Przed 18-stką amputowali jej rękę. "Niektórzy uważali, że zmyślam"

Marysia Piechowska
Marysia Piechowska
Źródło: Archiwum prywatne
U 29-letniej Marysi Piechowskiej wykryto nowotwór tuż przed 18. urodzinami. Zamiast radosnego świętowania wkroczenia w dorosłość musiała przejść operację amputacji ręki i chemioterapię. Jej świat, marzenia i plany – runęły. W cyklu "Siła jest kobietą" przekonuje, że nie można się poddawać. Dziś jest szczęśliwą mamą, tworzy biżuterię i maluje obrazy. - Wszystko zależy od naszego nastawienia - podkreśla.

Siła jest kobietą: Każda jest inna. Każda wyjątkowa. Każda ma różne cele i marzenia, inną historię do opowiedzenia. Łączy je jedno. Bohaterki tego cyklu udowadniają, że siła jest kobietą.

Zobacz wideo: Walka o życie

Walka o życie

DD_20210921_Gardisas_rep_REP
Źródło: Dzień Dobry TVN
Jak słyszysz hasło nowotwór – sztywniejesz
Jak słyszysz hasło nowotwór – sztywniejesz
Mama, która wygrała z nowotworem
Mama, która wygrała z nowotworem
Depresja poporodowa - czym różni się od "baby bluesa"?
Depresja poporodowa - czym różni się od "baby bluesa"?
Maja Kapłon o walce z chorobą
Maja Kapłon o walce z chorobą
O choroba! Książka, która oswaja traumę
O choroba! Książka, która oswaja traumę

"Przez lata chodziłam z bolącą ręką, a nowotwór w tym czasie się rozwijał"

Dominika Czerniszewska: Pamiętasz moment, kiedy poczułaś ból w prawym ręku?

Marysia Piechowska: To było w szkole podstawowej. Wystarczyło, że dotknęłam prawą ręką stołu i zwijałam się z bólu. Był nie do zniesienia. Płakałam. Gdyby nie to, tak naprawdę nie wiedziałabym, że coś się dzieje.

Lekarze wiedzieli, co Ci dolega?

Nie. Twierdzili, że ręka jest nadwyrężona, albo że to stan zapalny lub naderwane ścięgno. Niektórzy uważali, że zmyślam i szukam po prostu wymówki, by nie ćwiczyć na WF-ie. Hipotez było naprawdę wiele. Przez lata przepisywano mi różne maści, zakładano półgips. I tak to się ciągnęło… Aż w końcu stwierdzili, że jest to zespół cieśni nadgarstka i muszę przejść operację. Czekałam na nią prawie rok.

Przeprowadzony zabieg był równoznaczny z zakończeniem problemów zdrowotnych?

To był dopiero początek (śmiech). Niestety operacja nie została dobrze przeprowadzona. W dokumentach widnieje zapis: "Nieradykalny zabieg przeprowadzony w okolicach nadgarstka". Od roku miałam wyczuwalny guzek. Gdy otworzyli rękę, pobrali wyłącznie próbkę do badań, którą wysłali do kliniki w Poznaniu, a mnie zaszyli i tyle. Także ręka wciąż bolała. Do połowy marca musiałam czekać na wyniki histopatologiczne.

Które wykazały…?

Nowotwór. Kiedy mama z siostrą przyjechały po mnie do szkoły, wiedziałam, że jest coś nie tak. Zadzwonili ze szpitala, że mam jak najszybciej się stawić. Tego samego dnia byłyśmy w placówce. Przyszedł lekarz i powiedział: "Nowotwór złośliwy". Mama aż usiadła, a w mojej głowie pojawiła się myśl: "Umieram". Miałam wtedy 17 lat, plany i marzenia. Od razu po usłyszeniu diagnozy wysłali mnie na prześwietlenie płuc, by sprawdzić, czy nie mam przerzutów. Na szczęście nie było. Przez lata chodziłam z bolącą ręką, a nowotwór w tym czasie się rozwijał. Prawdopodobnie powstał na skutek urazu, który nie był leczony. Najpierw zrobił się stan zapalny, a następnie guzek, który się zezłośliwił. Przez lata zrobiono mi tyle badań, ale tych najpotrzebniejszych nie wykonano.

"Jednogłośnie stwierdzili, że trzeba amputować rękę"

Czy po latach otrzymałaś w końcu fachową pomoc?

