Patologiczne skubanie skóry dopiero w 2013 roku znalazło się w rejestrze zaburzeń psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego. Kilka lat później ujęto je w jedenastej, sporządzonej przez Światową Organizację Zdrowia wersji Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych, przy czym zestawienie to nie jest jeszcze uznawane za oficjalne. Nie dziwi zatem fakt, że wciąż niewiele wiadomo na temat przebiegu i objawów choroby, która dotkliwie zmienia codzienność cierpiących na nią osób. W swojej wieloletniej praktyce Krzysztof Dudziński zetknął się z blisko trzydziestoma przypadkami pacjentów cierpiących na dermatillomanię. Opowiedział nam o kulisach leczenia choroby i jej oddziaływaniu na niemal każdą płaszczyznę życia człowieka.
Jak objawia się dermatillomania?
Dermatillomania charakteryzuje się kompulsywnym destruowaniem skóry twarzy i innych części ciała, ma jednak więcej wspólnego z psychiką niż ze schorzeniami natury dermatologicznej. Z perspektywy specjalisty zajmującego się chorobami skóry, wiąże się ona z uszkodzeniami, takimi jak strupy, nadżerki czy zadrapania. Dla doświadczonego psychologa to zaburzenie obsesyjno-kompulsywne, wymagające podjęcia zdecydowanej interwencji w postaci terapii.
Objawy tej choroby opisywane przez moich pacjentów to skubanie, drapanie, nakłuwanie, gładzenie czy szczypanie skóry. W jednym przypadku pacjentka konsumowała "strupki". Decydującym o diagnozie objawem jest niepohamowany, powtarzalny lub ciągły przymus wykonywania tych czynności. Podwyższa on w sposób stały poziom stresu, przez co z kolei wzrasta drażliwość, a nawet agresywność pacjenta. Uważa się, że skubanie rozładowuje stres, ja jednak uważam, że jest odwrotnie. Niezwykle ważna jest tak zwana diagnoza dyferencjalna, czyli zbadanie, czy dermatillomania jest samodzielną dolegliwością, czy nie jest częścią jakiegoś innego zaburzenia, na przykład zespołu stresu pourazowego
- tłumaczy Krzysztof Dudziński. Dodaje też, że pacjenci zwykle starają się zakrywać powstałe na skutek drapania ślady. Noszą zabudowane stroje, zakrywają rany bandażami bądź maskują je przesadnym makijażem.
- Jeżeli chodzi o poddane skubaniu części ciała, u moich pacjentów najczęściej były to dłonie, przedramiona i kark. W kilku przypadkach także uda, a jedynie w dwóch twarz. Raz spotkałem się ze skubaniem ust, a właściwie ich szczypaniem. Charakterystyczna jest także zmiana miejsca drapania, aby poprzednio zaatakowana partia skóry mogła się zagoić - kontynuuje doświadczony specjalista. Podkreśla też, że ze względu na niedoprecyzowaną klasyfikację choroby we wspomnianych wcześniej rejestrach, wielu lekarzy, szczególnie tych nieznających języków czy stagnujących zawodowo, często ma problemy z diagnostyką choroby. Warto jednak zwiększać świadomość społeczeństwa i medyków w tym temacie, zwłaszcza że od początku globalnej pandemii zauważalny jest znaczący wzrost wszelakich zaburzeń psychicznych powiązanych z permanentnym stresem.
Leczenie dermatillomanii
Powtarzalna i trudna do opanowania potrzeba skubania skóry wymaga konsultacji z dermatologiem, jak również rozpoczęcia terapii pod okiem wykwalifikowanego specjalisty. W swojej praktyce Krzysztof Dudziński spotkał się z blisko trzydziestoma pacjentami, którzy zgłosili się do niego po pomoc w leczeniu dermatillomanii. W większości były to kobiety pomiędzy 18. a 37. rokiem życia.
