Problemy zakładu krawieckiego "Igiełka"
Zakład "Igiełka" w centrum Warszawy istnieje już od 40 lat. Założyła go pani Dorota, a potem w 1999 roku dołączyła do niej jej córka, pani Beata. Dlaczego to zrobiła? Jak mówi: "Zawsze uwielbiałam szyć i tak wyszło". Od tamtej pory prowadziły zakład samodzielnie. Dobrze prosperował aż do zeszłego roku, kiedy to przyszła pandemia koronawirusa i zabrakło im klientów.
- Właściwie zawsze było dobrze. Na początku to w już ogóle - mało było wtedy takich zakładów, więc był bum okropny. Później dało się z tego wyżyć, ale pandemia zaczęła kłaść na łopatki nie tylko nasz zakład, ale też różne inne. Bardzo ciężko było - powiedziała pani Beata w rozmowie z redaktor mody serwisu dziendobry.tvn.pl, Sabiną Ziębą.
Córka właścicielki podkreśliła, że w okolicy "Igiełki" jest dużo biur. Dzięki temu zawsze ktoś zajrzał, coś zamówił, przyniósł do poprawek. Gdy nastała pandemia, biura opustoszały, bo zaczęła się w nich praca zdalna. Wówczas w zakładzie pojawiły się problemy.
- Przy pierwszym lockdownie zamknęłyśmy zakład prawie na dwa miesiące, bo nie było najmniejszego sensu nawet w nim siedzieć. Mama praktycznie od roku nie pracuje, bo jest tak mało pracy, że nie ma po co przychodzić. Ma zawieszoną działalność i jakoś ja próbowałam to utrzymać. Wcześniej miałam też klientki spoza Warszawy, a nawet spoza Polski. Teraz piszą, że przyjadą, jak będą mogły, ale nie przyjeżdżają, bo wszystko jest zablokowane - dodała pani Beata Ciesielska.
Bezinteresowna pomoc "Igiełce"
Groziło im zamknięcie, jednak wtedy pomocną dłoń wyciągnęli do nich dobrzy ludzie. Na profilu Make Life Harder na Instagramie pojawiła się informacja o istnieniu "Igiełki" z prośbą o pomoc. Właściciele konta zachęcali, by skorzystać z usług pani Beaty oraz pani Doroty i przynieść do nich ubrania czekające na krawcową. Apel przyniósł szybki efekt.
- Ludzie są niesamowici, naprawdę. To przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Jakieś istne szaleństwo . Nawet ci, co nie przychodzą, to piszą i mówią, że trzymają kciuki. Są także osoby, które proszą o podanie konta, żeby mi pieniądze przesłać. Ja mówię – dziękuję serdecznie, ale chcę ściągnąć klientów. Teraz co chwilę ktoś wchodzi i wychodzi. To jest bardzo optymistyczne, że ludzie tak reagują i pomagają, jak tylko usłyszą, że ktoś ma problemy - stwierdziła pani Beata.
Zakładowi pomogła także Zosia Ślotała. Stylistka wyjaśniła, że choć prowadzi własną firmę, nie zawsze myśli "biznesowo" i nie stawia finansów za wszelką cenę na pierwszym miejscu. Dodała, że ważni są dla niej ludzie, dlatego też chciała pomóc "Igiełce".
- Pandemia nie należała do najłatwiejszych i wpłynęła mocno na spadek ilości zleceń "Igiełki". Dzisiaj z rana zebrałam to, co mogłam, z mojej pracowni i przekazałam "Igiełce" do uszycia nasze maseczki! Klimat niesamowity, Pani przemiła. Mam nadzieję, że to będzie początek dłuższej i bardzo owocnej współpracy - wszyscy kibicujemy "Igiełce" i innym rzemieślnikom. W tych trudnych czasach warto być razem - napisała Zosia Ślotała na Instagramie.
Krawcowa pozwała Victorię Beckham. Pracowała po 15 h przez 7 dni w trakcie Tygodnia Mody. Zobacz wideo:
Zobacz też:
- Magda Lamparska wspomina swoje stylizacje z czerwonego dywanu. "To nie tylko ubrania, a przede wszystkim podkreślenie charakteru"
- Avril Lavigne wydała pierwszy utwór ze swoim chłopakiem. Kim jest Mod Sun?
- Marcin Tyszka na zdjęciu sprzed 20 lat. Fani porównali go do Jolanty Kwaśniewskiej
Autor: Sabina Zięba