Normalna, miła rodzina
Adam i Aneta J. mieszkali na warszawskim Mokotowie dopiero od roku. Z relacji sąsiadów wynika, że nie nawiązali przez ten czas bliskich relacji z innymi mieszkańcami kamienicy, ale nie byli uciążliwymi sąsiadami. Uwagę części osób zwracało natomiast to, że rzadko byli widywani z dziećmi.
- To była miła rodzina. Raz słyszałam, jak się kłócili. Ona chciała, żeby on się wyprowadził, a on powiedział, że się nigdzie nie wyprowadzi. Coś padło o pieniądzach. Że będzie jej na konto płacił. To było tydzień albo dwa przed zaginięciem - mówi jedna z sąsiadek.
- Nie wiem, czy ten pan pracował. Ale rano go widywałam pod blokiem. Pił piwo - dodaje kobieta.
Małżeństwo kojarzą też pracownicy okolicznych sklepów. - Ten pan przychodził do nas po piwo i papierosy. Wydawał się spokojny. Nie widać było, żeby nadużywał alkoholu - usłyszeliśmy.
Aneta i Adam J. mają dwóch nastoletnich synów, którzy prawdopodobnie nie znali planów rodziców. Wszyscy razem mieszkali wcześniej w innym miejscu, również w Warszawie. Tam sąsiedzi znali ich lepiej.
- Czasami ci ludzie byli dość hałaśliwi. Zdarzały się awantury, krzyki. Ojciec był dość agresywny w stosunku do dzieci i żony - mówi jedna z sąsiadek.
Małżeństwo z Warszawy uciekło?
Dopiero po niemal dwóch dniach od ucieczki z domu rodzinnego w Warszawie małżeństwo zostawiło pierwszy ślad. Po dwugodzinnym podejściu zameldowali się w Murowańcu, gdzie okazali dokument tożsamości. To tam zarejestrowały ich kamery monitoringu.
- Nie udzielamy informacji na ten temat. Wszystko zgodnie z komunikatami policji - mówi menager górskiego pensjonatu.
Po spędzonej nocy w górskim schronisku Aneta i Adam J. zeszli czarnym szlakiem w kierunku Brzezin. Stamtąd, prawdopodobnie busem, dojechali do przejścia granicznego na Łysej Polanie, skąd ruszyli w stronę Słowacji.
Polskie instytucje, które mogą cokolwiek wiedzieć w tej sprawie, na prośbę policji nie przekazują żadnych informacji. Wiemy jedynie tyle, że para zniknęła i do tej pory nie została namierzona. To wyjątkowo tajemnicze zachowanie służb.
- Służby mają swoje informacje. Być może wiedzą coś, czego nie chcą upublicznić ze względu na dobro śledztwa. Być może, ujawniając te informacje, mogłoby to na przykład zagrozić dzieciom, które w takiej sytuacji powinny być szczególnie chronione. Również ze względów psychologicznych wydaje mi się, że dla dzieci i najbliższych jest to trudna sytuacja, w której rodzice nie są uznani za zaginionych, tylko za ukrywających się. Uciekających przed własną rodziną - komentuje Bartosz Weremczuk, prywatny detektyw.
Według słowackich służb, małżeństwo około południa wyszło z pensjonatu. Zamówili polską taksówkę, którą odjechali z powrotem w stronę przejścia granicznego w Łysej Polanie. Tam ślad za nimi się urywa. Nadal nie wiadomo, gdzie Aneta i Adam J. mogą przebywać.
- Zdarzają się zaburzenia osobowości, takie jak np. osobowość zależna. W rodzinach, w których dochodzi do syndromu wypalenia rodzicielskiego dochodzi często do przemocy. Rodzice mogą być uwikłani emocjonalnie w siebie, w sytuację przemocową - mówi Irena Jaczewska, psycholog.
- To bardzo nietypowa sprawa. Rzadko słyszy się historie, żeby rodzice uciekli przed swoimi dziećmi. Nie mówimy dziś o osobach zaginionych, bardziej ukrywających się. Działają celowo. To zdarzenie może wyglądać jak głupi żart, ale to nie jest żart. To poważne wykroczenie, zostały porzucone dzieci - wskazuje Weremczuk.
Cały reportaż zobaczysz w serwisie VOD.pl oraz na Player.pl
Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.
Zobacz także:
- Rodzice zaginionego Krzysztofa Dymińskiego: Liczymy, że nasz syn odnajdzie się żywy
- Coraz bliżej poznania okoliczności śmierci Pauliny Antczak? "To, co wyszło było dla mnie szokiem"
- Młody sportowiec został uderzony młotem. Od lat czeka na zadośćuczynienie. "Nie chciał żyć"