- Dermatillomanię leczy się podobnie jak OCD (zaburzenia obsesyjno-kompulsywne, dawniej nerwica natręctw) - przy pomocy terapii poznawczo-zachowawczej, która w Polsce jest traktowana prawie jako panaceum na wszelakie zaburzenia psychiczne. Zapomina się o tym, że psychika każdego człowieka to unikat, a w związku z tym nie ma uniwersalnego patentu na wyleczenie. W terapii wielkim problemem jest dotarcie z metodyką do pacjentów, u których mózg racjonalny zajęty jest cały czas myślami zmuszającymi do skubania ciała, podobnie jak przy OCD myślą przymuszającą jest na przykład silna potrzeba umycia rąk. Przy często stosowanej przeze mnie hipnoterapii, impulsy zmuszające do podrapania się wybudzają pacjenta jeszcze w bardzo płytkiej fazie hipnozy. Czasami efektywne okazuje się zmuszenie mózgu racjonalnego do maksymalnego skoncentrowania się na jakiejś czynności: żonglowaniu trzema piłeczkami, zajęciu się skomplikowaną i szybką grą komputerową. Ostatnio dobre wyniki osiągam stosując metody bazujące na neuroplastyczności mózgu i samoobserwacji impulsów. Posiłkuję się także odpowiednio dobranymi częstotliwościami "binaural beats" (dudnienia synchroniczne). Jednak także i ja bardzo często zaczynam od terapii zachowawczo-poznawczej, a mianowicie od "habit reversal training". Jeżeli ta metoda nie skutkuje, staram się znaleźć taki rodzaj leczenia, który zadziała, nie trzymam się sztywno "ulubionego" nurtu terapeutycznego. Poza tym kładę większy nacisk na zadania domowe niż na częstotliwość sesji, ale to inny temat. Jeżeli po sześciu miesiącach (6–12 sesji) nie nastąpi zadowalająca poprawa, wspólnie z pacjentem decydujemy co dalej. To zasadnicze różnice między mną a klasycznymi psychoterapeutami - opisuje skomplikowany proces leczenia Krzysztof Dudziński, zwracając jednocześnie uwagę na to, że widoczne na ciele zmiany nie są jedyną konsekwencji przypadłości, z którą na co dzień zmagają się jego pacjenci.
Naturalnie, chorobie tej towarzyszą negatywne emocje, szczególnie wstyd, niezadowolenie z siebie, złość, ograniczenie kontaktów socjalnych, wycofanie się, epizody depresyjne. Można nawet mówić o diabelskim kole dermatillomanii: skubanie się powoduje chwilową, minimalną ulgę emocjonalną, która natychmiast zamienia się ponownie w jeszcze silniejsze negatywne emocje
- zauważa ekspert. Podkreśla też, że pacjent, który nie zdecyduje się na terapię, z czasem powinien liczyć się z negatywnymi skutkami tego postanowienia. Szczególnie niebezpieczne są powikłania psychiczne, na przykład depresja czy fobia społeczna, które mogą powstać w następstwie zaniechania leczenia. Psychoterapeuta podkreśla, że choroba jest całkowicie wyleczalna, lecz sukces terapii uzależniony jest od odpowiedniej motywacji pacjentów, którzy często sami wypracowują dodatkowe metody radzenia sobie z problemem.
- Można tu wymienić między innymi likwidowanie luster w domu, przyciemnienie świateł w łazience, noszenie bawełnianych rękawiczek i nastawianie budzika na alarmowanie co pięć minut w trakcie oglądania telewizji, przy czym wyłączenie alarmu za każdym razem powinno być aktywne, a nie automatyczne. Skuteczne może być także wytworzenie samemu lub z pomocą psychoterapeuty pozytywnych czynności konkurencyjnych do drapania - to rozwiązanie sprawdza się także w przypadku innych zaburzeń psychicznych. Chodzi o to, by doprowadzić do wytworzenia w mózgu osoby chorej dodatkowej porcji endorfiny i serotoniny - podsumowuje Krzysztof Dudziński.
Co czuje osoba cierpiąca na dermatillomanię?
Pierwsze objawy powtarzalnych, skoncentrowanych na ciele zachowań pojawiają się zwykle w wieku dojrzewania. Zdarza się, że odkrywają je u siebie także pacjenci w średnim wieku, którzy wcześniej wykazywali już pewne skłonności do odreagowywania stresu w sposób mechaniczny. Dwudziestoletnia dziś Amanda dostrzegła niepokojące sygnały krótko po ukończeniu gimnazjum.
