Czternastoletni Mikołaj Kaim to uczeń siódmej klasy szkoły podstawowej społecznej w Opolu. Nigdy nie chodził na lekcje religii, ponieważ nie został ochrzczony. Sam również uważa się za ateistę. Jednak problem pojawił się, gdy religia została umieszczona w planie zajęć pośrodku dnia. Aby Mikołaj nie tracił czasu czekając na kolejne zajęcia, rodzice postanowili zawalczyć o lekcje etyki. Wysłali więc do dyrektorki mail z prośbą o zorganizowanie takich zajęć. Odpowiedziała, że zrobi to, jeśli zbierze się grupa uczniów, którzy chcieliby uczęszczać na takie lekcje. Rodzice Mikołaja znaleźli więc przepisy, zgodnie z którymi, jeśli choć jeden uczeń zgłasza potrzebę zajęć z etyki, to szkoła ma obowiązek je zorganizować. Z takim argumentem dyrektorka nie mogła walczyć, ale postanowiła zniechęcić państwa Kaim w inny sposób - stwierdziła, że jeśli chcieliby, aby zajęcia z etyki były wprowadzone jeszcze w tym samym semestrze, to poprowadzi je katechetka, a na lekcje Mikołaj będzie musiał czekać kilka godzin po innych zajęciach szkolnych. Mimo przeciwności, lekcje etyki jednak udało się zorganizować.
>>> Zobacz także:
- Religia w przedszkolu. Czy rodzice na pewno mają wybór?
- Polacy coraz później chrzczą dzieci
- Religia w szkole - katechetyczna tresura?
W pierwszym roku Mikołaj chodził na nie sam, dopiero potem dołączyli do niego inni uczniowie. Nastolatek lubi zajęcia z etyki:
Czuję, że dzięki nim się rozwijam.
- przyznał.
Jednak Mikołaj chciał zawalczyć jeszcze o coś więcej. Postanowił zdjąć ze ściany krzyż.
Uważam, że szkoły powinny być świeckie. A powieszenie symbolu tylko jednej religii oznacza, że szkoła uważa ją za lepszą od innych. Poza tym, kiedy prawie wszyscy uczniowie w klasie są niewierzący, to nie powinni mieć w swojej sali krzyża.
- wytłumaczył swoje zachowanie.
Autor: Redakcja Dzień Dobry TVN