Trafiłam do kliniki w Poznaniu. Tam lekarze byli zdziwieni diagnozą. Ten nowotwór bardzo rzadko się zdarza. Z tego, co pamiętam średnio ok. 9 osób na całą Polskę po 50. roku życia. Gdy zobaczyli, że młoda dziewczyna go ma, nie wiedzieli, co robić. Mój przypadek konsultowali z lekarzami z innych miast, a nawet za granicą. Potem jednogłośnie stwierdzili, że trzeba amputować rękę. Powiedzieli, że jeśli przejdę zwykły zabieg bez amputacji, to na 90 proc. rak wróci i raczej tego nie przeżyję. Jeśli się zgodzę na usunięcie ręki, to po zastosowaniu chemii powinno być wszystko w porządku.

Ile miałaś czasu na podjęcie decyzji?

Niewiele. Lekarze poradzili, żebym wróciła do domu i na spokojnie się zastanowiła nad amputacją. Pierwsze dwa dni przepłakałam. Byłam zestresowana i zszokowana. Przez lata żaden lekarz nie zająknął się na temat nowotworu, a tym bardziej amputacji. Po trzech dniach stwierdziłam, że nie ma na co czekać, wracam do kliniki.

To było tuż przed Twoimi 18. urodzinami. Byłaś gotowa na to, co Cię czeka?

Przed amputacją namalowałam kilka obrazów i narysowałam na prawej ręce uśmiechniętą buźkę. Żegnałam się ze swoją ręką. Wszystkim machałam. Na sam zabieg pojechałam już dość pozytywnie nastawiona. Nie czułam, że mam nowotwór. Gorzej było później. Po operacji miałam podaną chemioterapię w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Wypadły mi brwi i wszystkie włosy, a miałam je do pasa. To było dla mnie bardzo trudne. Płakałam.

Co wtedy czułaś?

Początkowo miałam myśli typu: "Kurczę, nie mam ręki. Ludzie inaczej na mnie patrzą". Teraz uważam: "Nie mam ręki, no trudno". Najgorsze jest, kiedy inni zwracają się do mnie: "Ojej, nie masz ręki". Takie słowa mnie dołują. Niby wszyscy dookoła mówią: "Będzie dobrze", ale tak naprawdę to samemu trzeba się pozytywnie nastawić. Gdy przychodzą gorsze momenty, powtarzam sobie: "Żyję, a równie dobrze przez nowotwór mogłoby mnie nie być".

Czyli pozytywny scenariusz lekarzy się sprawdził?

Tym razem tak. Byłam pod stałą kontrolą. Co roku - przez 10 lat - miałam robiony tomograf. Od operacji minęło 11 lat i rak nie powinien już wrócić. Nie mam ręki, ale jestem zdrowa.

Życie po nowotworze i amputacji

Jako młoda dziewczyna musiałaś na nowo nauczyć się funkcjonować. Ile czasu zajął Ci powrót do codzienności?

Myślę, że szybko. W przeszłości, kiedy bolała mnie prawa ręka, starałam się już pewne czynności wykonywać lewą. Natomiast po amputacji denerwowałam się, że nie jestem w stanie zrobić podstawowych rzeczy, np. obrać jabłka, czy związać włosy w kitkę. Non stop szukałam sposobów. Im więcej ich poznawałam, tym było mi łatwiej. Potrzebowałam trochę czasu, aż je opatentowałam.

Zaakceptowałaś siebie w pełni?

Najpierw bałam się, jak będę odbierana. Wstydziłam się wychodzić. Nosiłam długi rękaw, nawet latem. Potem przerzuciłam się na T-shirty, ale wkładałam skarpetkę na kikut. Byłam nieśmiała. Nie chciałam się pokazywać. Musiałam nabrać odwagi do niektórych rzeczy. Teraz chodzę w bluzce na ramiączkach i nawet nie zwracam uwagi na to, czy ktoś się patrzy. Musiałam się przyzwyczaić do tego, że ludzie się gapią, a dzieci zaczepiają. Kiedy się pytały: "Dlaczego pani nie ma ręki?", zawsze odpowiadałam żartując. Poczucie humoru bardzo pomaga. Mój ulubiony tekst z rodziną, to: "Chodź, podam ci pomocną dłoń".

Polki są najbardziej zakompleksionymi obywatelkami Europy. Udowadniasz, że poczucie humoru i dystans pomagają to przezwyciężyć.

