30-letni Artur padł ofiarą brutalnego pobicia. Napastnicy, katując mężczyznę, prawdopodobnie posługiwali się ostrym narzędziem.
Dalsza część tekstu poniżej
Uwaga! TVN
Uwaga TVN. Pobicie 30-latka w centrum Mrągowa
Jedną z osób, która zauważyła pana Artura tuż po zajściu była ekspedientka pobliskiego sklepu.
- Miał rany na głowie, czole. Krew ciekła mu z ucha ciurkiem. Miał też na głowie guza. Nie mógł sam ustać na nogach. Wstawał, co chwilę padał – relacjonuje pani Malwina. - Nie był agresywny, był zdezorientowany – zaznacza kobieta.
Sprawcy pobicia zbiegli. Tymczasem policjanci, którzy interweniowali próbowali obezwładnić pobitego mężczyznę, zakładając mu kajdanki. Na miejscu pojawiła się także karetka pogotowia.
- Lekarz powiedział, że nie podejdzie, dopóki Artur się nie uspokoi. Policjant i policjantka jednocześnie wypsikali na niego butlę gazu pieprzowego. A jemu krew ciurkiem leciała z ucha – opowiada pani Malwina.
Karetka odjechała, nie udzielając pomocy
Szpital w Mrągowie jest oddalony od miejsca zdarzenia zaledwie półtora kilometra. To jedynie trzy minuty jazdy autem. Tymczasem załoga pogotowia odjechała, nie udzielając pomocy pobitemu mężczyźnie.
- Zero empatii, potraktowali go jak przestępcę, nie jak człowieka, który potrzebuje pomocy – podkreśla pani Malwina.
Widząc w jaki sposób potraktowano rannego mężczyznę, świadkowie poprosili policję o wezwanie kolejnej karetki.
- Widziałem siedzącego Artura, a policja stała z boku. I nie było jeszcze drugiej karetki – opowiada pan Maciej.
- Jak usłyszałam krzyk, to było około 21:00. Zanim przyjechała druga karetka i został zabrany, to było dopiero koło 23:00 – precyzuje pani Malwina.
- Wiadomo, że jak ktoś jest pobity i ma uszkodzoną podstawę czaszki, to krew bije do mózgu i człowiek zachowuje się bardzo irracjonalnie. Tutaj mamy sytuację taką, że powinno wziąć się pod uwagę, że został pobity – zaznacza Wojciech Wrzecionkowski, pełnomocnik rodziny poszkodowanego.
Na miejscu pojawiła się kolejna karetka pogotowia z oddalonej ponad dwadzieścia kilometrów miejscowości Ryn. Ratownicy przewieźli rannego do pobliskiego szpitala w Mrągowie.
- Artur leżał na łóżku z zabandażowaną głową. Wydaje mi się, że był półprzytomny – mówi przyjaciółka Artura.
Pomimo licznych i poważnych urazów głowy, Artura dopiero po kilku godzinach przewieziono do Wojewódzkiego Szpitala w Olsztynie.
- Syn miał takie obrażenia mózgu, że był już w śpiączce farmakologicznej i nie było z nim jakiegokolwiek kontaktu. Miał 11 pęknięć czaszki – mówi pani Małgorzata, matka Artura.
30-latka nie udało się uratować. Po trzech tygodniach walki lekarzy o jego życie, mężczyzna zmarł.
- Myślę, że czas od przyjazdu pierwszej karetki do zawiezienia go do szpitala, to był dla niego czas na zasadzie – być albo nie być. Może miał szansę. A oni go po prostu zostawili – ubolewa pani Małgorzata.
Jak sprawę tłumaczy pogotowie i policja?
O rozmowę w sprawie decyzji podjętych przez załogę karetki pogotowia podczas pierwszej interwencji zwróciliśmy się do mrągowskiego szpitala. W nadesłanej odpowiedzi szpital odżegnuje się od odpowiedzialności za decyzję zespołu ratownictwa medycznego przybyłego na miejsce zdarzenia.
- Odpowiedzialność za bezpośrednie działania podejmowane, na przykład przez zespoły ratownictwa medycznego, spoczywa na kierownikach takich zespołów. A nad nimi są ich przełożeni, ponieważ takie zespoły podlegają szpitalom czy stacjom pogotowia – mówi Szymon Tarasewicz z Warmińsko-Mazurskiego Urzędu Wojewódzkiego w Olsztynie. - W tej sprawie toczy się śledztwo prokuratury i niestety na ten temat nie możemy udzielać informacji – dodaje.
Na temat podjętej interwencji rozmawialiśmy także z policją. Dlaczego funkcjonariusze, mając do czynienia z ofiarą pobicia, stosowali aż tak drastyczne środki?
- Policjanci skupili się przede wszystkim na tym, aby udzielić tej osobie pomocy, żeby ratownicy medyczni mogli jak najszybciej pomóc temu mężczyźnie – twierdzi podkom. Paulina Karo z Komendy Powiatowej Policji w Mrągowie.
- Nie można chcieć pomóc rannemu, a jednocześnie stosować wobec niego gaz pieprzowy czy kajdanki. Czy te działania były stosowne? – dopytywała reporterka Uwagi!
