Adam Bilewicz w "Hotelu Paradise"
Adam Bilewicz ma 28 lat i pochodzi z Malborka, choć obecnie mieszka w Warszawie. Jest pozytywnie nastawiony do życia, a jego motto życiowe to: "problem to nie problem, problem to podejście do problemu". Cały czas pracuje nad tym, żeby się rozwijać - ostatnio pokochał aktorstwo. Nam wyjawił, co skłoniło go do udziału w "Hotelu Paradise" i jak to wspomina. Okazuje się, że nie zawsze było kolorowo.
Wywiad z Adamem Bilewiczem
Sabina Zięba: Jak tam wrażenia po obejrzanym odcinku?
Adam Bilewicz: Powiem Ci, że nie sądziłem, że aż tak bardzo przeciwko mnie knuli... Po "Pandorze" wiedziałem mniej więcej na czym to polega, bo miałem bardzo ostre pytania, ale nie zostało to pokazane w całości.
SZ: Miałam nawiązać do tego "spisku" przeciw Tobie - nie było Ci w jakiś sposób przykro, kiedy się o tym dowiedziałeś? Miałeś komuś coś za złe czy raczej przyjąłeś to spokojnie?
AB: Ja raczej większość rzeczy przyjmuję spokojnie… Aż tak bardzo nie biorę do siebie tego, co ludzie mówią i chyba też jakoś wewnętrznie byłem na to gotowy – spodziewałem się, że nie od razu mnie wszyscy zaakceptują, bo wszedłem w środku tego całego zamieszania. Choć troszkę mnie zaskoczyło, że aż tak negatywnie zareagowali. Generalnie o niektórych sytuacjach dopiero dowiaduję się teraz, oglądając, aczkolwiek bardziej zaskakują mnie relacje miedzy innymi uczestnikami, niż to, co dotyczy mnie. Poza tym, rzadko udaje mi się na bieżąco obejrzeć program. Chodzę na warsztaty teatralne i naukę tańca, więc często wieczory mam zajęte.
SZ: Skoro już jesteśmy przy tym temacie – jakie są Twoje zainteresowania?
AB: Jest ich całkiem sporo. W sumie już w czasach gimnazjum myślałem o tym, żeby zostać masażystą, ale odwlekałem to w czasie na rzecz kariery sportowej, bo przez całe życie trenowałem kajakarstwo. Za bardzo nie przykładałem się do nauki i miałem trochę obaw związanych z maturą – szczególnie z językiem angielskim, który nigdy za bardzo nie wchodził mi do głowy, ale dziś wychodzę z założenia, że gdy zacznę podróżować, to jego znajomość przyjdzie mi naturalnie. Na studiach, przez ówczesną dziewczynę, zainteresowałem się rozwojem duchowym. Zaczęło się od książki "Sekret", a potem szybko przeskoczyłem na Osho. Nawet miałem wtedy ksywkę "Szaman", bo w moim pokoju w akademiku zawsze były kadzidełka i relaksacyjna muzyka. Z kolei, gdy skończyłem studia, jedna koleżanka zaproponowała mi udział w kursie masażu hawajskiego. Niewiele myśląc zgodziłem się i szybko w to wsiąkłem. Fajnie się to powiązało z tym, czym interesowałem się wcześniej, czyli właśnie medytacją czy pracą z energiami.
SZ: W karierze sportowej odnosiłeś jakieś sukcesy?
AB: Zdobywałem medale na mistrzostwach kraju, a zakończyłem karierę, jak byłem w ścisłej kadrze Polski. Jestem zadowolony z tego, co osiągnąłem, choć niewiele brakło, a wszystko potoczyłoby się inaczej. Przez to, że zajmowały mnie zgrupowania oraz zawody, nie miałem czasu na realizację czegoś poza tym. Zdecydowałem się na masaż dopiero po jakiś 6 latach po tym, jak o nim pomyślałem. Całe życie trenowałem.
SZ: Skąd zainteresowanie aktorstwem?
AB: Doszło do mnie, że aktorstwo to moja pasja, gdy byłem jeszcze w programie. Przed tym, jak trafiłem na Bali, nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Mieszkałem w Warszawie i chodziłem na castingi, a potem poszedłem do wojska, bo wiązałem swoją przyszłość właśnie z tym kierunkiem, ale okazało się, że to w ogóle nie była moja bajka. W trakcie "Hotelu Paradise" załapałem, że aktorstwo i masaż to jest to, co chcę robić.
SZ: Co skłoniło Cię do udziału w programie? Długo nad tym myślałeś czy był to impuls?
AB: Kiedy byłem w wojsku to pamiętam, jak chłopakom powiedziałem, że wybiorę się chyba do tego "Hotelu Paradise"... Kumpel był wtedy w "Big Brotherze" i tak po prostu wpadła mi do głowy taka myśl. Potem samo się wszystko potoczyło. Do końca nie byłem pewien, czy chcę iść do programu, ale bardzo się cieszę, że tam się znalazłem. Nie żałuję. Dla mnie to była głównie forma relaksu, odskocznia od rzeczywistości, czas na zebranie myśli oraz gruntowny wypoczynek.
SZ: Czy zamierzasz wrócić na Bali?
