Klaudiusz Ševković wspomina udział w "Big Brotherze"
Po dwóch dekadach od zakończenia pierwszej edycji popularnego reality-show, Polacy wciąż zaczepiają Klaudiusza, bo rozpoznają, że jest tym szalonym uczestnikiem "Big Brothera", którego kiedyś codziennie oglądali w telewizji. Jak potoczyły się jego losy?
- Aż chciałoby się zaśpiewać 20 lat minęło jak jeden dzień. Ale tak naprawdę po programie ruszył prawdziwy rollercoaster, który pędzi do dzisiaj. Od chwili, gdy wyszedłem z domu Wielkiego Brata, cały czas żyję tak aktywnie, że aż kalendarz przestał dla mnie istnieć. Latam po świecie, realizuje się, spełniam swoje wszystkie projekty, marzenia. "Big Brother" był trampoliną do popularności, ale to, co działo się później, zależało już tylko ode mnie. Musiałem wykonać ogrom pracy, żeby wykorzystać te tzw. 5 minut sławy, wycisnąć je jak cytrynę, by szybko nie zniknąć. Dzięki temu ludzie rozpoznają mnie do dziś, wspominają, ciekawi ich, co się u mnie dzieje - mówi Ševković w rozmowie z Justyną Piąstą, dziennikarką serwisu dziendobry.tvn.pl.
Wszyscy wiedzieli, kim jest Klaudiusz Ševković
Z dnia na dzień zdobył ogromna popularność. Przed wejściem do domu Wielkiego Brata nikt go nie znał, ale już kilka tygodni później miliony Polaków doskonale wiedziały, kim jest.
- Ten program był rewolucyjny, zmienił telewizję, był bardzo popularny, a niektóre odcinki oglądało nawet i 10 milionów ludzi. Po opuszczeniu domu Wielkiego Brata każdy z nas już był sławny. Nagle rozpoznawały mnie wszystkie panie w kioskach i warzywniakach. Do dziś, kiedy jeżdżę po Polsce, to ludzie mnie zaczepiają, wiedzą, że to ja jestem tym Klaudiuszem z „Big Brothera” - opowiada nam Ševković.
Nie tylko 30-to czy 40-latkowie pamiętają Klaudiusza. Okazuje się, że nawet młode osoby doskonale znają gwiazdę pierwszej edycji "Big Brothera".
- Cały czas nie mogę pojąć fenomenu tego programu. Ostatnio byłem pod Elblągiem w smażalni ryb i podeszła do mnie młoda pani. Powiedziała, że skąd mnie zna, gdzieś mnie już widziała. Kiedy program był emitowany, ona mogła mieć z 6 czy 7 lat, a jednak nadal to pamięta. To jest niesamowite i zarazem bardzo miłe, niech trwa jak najdłużej - podkreśla Klaudiusz.
Ludzie szaleli na punkcie uczestników "Big Brothera"
"Big Brother" otwierał drzwi do wielkiej kariery. Uczestnicy reality-show nagle zaczęli rozdawać autografy i udzielać wywiadów. Widzowie marzyli, żeby ich dotknąć i zobaczyć na żywo.
- Pamiętam, jak skończył się "Big Brother" i rozmawiałem z innymi domownikami, że tylko przez pierwszy rok, może dwa, będziemy na tej fali popularności. Ludzie, gdy nas widzieli, po prostu szaleli, krzyczeli, prosili o autografy. Była taka sytuacja, że 2 czy 3 tygodnie po programie były Dni Świętochłowic i na stadion przyszło prawie 10 tysięcy osób, żeby zobaczyć mnie i Gulczasa. Mieszkańcy zablokowali cały stadion i ulice, musiała przyjechać policja, działy się dantejskie sceny, bo fani "Big Brothera" chcieli nas dotknąć, zobaczyć, poznać. Dzisiaj już nikt nie wzbudza takich emocji, no może oprócz sportowców, którzy wracają do kraju ze złotym medalem. Wtedy to były zupełnie inne czasy, bez takiego dostępu do internetu, bez mediów społecznościowych - wspomina Ševković.
Choć dla wielu ludzi był idolem, to jednak doskonale wiedział, że sława może przeminąć i kiedyś to wszystko się skończy. - Musiałem mieć plan na przyszłość, realizować się, nie osiąść na laurach, bo nic nie trwa wiecznie. Życie płynie dalej, telewizja robi nowe programy, są nowe gwiazdy. Uczestnicy z mojej edycji, którzy mieli pomysł na siebie, to do dziś są wspominani, a ci, którzy nie wykorzystali swojej szansy, po prostu zniknęli z mediów i gazet - zauważa.
"Big Brother" - wspomnienia na całe życie
Ševković w rozmowie z naszą dziennikarką przyznaje, że udział w "Big Brotherze" był największą i najlepszą przygodą jego życia. Doskonale bawił się z innymi domownikami, ale miał jeden zły moment w programie.
- Pamiętam bardzo smutną chwilę, gdy odpadł Gulczas. Zapomniałem, że to jest reality-show. Rzeczywistość mieszała się z fikcją. Bardzo przeżyłem to, że osoby, z którymi mieszkaliśmy pod jednym dachem przez tyle tygodni, głosowały przeciwko niemu. Tamtego dnia bardzo walczyłem z myślami, biegałem po ogródku i starałem się ochłonąć, zdystansować do tego. Ale poza tą sytuacją, to naprawdę świetnie się bawiłem - podkreśla Klaudiusz i dodaje, że po 20 latach wciąż wspomina tamte zdarzenia uśmiechem i rumieńcami na twarzy.
Czy udało mu się zachować relacje z uczestnikami?
- Do dziś mam kontakt z wieloma osobami m.in. z Karoliną, Grzegorzem, Piotrem, Gulczasem, Alicją, Manuelą. Obserwujemy się w mediach społecznościowych, dzwonimy do siebie w święta, składamy życzenia, od czasu do czasu się spotykamy. Mieliśmy świetną ekipę, uważam, że casting został bardzo dobrze zrobiony, bo w jednym domu znalazło się tak dużo różnych, barwnych osobowości. Może kiedyś napiszę książkę o tym, co tam przeżyłem - nie wyklucza Ševković.
Zobacz wideo: Pasja do golfa Klaudiusza Ševkovića
Zobacz także:
"Ślub od pierwszego wejrzenia": Laura i Karol są razem? Mamy komentarz pary
Kazimierz Kord we wspomnieniach. "Koncert liczy się wtedy, gdy latam pod sufitem"
Autor: Justyna Piąsta