- Gaz pieprzowy jest tak naprawdę najmniej dolegliwym środkiem obezwładniającym. Widocznie okoliczności tej interwencji tego wymagały – stwierdza podkom. Paulina Karo.
- Cała interwencja jest nagrana. Niestety nic więcej nie mogę powiedzieć – mówi mecenas Wojciech Wrzecionkowski.
Zazdrość powodem pobicia?
Pan Artur pracował dorywczo na budowie. Co było powodem jego pobicia? Kim są poszukiwani sprawcy? Jak zeznała przyjaciółka ofiary, niedługo przed zdarzeniem jej były partner - Bartosz K. miał się odgrażać, był o nią zazdrosny. Kobieta zarejestrowała jedną z rozmów, a nagranie to stało się dowodem w sprawie.
- Hajs taki został zapłacony, że no k… nie może się zmarnować. (…) Wiesz, ile ja hajsu zapłaciłem za niego, żeby był połamany? On nie będzie bity, on będzie połamany – można usłyszeć w nagraniu.
Kobieta, która nagrała rozmowę nie wyraziła zgody na ujawnienie swojego wizerunku w obawie o swoje życie.
- On groził i jemu, i mi – tłumaczy. I dodaje: - Poszłam na komendę policji w Kętrzynie. Pokazałam film, że są kierowane groźby. Policjanci powiedzieli, że nie mogę tego zgłosić, że to nie są groźby kierowane do mnie i że musi zrobić to sam Artur.
Jak poinformowała nas kętrzyńska policja, nie zostały złożone wnioski o ściganie osób kierujących do pana Artura groźby karalne, co zgodnie z przepisami prawa zdaniem policji uniemożliwiło ściganie sprawców.
- To nie jest przestępstwo ścigane z urzędu. Musi być złożony wniosek o ściganie - stwierdza st. asp. Ewelina Piaścik z Komendy Powiatowej Policji w Kętrzynie. I dodaje: - W tej sprawie wszczęte są czynności i wszystko jest wyjaśniane.
- Jeżeli ktoś przychodzi na policję i zgłasza, że się boi, że kierowane są groźby karalne, dostarcza do tego dokumentację, choć nie musi tego robić, to natychmiast trzeba było przyjąć zawiadomienie o przestępstwie i wszcząć śledztwo, po to, żeby uniknąć sytuacji, która właśnie tak się skończyła. Gdyby zadziałano wcześniej i tego człowieka odizolowano, to do tej tragedii mogłoby nie dojść – uważa mecenas Wojciech Wrzecionkowski.
Jako pierwszego, w sprawie zatrzymano Bartosza K. To on, zazdrosny o byłą partnerkę, miał zlecić pobicie pana Artura. Mężczyzna w przeszłości był karany.
- Kurator po zapoznaniu się z materiałem dowodowym zdecydował o przedstawieniu zarzutu Bartoszowi K. Zarzut ten dotyczy podżegania co najmniej dwóch nieustalonych dotychczas osób o pobicie pokrzywdzonego. Przesłuchany przez prokuratora podejrzany nie przyznał się do stawianych mu zarzutów – mówi Daniel Brodowski z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie. - Podejrzany Bartosz K. jest osobą w przeszłości karaną. Był karany za przestępstwa przeciwko mieniu, przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu oraz przestępstwa z ustawy o przeciwdziałaniu narkomani. Za te sprawy usłyszał wyroki skazujące – dodał prokurator.
- Chciałam od niego odejść już niejednokrotnie. Za każdym razem mnie szantażował, straszył, męczył mnie, moją rodzinę, że mnie zniszczy. Do mojej siostry pisał nawet, że mnie zabije, jeśli odejdę i pójdzie za mnie siedzieć. Te groźby, tak naprawdę, otrzymywałam od lat – mówi przyjaciółka pana Artura. - Na filmiku pada: "pobić i połamać". A mam SMS-y, w którym napisał, że dopóki nie zabije tego śmiecia, to nie spocznie – dodaje nasza rozmówczyni.
- Jak syn jechał rowerem, to ten Bartosz K. z jakimś kolegą zaatakowali go młotkami, a wcześniejszy atak był gdzieś nad jeziorem. Tym sposobem, z policji, wiem, że tamten atak był trzeci – mówi matka pana Artura. - Chciałabym tylko tym wszystkim, którzy mówią: "Wiem, nie powiem", powiedzieć, że dziś to był mój syn, ale jutro może to być ich ojciec, brat, mąż i dają na to taką milczącą zgodę – dodaje pani Małgorzata.
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Śmiertelny wypadek na Trasie Łazienkowskiej. "Odganiały osoby, które proponowały pomoc"
- Tragiczny wypadek na jeziorze. 36-latek utonął, ratując syna. "Nie walczył o siebie, tylko o dziecko"
- 1,5-roczne dziecko wpadło do przydomowego basenu. "Stan jest krytyczny"
Autor: wg/Izabela Dorf
Reporter: Dorota Pawlak
Źródło: Uwaga! TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga TVN