Pierwszy raz zauważyłam, że zaczynam nadmiernie dotykać twarzy i tworzyć na niej rany w trakcie wakacji, przed pójściem do pierwszej klasy liceum. Podejrzewam, że było to spowodowane nadchodzącą zmianą środowiska i obawami przed nowymi ludźmi. Wcześniej inaczej radziłam sobie ze stresem, obgryzałam paznokcie lub miewałam dokuczliwe bóle brzucha, które po rozpoczęciu edukacji w liceum zmniejszyły się, bo na ich miejsce wkroczyła dermatillomania
- wyznaje nasza rozmówczyni i podkreśla, że nasilające się objawy choroby z czasem zaczęły utrudniać jej normalne funkcjonowanie. - Na początku rany nie były tak rozległe, z czasem było już tylko gorzej. Chcę także zaznaczyć, że nigdy nie miałam problemów z cerą, dlatego nie jestem pewna, czy początek choroby wiązał się z wyciskaniem typowych dla szesnastolatki zaskórników, czy też miałam wtedy zupełnie zdrową, gładką skórę. Wiem na pewno, że moje przyzwyczajenie do idealnej cery stało się kolejnym tiggerującym elementem, bo coś, co uważałam za perfekcyjne, nagle zaczęło się psuć. Moim zdaniem w dermatillomanii charakterystyczne jest dążenie do ideału. Obowiązuje zasada "wszystko albo nic" - albo mam idealną twarz i jestem pewna siebie na 100 proc. albo siedzę w domu cała czerwona, boję się spojrzeć w lustro i unikam ludzi. Z pewnością jest to związane z naszym charakterem, z tym jak przetwarzamy emocje, czy kumulujemy je przez cały dzień, aby po powrocie do domu dać im upust i poczuć "ulgę". Ten masochistyczny proces jest cyklem, który uzależnia. W momencie zranienia skóry uwalnia się serotonina, która daje poczucie szczęścia, zupełnie jak zjedzenie czekolady, to jednak samouszkodzenie, autoagresja, które nie różnią się za bardzo od cięcia skóry skalpelem czy nożyczkami - kontynuuje 20-latka. Dodaje też, że w trakcie choroby zdarzają się krótkie momenty, gdy dokuczliwe symptomy nie dają się aż tak bardzo we znaki. - U mnie objawy tego zaburzenia znikały w okresie wakacji czy wyjazdów, kiedy wiedziałam, że teraz nie jestem już zagrożona, bo opuszczam swój dom, jego okolicę. Był to rodzaj oczyszczającej ucieczki od rutyny, związanej ze skubaniem skóry po szkole - tłumaczy Amanda.
Nasza rozmówczyni pierwszy raz powiązała swoje dolegliwości z dermatillomanią dopiero po 1,5 roku od wystąpienia pierwszych sygnałów choroby. Informacje na temat schorzenia znalazła w sieci, pozwoliło jej to porównać własne doświadczenia z problemami innych osób. - Widziałam, że wielu cierpiących na tę przypadłość ludzi rani okolice ramion, nóg i pleców. Ja atakuję wyłącznie te partie mojego ciała, na których jest co "wycisnąć". Może to i dobrze, że zdrowa część skóry jest dla mnie nietykalna, ale wystawiam na samookaleczenie najbardziej wyeksponowane okolice, czyli twarz i dekolt, a przecież o wiele łatwiej byłoby mi ukryć ręce czy nogi - zauważa 20-letnia studentka. Wspomina też o tym, że ze względu na wiek, rany na jej twarzy zwykle były traktowane przez jej otoczenie jako przejaw młodzieńczego trądziku. Nigdy nie ukrywała jednak problemu, związanego ze skubaniem skóry pod wpływem stresu, nie wyrobiła też w sobie nawyku nakładania na twarz makijażu. Przeciwnie, otwarcie przyznawała, skąd pochodzą widoczne na jej skórze ślady. Nie znaczy to jednak, że udało jej się uniknąć poczucia stygmatyzacji i wstydu, często towarzyszącego osobom cierpiącym na dermatillomanię.
