"Nie masz córki, nie masz dziecka" - dlaczego to kobiety częściej zajmują się rodzicami w podeszłym wieku?

Starsza kobieta, emerytka
Morsa Images/GettyImages
Wielu starszych i schorowanych rodziców powtarza, że jeśli nie ma się córki, to nie ma się dziecka. Podobnego zdania są panie Maria i Wiktoria, które ze względu na swój wiek i choroby potrzebują wsparcia najbliższych. Niestety, żadna z nich nie może liczyć na pomoc synów. Dlaczego mężczyźni mniej angażują się w opiekę nad leciwymi rodzicami? Zapytaliśmy o to psycholog, Katarzynę Kucewicz.

Córki pomagają częściej?

Pani Maria jest mamą dwójki dzieci. Jej córka, Ania, ma 46 lat i samotnie wychowuje 11-latkę, natomiast syn, Rafał, to 42-letni mężczyzna, który razem z żoną zajmuje się dwiema nastolatkami. Starsza pani mieszka sama, ponieważ dekadę temu niespodziewanie zmarł jej ukochany mąż.

Kobieta jest dość sprawna, wychodzi po zakupy, sprząta mieszkanie i sama sobie gotuje, ale nie ukrywa, że od czasu do czasu potrzebuje pomocy. - Mimo że jestem samodzielna, to sił mi czasami brakuje, zwłaszcza, gdy trzeba przenieść coś ciężkiego czy naprawić jakąś rzecz w domu - stwierdziła. Wsparcie przydaje jej się także, kiedy musi jechać do odległej o kilkanaście kilometrów kliniki, w której leczy się z powodu kilku schorzeń. Choć pani Maria ma grono znajomych, z którymi się spotyka, to nie ukrywa, że nie ze wszystkiego może im się zwierzyć. - Pewne tematy są zbyt osobiste, żeby się nimi dzielić z koleżankami - wyjaśniła.

75-latka najczęściej może liczyć na córkę, która jak tylko może pomaga jej w wielu sprawach. - Mimo że Ania samodzielnie wychowuje Olusię, to wpada do mnie przynajmniej dwa razy w tygodniu, natomiast przez telefon rozmawiamy codziennie - powiedziała. - Mogłam na nią liczyć między innymi, kiedy ciężko zachorowałam. Pojechała ze mną do szpitala i przychodziła każdego dnia w odwiedziny. Po moim powrocie do domu Ania i Olusia zamieszkały ze mną. Córka opiekowała się mną aż doszłam do siebie - zdradziła. Niestety pani Maria nie może liczyć na syna. Boli ją to, ponieważ do momentu, kiedy mieszkał w rodzinnym domu cała czwórka była bardzo zżyta. - Rzadko do mnie wpada tak sam z siebie, a dzwoni tylko wtedy, gdy czegoś potrzebuje, np. gdy trzeba zaopiekować się dziećmi. Do szpitala przyszedł tylko raz i to na krótko. Nie pyta, jak się czuję i czy czy może mi w czymś pomóc. A jak dzwonię do niego, to odpowiada mi półsłówkami - pożaliła się, a następnie dodała: - Rafałowi są teraz bliżsi rodzice jego żony. To do nich bardzo często jeżdżą na niedzielne obiady czy święta. Niestety w moim przypadku powiedzenie: "Nie masz córki, nie masz dziecka" jest w pełni uzasadnione.

Podobnie uważa 85-letnia pani Wiktoria. Kobieta niedawno zamieszkała w domu opieki. - Jestem coraz mniej sprawna. Ostatnio się przewróciłam i złamałam nogę. Po tym wydarzeniu stwierdziłam, że przyszedł już czas, by ktoś codziennie przy mnie czuwał. Córka zaproponowała mi, żebym zamieszkała z nią i jej mężem, ale nie chcę być dla nich ciężarem - wyznała. Nie narzeka na warunki. Dodatkowo co dwa dni przychodzi do niej w odwiedziny córka, z którą wychodzi na spacery i rozmawia. Starsza pani jeździ też do niej na weekendy. 85-latka ma jeszcze syna, ale on rzadko się nią interesuje. - Ma swoją firmę i to ona pochłania cały jego czas. Czasami nawet zapomina o moich urodzinach - powiedziała smutno kobieta.

Dlaczego niektórzy synowie mniej angażują się w pomoc?

W podobnej sytuacji jest wielu starszych rodziców. Z badań zaprezentowanych przez Małgorzatę Herudzińską ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie wynika, że aż 88 proc. osób sprawujących opiekę nieformalną w Polsce, czyli tę zapewnioną m.in. przez członka rodziny to kobiety. Zdaniem psycholog Katarzyny Kucewicz, może to wynikać z ról społecznych wpajanych w dzieciństwie. - Ludzie w różny sposób uczeni są wyrażania miłości i różne ma się wobec nich oczekiwania. Jeśli córka całe życie stawiana jest w roli tej, która razem z mamą dba o ciepło domowego ogniska, to ona w tej roli często pozostaje. Z kolei od synów w wielu domach nie wymaga się rodzinności, nie oczekuje się wsparcia, pomocy, opieki. Ta jest stereotypowo kojarzona z kobietami. Dlatego w wielu rodzinach to właśnie córka opiekuje się rodzicami z większym zaangażowaniem niż syn - stwierdziła, ale zaraz zastrzegła: - Nie wszystkie jednak rodziny żyją w tym schemacie. Nierzadko to syn troszczy się o rodziców bardziej niż córka. W moim poczuciu i z moich obserwacji wynika, że opiekuje się ten członek rodziny, który jest bardziej troskliwy i empatyczny. Który ma zasoby do tego, by wspierać. Często kobiety mają tych zasobów więcej, są bardziej empatyczne i czule.

Według naszej rozmówczyni, synowie rzadziej zajmują się starszymi rodzicami z powodu pewnego rodzaju wygody. - Łatwiej jest ludziom angażować się w tę część rodziny, która nie wymaga opieki, pomocy. Myślę też, że synowie czasami czują, że oni - jako głowa rodziny - muszą przede wszystkim dbać o swoją nową rodzinę, czyli żonę i dzieci. Tu kierunkuje się ich troska. Bywa jednak i tak, że za ignorancję odpowiada męskie pragnienie świętego spokoju, które czasem przybiera formę odwracania się plecami od problemów.

Jak zatem rozmawiać z synami, aby bardziej się zainteresowali swoimi starszymi, często schorowanymi rodzicami? - Przede wszystkim warto powiedzieć wprost o swoich oczekiwaniach. Jeśli widzimy, że ta troska jest minimalna, należy wyrazić swoje zdanie i wspólnie opracować plan pomocy, wizyt. Nie zakładajmy złej woli, lenistwa syna. Czasami to kwestia pewnego braku wyobraźni, czasami lęku przed przemijaniem i śmiercią. Taką rozmowę warto przeprowadzić razem, przy rodzinnym stole - z całą rodziną, rodzeństwem i z partnerami - wspólnie - poradziła Katarzyna Kucewicz.

Zobacz także:

Zobacz wideo: Czy seniorzy powinni upominać się o udostępnienie miejsca?

Autor: Iza Dorf

podziel się:

Pozostałe wiadomości