"Lekarz powiedział, że na to się nie umiera". 11-letnia Oliwka zmarła niedługo po przyjeździe do szpitala

Uwaga! TVN. 11-letnia Oliwka zmarła niedługo po przyjeździe do szpitala
Uwaga! TVN. 11-letnia Oliwka zmarła niedługo po przyjeździe do szpitala
Operacja serca w łonie matki
Operacja serca w łonie matki
Badanie USG u dzieci
Badanie USG u dzieci
Dzięki polskim lekarzom zrobił swój pierwszy krok
Dzięki polskim lekarzom zrobił swój pierwszy krok
Polski lekarz od lat pomaga w Rwandzie
Polski lekarz od lat pomaga w Rwandzie
Omikron u dzieci
Omikron u dzieci
Uwaga! TVN: "Choroba pojawiła się z dnia na dzień". WOŚP gra na rzecz okulistyki dziecięcej
Uwaga! TVN: "Choroba pojawiła się z dnia na dzień". WOŚP gra na rzecz okulistyki dziecięcej
Siła dobrych ludzi
Siła dobrych ludzi
Protonoterpia w leczeniu dzieci w Polsce
Protonoterpia w leczeniu dzieci w Polsce
11-letnia Oliwka trafiła na oddział pediatryczny, ponieważ szkolna pielęgniarka nie mogła zatamować jej krwotoku z nosa. W szpitalu czuła się już dobrze. Kiedy siostra i mama przyjechały po dziewczynkę, zastały ją reanimowaną przez medyków. Niedługo później dziecko nie żyło. Piętrzącym się niejasnościom w sprawie przyjrzeli się reporterzy programu Uwaga! TVN.

Uwaga TVN. Oliwka zmarła niedługo po przyjeździe do szpitala

Oliwka dostała w szkole krwotoku z nosa, pielęgniarka nie mogła go zatamować, więc wezwała karetkę. Dziewczynka trafiła na oddział pediatryczny w Nowej Rudzie. Początkowo ordynator nie chciał jej przyjąć do szpitala.

- Lekarz powiedział do mnie, że nie ma leczenia krwawienia z nosa i na to się nie umiera. Zgodził się przyjąć Oliwkę na obserwację zaznaczając, że wieczorem trzeba ją będzie odebrać do domu – opowiada Violetta Czuba, matka dziewczynki. I dodaje: - Pozostał mi obraz siedzącej Oliwii na łóżeczku w szpitalu. Była uśmiechnięta, machała mi mówiąc: "Mamusiu, wróć szybko, będę na ciebie czekać".

Starsza siostra wspomina ostatnią rozmowę, jaką przeprowadziła z Oliwką. - Rozmawiałam z Oliwią przez telefon. Pytałam, jak się czuje. Mówiła, że już w porządku, że z nosa nie leci już krew i czeka na mamę – wspomina Honorata Czuba.

Kiedy matka Oliwii ze starszą siostrą przyjechały do szpitala stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewały. - Szłam jako pierwsza i po otworzeniu drzwi widziałam, jak reanimują Oliwkę – opowiada Patrycja Wenko, siostra Oliwii.

- Córka zaczęła krzyczeć. Po chwili wybiegła pielęgniarka oddziałowa krzycząc do nas, że mamy wyjść. Minęło trochę czasu, wyszedł do mnie pan doktor i powiedział, że podczas podawania antybiotyku Oliwia się "zatrzymała", była reanimowana ponad godzinę, ale nie udało się jej uratować – opowiada pani Violetta. I dodaje: - Lekarz spytał, czy Oliwia była na coś uczulona. Potwierdziłam, że była uczulona na antybiotyk. Odpowiedział: "K…, przecież to ten sam antybiotyk, który teraz dostała".

Wstrząs anafilaktyczny?

Pytań odnośnie tego, co wydarzyło się w szpitalu jest bardzo wiele. Czy podano antybiotyk zdrowemu dziecku, bez wcześniejszego wywiadu? Ratownicy medyczni potwierdzają, że podanie leku, na który może być uczulony pacjent wywołuje wstrząs anafilaktyczny. - Pacjent robi się spocony, ma duszność, będzie miał wzrost akcji serca, z jednoczesnym spadkiem ciśnienia tętniczego krwi. To jest reakcja kilkusekundowa. Najważniejsze jest szybkie podanie adrenaliny, która w takich przypadkach ratuje życie – podkreśla rat. med. Mateusz Putowski z zespołu wczesnej interwencji terapeutycznej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.

