Przypominamy pierwszy reportaż "UWAGI! TVN" o porwaniu i zabójstwie 11-latka z Katowic:
Ojciec Tomasza M.: "Nie wiem, czy powinienem nazywać go swoim synem"
Rekonstrukcja zdarzeń
Kiedy 11-letni Sebastian nie wrócił do domu, rozpoczęły się poszukiwania chłopca. Zaangażowały się służby, rodzina i mieszkańcy. Niestety, już następnego dnia znaleziono ciało chłopca ukryte w fundamentach budowanego garażu. Było przygotowane do zamurowania.
Dziennikarze "Uwagi! TVN" jako pierwsi, wspólnie z policją, odtworzyli ostatnie godziny życia chłopca.
- Sebastian poszedł bawić się z kolegami i koleżankami na plac zabaw, niedaleko domu. Umówił się z mamą, że wróci o godz. 19, jednak chciał zostać dłużej, więc napisał do mamy wiadomość z taką prośbą. Mama się zgodziła, żeby wrócił o godz. 19.30. Kobieta ufała synowi, wiedziała, że to rezolutny, rozsądny 11-latek – relacjonuje podinsp. Aleksandra Nowara z Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach.
Jak doszło do porwania?
- Mężczyzna zauważył dziecko wracające do domu bardzo blisko jego miejsca zamieszkania. Chłopiec był już bardzo blisko domu, potwierdza to zapis monitoringu. Na następnym obrazie już go nie ma. Przejeżdżało kilka samochodów, w tym auto marki Ford. Najprawdopodobniej za zakrętem, w miejscu gdzie chodnik jest szerszy, samochód wjeżdża na niego, mężczyzna wysiada z samochodu i wciąga do środka chłopca. Później z ogromnym impetem ruszył z tego miejsca – dodaje podinsp. Aleksandra Nowara.
Dzięki zabezpieczonemu monitoringowi udało się odczytać tablice rejestracyjne auta, do którego wciągnięty został chłopiec. Właścicielem pojazdu okazał się być optyk z Sosnowca – 41-letni Tomasz M.
Próba uprowadzenia
Kilka dni przed zabójstwem Sebastiana, niedaleko miejsca jego uprowadzenia, miała miejsce próba porwania 11-letniej dziewczynki.
- Córka opowiedziała mi, że byli w trójkę z kolegami, bawili się. Nagle pojawił się zamaskowany mężczyzna, który zaczął ją obserwować. Kiedy zaczęła iść, on szedł za nią, kiedy ruszyła biegiem, on ruszył za nią. Na szczęście mężczyzna się potknął i córka miała okazję uciec. Opowiadała, że miał ze sobą coś czarnego przypominającego broń – opowiada ojciec 11-latki.
Mężczyzna zgłosił próbę uprowadzenia córki na policję.
- Porwanie Sebastiana miało miejsce w sobotę, a córka to zdarzenie przeżyła dwa dni wcześniej. Ja i moi bliscy jesteśmy przekonani, że to ten sam sprawca. Moja córka była o włos od tragedii – dodaje.
Skazany za porwanie
Tomasz M. był już wcześniej karany za uprowadzenie dziecka. Kilkanaście lat temu porwał spod sklepu małego Dawida. Teraz, już jako dorosły mężczyzna, opowiada nam, co wtedy zaszło.
- Był bardzo miły. To było tak, jakby tata do mnie podszedł i mnie zabrał. Tak się zachowywał. Nie wiedziałem wtedy, że tacy ludzie chodzą po świecie, więc poszedłem z nim – opowiada. I dodaje: - Weszliśmy do salonu optycznego. Zamknął drzwi od środka. Za ladą było takie przejście do zaplecza, schodziło się po trzech, czterech schodkach. To pomieszczenie nie było duże. Były tam kartony, obiektywy, aparaty, jakieś taśmy.
- Kazał mi się rozebrać do naga i zaczął mi robić zdjęcia. Powiedziałem, że nie dam rady. On się po coś schylił, a ja wykorzystując moment, zacząłem uciekać. Kiedy doszedłem do drzwi i zacząłem je szarpać, zorientowałem się, że są zamknięte. On podbiegł do mnie, złapał mnie i z powrotem mnie do tej piwnicy zabrał – wspomina pan Dawid.
Po wszystkim Tomasz M. odwiózł kilkuletniego Dawida do domu.
- Wyciągnął kartkę, zaczął coś na niej pisać. Potem mi ją wręczył, był tam numer telefonu do niego. Próbował się ze mną umówić na inny dzień. Odwiózł mnie, dał mi pieniądze. Mówił też, że jakbym miał kolegów i koleżanki, które chcą zarobić, to żebym też dawał ten numer telefonu – opowiada pan Dawid.
Kim jest Tomasz M.?
- Zazwyczaj to bardzo normalny człowiek, ale miał okresy, że stawał się bardzo dziwny. Był nerwowy, trochę nieswój. Jako dziecko lubił mieć noże, robił sam sobie nunczako. Tłumaczyłem to sobie tym, że lubił sztuki walki, trenował karate – opowiada brat sprawcy. I dodaje: Nigdy w stosunku do mnie nie używał przemocy, ale wiem, że żonę traktował źle od zawsze.
Była żona 41-latka, z obawy o swoje nastoletnie dzieci, nie zgodziła się na spotkanie. Jednak opisała nam wspólne życie z Tomaszem M.
Bił mnie, wyzywał, wyganiał z domu, poniżał, wylewał jedzenie na głowę, pluł. W środku nocy kazał się ubierać i wychodzić z domu, potem wracać. Jak usnęłam, to za chwilę znowu miałam wyjść i tak w kółko
- mówiła.
Po 10 latach małżeńskiego piekła kobieta znalazła siłę, aby odejść od Tomasza M. Para rozwiodła się w 2018 roku. Mężczyzna miał zakaz zbliżania się do byłej żony i dzieci. Kobieta opisała nam, jakie mroczne szczegóły ze swojego życia opowiedział jej Tomasz M.
Myślę, że jego problemy zaczęły się już w dzieciństwie. Ani matka, ani ojciec nie wychowywali swoich dzieci. Tomasz M. został z matką alkoholiczką, która go biła i znęcała się nad nim. Sprowadzała do domu nowych mężczyzn, a jednym z nich miał być morderca kobiet… on ją bił, razem pili, podobno jakieś sceny seksu były przy tym małym dziecku
- opowiadała.
Tomasz M. najbliższe trzy miesiące spędzi w zakładzie karnym w Raciborzu.
Zobacz też:
Bon turystyczny – tańsze wakacje dla całej rodziny. Jak i kiedy skorzystać ze świadczenia?
Pol'and'Rock Festival tylko dla zaszczepionych. Jurek Owsiak: "Zadaliśmy pytanie publiczności"
Autor: Mateusz Łysiak