Nie bójmy się pokazywać takimi, jakimi jesteśmy. Najważniejsze jest to, co o sobie myślimy. By kobiety same dla siebie się starały, nie ważąc na innych. Tak jak wspominałam, bardzo dużo zależy od naszego nastawienia. Chwile załamania oczywiście przychodzą, ale wtedy trzeba sobie powiedzieć, że będzie dobrze. Mam dziecko, więc mam dla kogo żyć i mieć motywację. Czasami ktoś się zapyta: "Jak sobie radzisz?", odpowiadam, że muszę, bo nie mam wyjścia. Przecież nie będę teraz płakać i użalać się nad sobą. Nikt tego za mnie nie zrobi. Na początku słyszałam teksty typu: "Będę kaleką do końca życia", "Trzeba będzie mi pomagać". To mnie zmotywowało i nakręciło do działania. Chciałam wszystkim udowodnić, że sobie poradzę. Kiedy mama lub siostra chciały mi pomóc, odmawiałam. Dzięki temu nie jestem "kaleką, której trzeba do końca życia pomagać". Staram się cieszyć życiem i spełniać.

Wspomniałaś, że motywuje Cię dziecko i nie chciałaś niczyjej pomocy. Zastanawiam się, jak radziłaś sobie z przewijaniem?

Na początku był strach. Musiałam zobaczyć, co i jak, a potem już poszło. Gdy dziecko podrosło, zaczęło się dostosowywać do mnie. Wiedziało, jaki ruch zrobię i się nastawiało. Tak było, chociażby przy nakładaniu czapki. Wiedziało, że ma sobie z tyło przetrzymać, żebym mogła naciągnąć z przodu. Z boku może to śmiesznie wyglądało, ale to były nasze rytuały.

Jesteś mamą, która spełnia się zawodowo. Jak rozpoczęła się Twoja przygoda z biżuterią?

Zupełnie przez przypadek. Od dzieciństwa uwielbiałam wszystko, co związane z plastyką - malowanie, dekorowanie itd. Gdy potrzebowałam czegoś do domu, np. dywaniku, obrazka, półki, robiłam sama. I tak pewnego dnia zamówiłam gumki do maseczek. Zamiast nich przyszły do biżuterii. Doszłam do wniosku, że nie będę ich zwracać, tylko domówię koraliki i zrobię bransoletki dla siebie i siostry. Podobały mi się, więc pokazałam je na Facebooku. Pod postem wiele osób się nimi zainteresowało. Dopytywali, czy zrobię kolejne, sprzedam itd. I tak to się zaczęło.

Jak one powstają?

Na początku wiele rzeczy robiłam ustami. Teraz jestem w stanie nawlekać samą lewą ręką. Czasami pomagam sobie stopą lub kolanami, ew. kikutem przetrzymam.

Rozważałaś protezę?

Mam protezę bioelektryczną i najpierw praktycznie przez cały czas w niej chodziłam. Teraz, zależy od tego, co robię. Czasami ją wkładam, by zachować równowagę i nie czuć bólu w plecach. Jest pomocna, by coś przetrzymać, złapać w rękę, ale często kikutem jest mi dużo wygodniej. Na dłuższą metę proteza jest jednak uciążliwa. Robi się gorąco i waży 5 kg.

Marysia Piechowska
Marysia Piechowska
Źródło: Archiwum prywatne

W mediach społecznościowych oprócz bransoletek z naturalnych kamieni widnieją też Twoje obrazy.

Malowanie to moje hobby. W szkole startowałam w konkurach, w tym w ogólnopolskich. Niektóre udało mi się wygrać. Pewnego dnia siostra podarowała mi płótno i namalowałam na nim jelenia. Wrzuciłam zdjęcie do sieci i się spodobał. Obecnie nie mam żadnego swojego obrazu w domu (śmiech). Wszystko się rozeszło.

Obraz autorstwa Marysi Piechowskiej
Obraz autorstwa Marysi Piechowskiej
Źródło: Archiwum prywatne

Masz ciekawą historię do opowiedzenia? Chcesz zostać bohaterką cyklu Siła jest kobietą? Napisz do mnie: dominika_czerniszewska@discovery.com

Zobacz wideo: Piękno i kobiecość w chorobie nowotworowej

Anna Wyszkoni i Joanna Górska
Piękno i kobiecość w chorobie nowotworowej
Choroba nowotworowa a kobiecość - jak leczenie onkologiczne wpływa na samoocenę?
Źródło: Dzień Dobry TVN

Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości