześniej zainwestowałem duże pieniądze. Straciłem wszystko, co miałem – mówi jeden z kupców.
- Po 15 latach pracy ocalał mi tylko baner reklamowy. To miejsce, w którym zostawiłem moje serce, zostawiłem część mojego życia, 15 lat życia – mówi mężczyzna, który przy Marywilskiej sprzedawał buty.
- Towar spłonął - to raz, zostaliśmy bez pracy - to dwa. Zostaliśmy również z kredytami i nie wiemy, jak dalej będzie – dodaje jedna z przedsiębiorczyń.
- Sprzedawaliśmy perfumy i wszystko doszczętnie spłonęło. Straciliśmy między 400-500 tys. zł – podlicza pan Łukasz.
Kupcy zakładają zbiórki i proszą o pomoc
Kilka tysięcy osób zostało bez pracy. Dla wielu było to jedyne źródło dochodu. Ruszyła fala internetowych zbiórek. O pomoc proszą zdesperowani ludzie, którzy stracili dorobek życia i miejsce pracy.
- Mieliśmy ubezpieczenie, ale akurat przeciwko pożarom nie mieliśmy. Zarząd spółki obligował ubezpieczenia odpowiedzialności cywilnej, ale nie wymagał przeciwpożarowych – przyznaje pan Łukasz.
Zarządca hal zapewnia, że obiekt spełniał wszystkie wymogi, w tym przeciwpożarowe, a także, że był stale monitorowany.
Są deklaracje, że kupcy wrócą na Marywilską 44.
- Są decyzje, że będziemy ten obiekt odbudowywali. Dokładnie nie wiem w jakiej formie, ale najprawdopodobniej będzie to coś zbliżonego. Chcielibyśmy zrobić to w możliwie krótkim czasie, na tyle krótkim, na ile pozwalają nam przepisy. To, co jest, trzeba rozebrać, potem uzyskać pozwolenie na budowę. Proces związany z budowaniem jest długotrwały i zabiera sporo czasu. Liczymy na jakieś wsparcie ze strony miasta, że przynajmniej w sprawach proceduralnych nas wesprą – mówi Piotr Taras, członek zarządu do spraw technicznych Marywilska 44 SP Z O.O.
Uwaga! TVN. Co wydarzyło się na Marywilskiej 44?
Kupcy mają różne domysły i podejrzenia, co mogło wydarzyć się, że wybuchł pożar.
- Po strajkach została zmieniona ochrona. Z ochroną, która wcześniej była na Marywilskiej, nie było żadnych problemów – mówi pani Marlena.
- Zmieniła się ochrona i mamy efekt. Oczywiście nie możemy nikogo oskarżać. To zadanie należy do prokuratury i mam nadzieję, że prokurator to wszystko wyjaśni – dodaje pan Łukasz.
Służby działają, powstają sztaby kryzysowe, władze miasta zapewniają, że szukają rozwiązań, wietnamscy przedsiębiorcy organizują doraźną pomoc. Ale ogrom tragedii sprawia, że jest to niełatwe zadanie.
- My mamy zdrowe ręce i zdrowe nogi, no i znamy język. A ci ludzie, którzy tam pracowali, którzy są Wietnamczykami… Te kobiety rano płakały na chodnikach. Chciały tam wchodzić, mimo że ogień buchał z każdej strony. To jest rozpacz dla nich. Oni trzy czwarte życia spędzali na Marywilskiej, to tam był ich dom. Przyjeżdżali na 7 i siedzieli do godz. 19. Nawet dzieci odrabiały tam lekcje. Całe ich życie toczyło się tam, całych rodzin – zauważa pani Marlena.
- Liczymy, że zarząd spółki odda trzymiesięczne czynsze każdego lokalu. Dobrze by było, gdyby je oddali w trybie pilnym – mówi pan Łukasz.
Odcinek 7463 i inne reportaże "Uwagi!" można oglądać na Player.pl.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Jak działa mafia lekowa i jej organizator? "Liczył się tylko ślepy zysk"
- Kupili dom 4 lata temu, ale nie mogą w nim zamieszkać. Poprzedni właściciele nie chcą go opuścić
- Odziedziczyli kamienicę i żyją walącym się budynku. "W sypialni miałam minus 7"
Autor: KL
Reporter: Joanna Bukowska
Źródło: Uwaga! TVN