Odór, kwik świń i tiry. Mieszkańcy wsi pozwali właściciela zakładu: "Chcemy tu normalnie żyć"

Uwaga! TVN: Odór, kwik świń i tiry. Mieszkańcy pozwali właściciela ubojni
Uwaga! TVN: Odór, kwik świń i tiry. Mieszkańcy pozwali właściciela ubojni
Źródło: Uwaga! TVN/x-news
Odór, kwik świń, tiry i szambiarki – tak wygląda codzienność, a także noce i weekendy mieszkańców jednej z wsi na zielonym Podlasiu. Przyczyną tych uciążliwości jest rozbudowana w ostatnich latach ubojnia trzody. Reporterzy programu "Uwaga! TVN" przyjrzeli się dokładnie temu, co dzieje się wokół zakładu.

Gigantyczna rozbudowa ubojni

Danuta Proniewska mieszka 80 metrów od ubojni. Dom należy do jej rodziny od lat 70-tych. W tamtych czasach obok też działała ubojnia, ale była niewielkim zakładem należącym do spółdzielni kółek rolniczych. Od końca lat 90., gdy ubojnię kupił jej obecny właściciel, zakład przeszedł ogromną przemianę. - Wszystko było stopniowo rozbudowywane. Nikt z nas nie dostał żadnego powiadomienia, że nastąpić ma taka budowa - przekonywała Proniewska.

Jak bardzo zakład w ciągu ostatnich 15 lat rozrósł się, widać na zdjęciach satelitarnych. O rozbudowie informowano w ogłoszeniach urzędowych, a imiennie jedynie osoby mieszkające w bezpośrednim sąsiedztwie. Dlatego mieszkańcy, którzy dziś skarżą się na działalność ubojni, nie mieli pełnej wiedzy tak o rozbudowie, jak i skali na jaką planowano jej działalność.

- Jak ubojnia była mała, to nikomu to nie przeszkadzało. Wszyscy byli przyzwyczajeni. To jest wieś, ale zupełnie co innego jak coś jest sporadycznie, a zupełnie co innego jak jest dzień w dzień albo przez ileś godzin w nocy albo w weekendy – mówiła Małgorzata Kowalewska.

Praca przez siedem dni w tygodniu

Zgodę na pracę ubojni w trybie trzyzmianowym przez 7 dni w tygodniu oraz zwiększenie produkcji zatwierdził starosta łomżyński w sierpniu ubiegłego roku. Pozwolenie zaskarżyła Prokuratura Regionalna w Białymstoku, gdzie obliczono, że starosta zgodził się na ponad ośmiokrotny wzrost możliwości produkcyjnych ubojni w porównaniu z decyzją, którą w 2016 roku wydała gmina. - Siłą rzeczy będzie większa produkcja odpadów, większy hałas, większe dostawy surowca – mówił prokurator Marcin Faszcza z Prokuratury Regionalnej w Białymstoku.

- Uważam, że urzędy powinny pracować zgodnie z przepisami obowiązującymi w danym obszarze. Gdybym miał odmówić wydania takiej decyzji, w jakieś pozycji stawiam przedsiębiorcę? – pytał Lech Marek Szabłowski, starosta łomżyński.

Nowa decyzja środowiskowa

Niezadowoleni z decyzji starosty mieszkańcy, których nie uznano za stronę tego postepowania, zwrócili się do prokuratury.

- Przy tylko i wyłącznie zmianie pozwolenia zintegrowanego, mieszkańcy zostają pozbawieni statusu strony i faktycznego oddziaływania na postępowanie. Wiąże się z tym niebezpieczeństwo zwiększania produkcji nie tylko w tym zakładzie, ale także w innych zakładach i sytuacjach, poprzez stopniową zmianę pozwolenia zintegrowanego niejako na raty i w ten sposób poprzez kolejne zmiany pozwolenia zintegrowanego obchodzimy konieczność zmiany decyzji środowiskowej – tłumaczył prok. Marcin Faszcza.

Wojewódzki Sąd Administracyjny w Białymstoku uznał, że starostwo powinno zażądać od właściciela ubojni nowej decyzji środowiskowej, zanim pozwoliło na zwiększenie produkcji. Wyrok nie jest prawomocny, bo przedsiębiorca odwołał się do NSA. Zanim sprawa trafi na wokandę mogą upłynąć nawet trzy lata. - Dziwi mnie, że właściciel woli wydawać pieniądze na adwokatów niż postawić z przodu i z boku energochłonne ekrany. Dałoby to dużo i ludzie mniej by się awanturowali – mówił Marek Bączyk, jeden z mieszkańców.

Odpowiedź na skargi mieszkańców

Zwróciliśmy się do właściciela zakładu z prośbą, by odniósł się podczas rozmowy przed kamerą do skarg mieszkańców. Przedsiębiorca odmówił wypowiedzi, w jego imieniu pismo do naszej redakcji przysłał dyrektor zarządzający. W liście podkreślono, że zakład działa w tym miejscu od 50 lat, jest jedną z najnowocześniejszych ubojni trzody w Polsce i daje pracę ponad 200 osobom. Dyrektor przesłał nam również nagranie swojej wypowiedzi. 