Dotarliśmy do wyników szpitalnej sekcji zwłok, wykonanej już następnego dnia. Patomorfolog wykluczył wstrząs. Ordynator i dyrekcja wiedzieli to już dzień po śmierci dziewczynki. - Przyjechaliśmy do szpitala po kartę zgonu. Jako przyczyna wpisana była tam niewydolność krążeniowo-oddechowa. Spytaliśmy lekarza, dlaczego wpisał taki powód, to odpowiedział: "A co miałem wpisać? Jakbym wpisał, że przyczyna nieznana to byście jej nie pochowali" – relacjonuje matka Oliwii.

- Sekcja wykazała, że pacjentka zmarła na niewydolność krążeniowo-oddechową, ale każdy umiera właśnie z tej przyczyny. Ważne jest określenie, co było wyjściową przyczyną zgonu i tego nie ustalono – zaznacza mec. Jolanta Budzowska, radca prawny. I dodaje: - W tym przypadku zarówno dyrektor szpitala, jak i ordynator oddziału, na którym doszło do zgonu dziecka powinni natychmiast zawiadomić prokuraturę, dlatego, że okoliczności śmierci tej dziewczynki były mocno wątpliwe i budziły podejrzenia, że być może doszło do przestępstwa.

Uwaga! TVN. Niejasności w sprawie śmierci 11-latki

Z niejasnymi okolicznościami śmierci Oliwki nie mogły się pogodzić m.in. starsze siostry dziewczynki, które namówiły rodziców, by zgłosili sprawę na policję. Kiedy policjanci poszli do szpitala okazało się, że wszystkie dowody zostały zniszczone - nie było ani ampułek po leku, ani strzykawek, choć obowiązkiem ordynatowa było zabezpieczenie ich po śmierci dziecka. Nie zabezpieczono też najważniejszego dowodu – próbki krwi.

- Spytaliśmy, czy Oliwce została pobrana krew do badania. Lekarz spytał nas po co miałaby być pobierana. Dodał, że jeśli chcemy, żeby pobrać jej krew, to musimy ją "znowu otwierać" – opowiada Andrzej Czuba, ojciec Oliwii.

Do rodziców Oliwii zgłosiła się matka dziewczynki, która leżała z ich córką na szpitalnej sali. - Zaczęli podawać jej antybiotyk i Oliwka zaczęła strasznie krzyczeć. To był taki krzyk, jakby człowieka ze skóry obdzierali. To stało się bardzo szybko, jak miała plecy i uda mocno czerwone, takie rozpalone. Krzyczała, że ją boli. Po chwili jej stopy stały się fioletowe, a z buzi poleciała jej piana – opowiada kobieta.

Zarzuty

Na co zmarła Oliwka? Dlaczego ta śmierć była tak gwałtowna i dramatyczna, skoro dziewczynka była zdrowa? Prokuratura zleciła ekshumację i profesjonalną sekcję sądowo-lekarską. Lekarze nie wykryli we krwi dziewczynki antybiotyku. Co więc było w strzykawce?

Specjaliści w zakresie medycyny sądowej wskazują na możliwość podania dziewczynce chlorku potasu. - Chlorek potasu to związek niesamowicie groźny, ale i bardzo potrzebny w naszym organizmie. Można go podać przy ostrej biegunce, odwodnieniu, stosuje się go przy pacjentach dializowanych, u których potas został wypłukany mechanicznie – mówi rat. med. Andrzej Morajda z zespołu wczesnej interwencji terapeutycznej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.

Prawdopodobnie pomylono ampułki. Dawka nierozcieńczona jest śmiertelna, ale też nie do wykrycia już po 72 godzinach. Po tym czasie jedynym dowodem jest ampułka i strzykawka.

- Pierwszy wydział śledczy Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu prowadzi śledztwo, w toku którego wydano postanowienie o przedstawieniu zarzutów trzem osobom publicznym – ordynatorowi oddziału pediatrycznego w Nowej Rudzie, dyrektorowi ZOZ-u w Kłodzku i jego zastępcy. Zarzucono im to, że utrudniali postępowanie karne, przez zacieranie śladów przestępstwa w ten sposób, że ukryli lub zniszczyli strzykawkę, którą podano dziecku lek, nie zabezpieczyli ampułki po leku, a rodzinę zmarłej i organy ścigania przekonywali, że te ampułki zostały zabezpieczone – wylicza Małgorzata Dziewońska z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.

W tej sprawie trwa też drugie dochodzenie prokuratorskie, mające na celu ustalenie przyczyny śmierci dziewczynki. Lekarze medycyny sądowej potwierdzają możliwą pomyłkę przy podaniu leku.

Cały reportaż można obejrzeć na stronie Uwaga! TVN.

Zobacz także:

Źródło: Uwaga! TVN

Źródło zdjęcia głównego: Uwaga! TVN

podziel się:

Pozostałe wiadomości