Gdy rany nie były duże i nie rzucały się zanadto w oczy, wychodziłam z domu. Zdarzały się jednak sytuacje, kiedy rezygnowałam z pójścia do szkoły, tak bardzo się wstydziłam. Czułam się nieswojo, jak trędowata. To zaburzenie bardzo wpływa na życie osobiste, tak naprawdę całkowicie je kontroluje. Czasem mam wrażenie, że gram w grę przeciwko samej sobie i aby zwyciężyć, muszę oszukać swój rozum
- podsumowuje Amanda. Nasza rozmówczyni znalazła pomoc u psychiatry, wypracowała też własne metody radzenia sobie z chorobą. Każdy dzień stara się planować tak, by nie mieć ani chwili wolnego czasu, ponieważ pragnie za wszelką cenę uniknąć potrzeby dotykania skóry. Swoistą ucieczką przed dermatillomanią stało się dla niej także uprawianie sportu. Dziewczyna otwarcie przyznaje, że lustra w jej domu są zwykle pozasłaniane, a źródła światła w ich okolicy przeważnie pozostają wyłączone.
Dermatillomania zmieniła też życie dwudziestoletniej Natalii, u której objawy schorzenia zaczęły przybierać na sile na krótko przed ukończeniem pełnoletności. Nasza rozmówczyni nie ma jednak wątpliwości, że pierwsze sygnały, zapowiadające rozwój choroby, można było zdiagnozować znacznie wcześniej.
Już od 12. roku życia walczyłam z trądzikiem i właśnie w tym okresie stan mojej skóry znacznie się pogorszył. Odczuwałam związany z tym psychiczny dyskomfort, wpadłam w kompleksy i był to pierwszy bodziec do tego, by zacząć obsesyjnie rozdrapywać i wyciskać zmiany na skórze. Szybko zdałam sobie sprawę z tego, że nie jestem w stanie przestać
- wspomina Natalia, która dopiero po latach dowiedziała się, że jej problem można zdiagnozować jako zaburzenie obsesyjno-kompulsywne.
- Dermatillomania towarzyszy mi do dnia dzisiejszego - w mniejszym lub większym stopniu. Objawy nasilają się w okresie wzmożonego stresu, kiedy czuję, że nie jestem w stanie zapanować nad wewnętrzną i zewnętrzną presją. Szukam wówczas ucieczki w wyrządzaniu szkód na swoim ciele. Zwykle skupiam się na okolicy twarzy, czasem także na dekolcie i plecach. Potem za wszelką cenę staram się skrywać blizny i rany za pomocą podkładu lub korektora. Nieustannie towarzyszy mi wstyd, ale też inne negatywne emocje, na przykład złość na samą siebie, poczucie zawodu, niska samoocena. Staram się unikać miejsc, gdzie światło jest zbyt intensywne, nie potrafię też utrzymywać kontaktu wzrokowego z drugim człowiekiem. Ciągle wydaje mi się, że ludzie zwracają uwagę na moją cerę - opisuje swoje doświadczenia 20-latka. Wspomina również o tym, że w jej przypadku dermatillomania przekłada się na silną potrzebę wycofania społecznego, która trwa aż do momentu, kiedy uda jej się znaleźć balans i zminimalizować uczucie wewnętrznego napięcia. Ten cykl jest jednak powtarzalny, niczym błędne koło, które nigdy się nie zatrzymuje. Natalia wyznaje, że dla niej skuteczną receptą na poradzenie sobie z nieustanną potrzebą rozdrapywania skóry jest regularna aktywność fizyczna. Bardzo pomocne okazały się także spotkania grupy wsparcia, dzięki którym nasza rozmówczyni zrozumiała, że nie jest z tym problemem zupełnie sama.
Zobacz także:
- Co czują bliscy osób, które targnęły się na swoje życie? "Wyrzuty sumienia zabijają mnie każdego dnia"
- Z dala od toksycznych ludzi. Jak rozpoznać pierwsze symptomy niezdrowej relacji?
- Jesienna chandra – co to jest i jak ją pokonać? "Zamiast bycia wypoczętymi i szczęśliwymi, jesteśmy spięci"
Zobacz wideo: Praca terapią dla chorych psychicznie
Autor: Magdalena Brzezińska
Źródło zdjęcia głównego: lauraag/Getty Images