AB: Bardzo chętnie bym tam wrócił i myślę, że to zrobię. Ludzie mili, pogoda fantastyczna... Niestety nie mogłem tam zbyt wiele zobaczyć i zwiedzić, bo większość czasu jednak spędzaliśmy w hotelu.
fot. Jakub Specylak
SZ: Zauważyłam w komentarzach na Instagramie, że sporo emocji wywołał Twój tatuaż. Może powiesz o jego prawdziwym znaczeniu i rozwiejesz wątpliwości widzów, co znaczy?
AB: Tę skaryfikację zrobiłem sobie jakoś ponad rok temu, gdy doszedłem do wniosku, że utknąłem w miejscu. To spirala życia, starosłowiański symbol słońca. Symbolizuje ciągły rozwój oraz doskonalenie się. Ma mi przypominać, żebym nie zatrzymywał się w miejscu, tylko do czegoś dążył i wychodził poza strefę komfortu. Też sam udział w programie był właśnie takim wyjściem poza strefę komfortu. Ludzie sobie myślą, że fajnie tak sobie pojechać za darmo na wakacje, ale nikt nie zdaje sobie do końca sprawy z tego, że jest się tam non stop przed kamerami, które widzą każdy ruch. I to naprawdę było bardzo duże wyjście poza strefę komfortu – pokazać, jakim się jest człowiekiem w każdej sytuacji. Do samego końca miałem mieszane uczucia.
SZ: A czy masz jeszcze jakieś tatuaże? Również coś dla Ciebie znaczą?
AB: Dwa miesiące temu zrobiłem sobie kolejną skaryfikację na przedramieniu, tym razem było to serce. Wiele ma dla mnie znaczeń. Jedno - żeby kochać i być wdzięcznym, a także pamiętać, że wszyscy jesteśmy miłością. Drugie – po prostu mi się podoba, a trzecie - to pojednanie się oraz jedność z drzewami, które bardzo lubię. Ludzie ryją te serca na korze, a przynajmniej kiedyś tak było.
SZ: Chyba jesteś romantykiem...
AB: Troszeczkę tak, choć na pierwszy rzut oka nikt tak nie powie. Dużo ma się twarzy.
SZ: A dlaczego skaryfikacje – standardowe tatuaże Ci się nie podobają?
AB: Ciężko powiedzieć. To jest po prostu bardziej pierwotna wersja - kiedyś plemiona zaczynały od skaryfikacji. Nie jestem przekonany do wkuwania sobie tuszu pod skórę. Też bardziej podoba mi się efekt końcowy skaryfikacji, bo nie rzuca się tak bardzo w oczy.
SZ: Gdy nie tak dawno się widzieliśmy, zwróciłam uwagę na twój styl ubierania się, który jest nieco charakterystyczny. Ramoneski, czapki, sygnety… Zawsze się tak ubierałeś? Kimś się inspirujesz?
AB: Kiedy jakiś rok temu grałem w klipie Łobuzów pt. "Urok", zrobiono mi tam taką stylizację i kazano ogolić zarost, a pozostawić wąsy. Wystarczyło, że pochodziłem tak dwa dni i bardzo mi się spodobało. Wcześniej nigdy nie wkładałem koszulki w spodnie, aczkolwiek zawsze lubiłem się jakoś inaczej ubierać i miałem inne poczucie estetyki. Niekiedy w mniejszych miastach ludzie się na mnie dziwnie patrzyli czy naśmiewali.
SZ: Nie przejmowałeś się tym?
AB: We wcześniejszym okresie trochę tak, ale później doszło do mnie, że nie można bać się pokazać siebie.
SZ: A teraz przejmujesz się hejtem?
AB: Bardziej mnie bawi. Nawet tego zbytnio nie czytam, ale czasem dostaję wiadomości od obcych ludzi z różnymi zdjęciami czy opiniami. Z jednej strony, jak się w to wgłębię, to jest przykre, ale nie dla mnie osobiście, tylko że ludzie są tacy złośliwi. Jeśli ktoś byłby słabszy, ktoś, kto by ten hejt wziął do siebie, naprawdę takie głupie komentarze mogłyby narobić krzywdy. Mnie to nie rusza. Wychodzę z założenia, że jeżeli ktoś ma najmniej do powiedzenia, to gada najgłośniej.
SZ: Czy po zakończeniu programu utrzymujesz jeszcze kontakt z uczestnikami? Macie jeszcze jakieś relacje? Widujecie się?
AB: Nie mogę do końca tego zdradzić, z kim i jakie mam teraz relacje, bo program jeszcze trwa. Ale są osoby, z którymi utrzymuję stały kontakt, jak i uczestnicy, z którymi w ogóle nie wymieniamy się żadnymi wiadomościami.
Zobaczcie 19. odcinek "Hotelu Paradise". To w nim do programu dołączył Adam:
Zobacz też:
- Aleksandra Szwed na premierze filmowej pojawiła się w sukience swojego projektu. "Drażniło mnie branżowe marnotrawstwo"
- Najlepiej ubrane gwiazdy września w Dzień Dobry TVN. Kto zachwycił stylizacją?
- Wrażliwy rolnik spod Olsztyna łączy pracę w gospodarstwie z kulturystyką. Jego forma robi wrażenie!
Autor: Sabina Zięba