"Zostaliśmy otoczeni z dwóch stron zakładu przez nowopowstałe domy. Niektóre powstały i zostały zamieszkane dopiero w ubiegłym roku. Nie jest to sytuacja komfortowa dla przedsiębiorstwa takiego jak nasze. Byliśmy w tym miejscu od prawie zawsze, od bardzo dawna, a dziś zmagamy się z zarzutami i nie tylko my, a cała nasza branża, bo słyszę to z wielu stron, od wielu innych przedsiębiorców, że jesteśmy tymi, którzy nie są postrzegani, jako producenci świeżej wieprzowiny, kotleta na talerzu, ale jesteśmy postrzegani, jako potencjalny, niechciany sąsiad" - słyszymy we fragmencie nagrania.

Kontrole w zakładzie

Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Łomży był wielokrotnie zawiadamiany o hałasie i odorze dochodzącym z ubojni. Z zawiadomienia mieszkańców w 2019 roku udało się powstrzymać wylewanie nieczystości z zakładu na okoliczne pola. W ciągu ostatnich 6 lat inspektorat przeprowadził w ubojni 8 kontroli, 5 z nich było niezapowiedzianych.

- Stwierdzono przekroczenia dopuszczalnej wartości hałasu, natomiast nie wymierzono ostatecznej kary pieniężnej z powodu błędów proceduralnych w pomiarach. Natomiast w 2021 roku, w czasie ostatniej kontroli, która była prowadzona na wniosek starostwa w Łomży, w związku z rozszerzeniem pozwolenia zintegrowanego pomiary te nie wykazały przekroczeń – mówił Waldemar Gołaszewski, kierownik łomżyńskiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Białymstoku.

Tylko nieliczni mieszkańcy spotkani na wsi chcieli z nami rozmawiać o działalności zakładu. Dla wielu ubojnia jest miejscem pracy. Właściciel zakładu jest bardzo zaangażowany społecznie, o czym informował nas dyrektor. Właściciel ubojni funduje między innymi nagrody i wycieczki dla uczniów miejscowej szkoły oraz dofinansowuje działalność ochotniczej straży pożarnej.

- Problem mają ci mieszkańcy, którzy bezpośrednio sąsiadują z zakładem. Osobiście zgłaszałam, żeby powstały dźwiękoszczelne ekrany, żeby stłumić ten hałas. Nie mniej są jakieś przeszkody techniczne, przynajmniej tak twierdzą przedstawiciele firmy, którzy mówią, że nie można tego zrobić, ale jakieś tam pochłaniacze hałasu są prawdopodobnie zamontowane – mówił sołtys Wiesława Król.

- Nie chodzi o to, że chcemy, żeby zakład przestał istnieć, tylko żebyśmy mogli tu mieszkać i normalnie żyć – tłumaczyła Małgorzata Kowalewska.

Gmina buduje drogę, w której kosztach partycypować będzie również przedsiębiorca. Wyprowadzenie transportu na tyły zakładu ma zmniejszyć ruch tirów przez wieś. Jeśli chodzi o ekrany dźwiękochłonne, to przetarg na ich budowę właściciel zakładu ogłosił już trzy lata temu. Teraz rolę bariery dla hałasu pełni ściana ustawiona z kontenerów z jednej strony zakładu.

- Oczekujemy od właściciela ubojni konkretów. Chodzi o wyciszenie tych urządzeń, zmianę sposobu pracy, o zaniechanie pracy ubojni w godzinach nocnych, w czasie weekendów. Dlatego wystąpiliśmy do sądu – mówiła Danuta Proniewska.

Sprawa trafiła do sądu

16 mieszkańców pozwało właściciela ubojni o zaprzestanie zakłócania korzystania z nieruchomości poprzez hałas i odór. Z kilkoma osobami przedsiębiorca zawarł już ugodę, zaś dwie sprzedały domy. Swoje roszczenia podtrzymuje 10 osób. Na wniosek adwokata właściciela ubojni sąd zarządził rozpoznanie sprawy przy drzwiach zamkniętych, czym wykluczył udział mediów w rozprawie.

- Sprawa się toczy już rok, dwa, trzy i ludzie się robią już zniechęceni i to jest walka, żeby wykończyć ludzi, żeby jak najmniej osób protestowało i dali już spokój, a on będzie robił co chce – skwitował Marek Bączyk.

Cały reportaż można obejrzeć na stronie programu Uwaga! TVN.

Jesteśmy serwisem kobiecym i tworzymy dla Was treści związane ze stylem życia. Pamiętamy jednak o sytuacji w Ukrainie. Chcesz pomóc? Sprawdź, co możesz zrobić. Pomoc. Informacje. Porady.

Zobacz także:

podziel się:

Pozostałe wiadomości