Budynki znacznej części szkół w Polsce nie są przystosowane do pomieszczenia liczby dzieci, które uczą się w ich murach. Niekorzystnie wpływa to zarówno na komfort, jak i jakość kształcenia młodych ludzi, którzy zmuszeni są tłoczyć się w przepełnionych salach. Przykładem może być tu łódzka szkoła podstawowa nr 206, w której uczniowie nie mają gdzie ćwiczyć WF-u, ponieważ na 350 dzieci przypada zaledwie jedna, niewielka sala gimnastyczna. Robert Stockinger osobiście sprawdził, jak ta sytuacja wygląda w praktyce.
Sąsiedzka przyjaźń
Żeby rozwiązać problem, dyrektor szkoły – Witold Młynarczyk, porozumiał się z sąsiednią podstawówką, która zgodziła się 2 razy w tygodniu udostępniać swoją salę sportową. Uczniowie 16 klas szkoły podstawowej nr 206 zmuszeni są chodzić tam na WF – kwadrans w jedną stronę i kwadrans w drugą. Częstokroć na jednej lekcji ćwiczy jednocześnie kilka klas, przez co zamiast uprawiać sport, młodzież ćwiczy grę w szachy.
Zwolnienia z WF-u
Niedobór przestrzeni oraz konieczność przechodzenia uczniów z jednej szkoły do drugiej skutkuje nie tylko frustracją i niezadowoleniem, ale i wzrostem liczby infekcji i zachorowań, zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym. Z tego względu wielu rodziców decyduje się zwolnić swoje dzieci z zajęć, żeby zapobiec ewentualnym dolegliwościom. Nadzieją na rychły koniec kłopotów jest planowana budowa hali sportowej, która ma przynajmniej częściowo poprawić sytuację uczniów.
Zobacz też:
Rodzice helikopterowi. Kiedy troska o dziecko zmienia się w nadopiekuńczość?
„Błędy powinniśmy traktować jako coś neutralnego.” Jak działa metoda zielonego ołówka?
Aż 45 proc. uczniów doznaje przemocy w szkole. Bądź kumplem, nie dokuczaj!
Autor: Gaba Kopyto