Lata temu Barbara Borowiecka przeprowadziła się do Australii. Jako mała dziewczynka mieszkała w Gdańsku, w bloku sąsiadującym z kościołem Św. Barbary, gdzie w tamtym czasie wikarym był Henryk Jankowski. Kobieta twierdzi, że ksiądz budził powszechny strach wśród dzieci. Miał je molestować.
W momencie, kiedy widzieliśmy, że ks. Jankowski wychodzi z kościoła, ktoś krzyczał <<Jankowski idzie!>> i w tym momencie dzieci rozbiegały się w różnych kierunkach.
- wspomina.
Zobacz także:
- Papież Franciszek ustanowił nowe normy dotyczące walki z pedofilią w Kościele
- W czerwcu przyjedzie do Polski abp Scicluna. Po jego raporcie o Chile biskupi podali się do dymisji
- „Tylko nie mów nikomu” - opinie na temat filmu Sekielskiego
Pani Barbara, kiedy w domu nikogo nie było uciekała przed duchownym do piwnicy swojego bloku.
Tam była taka kotłownia, do której wpychałam brata, żeby go ochronić przed tym pedofilem.
Doświadczenia z dzieciństwa odcisnęły piętno na całym jej życiu. Mimo to przełamała lęk i pokazała miejsce, gdzie miała być molestowana przez ks. Jankowskiego.
Kiedy miał sutannę, podnosił ją i onanizował się w momencie, kiedy nas gonił. Kiedy był za mało podekscytowany, to ocierał się czasami o ubranie, a czasami o ciało. Płakałam i brzydziłam się samej siebie.
Zdarzenia opisywane przez Barbarę Borowiecką miały według niej miejsce od 20 do 30 razy.
Kobieta na wiele lat odwróciła się od Kościoła. Wszystko zmieniło się, kiedy poznała założyciela puckiego hospicjum ks. Jana Kaczkowskiego. To jemu, podczas spowiedzi, po raz pierwszy opowiedziała historię o ks. Jankowskim.
Inną osobą, której Barbara Borowiecka zdecydowała się opowiedzieć o swojej traumie z dzieciństwa była Joanna Podsadecka - autorka książki o ks. Janie Kaczkowskim.
Barbara wiedziała, że przyjaźniłam się z Janem i napisałam o nim już dwie książki („Grunt pod nogami i „Dasz radę”) pewnie to było coś, co pozwoliło jej nabrać do mnie zaufania, bo Basia uwielbiała Jana.
- powiedziała Joanna.
Dziennikarka - za zgodą Pani Barbary - opisała jej historię w książce "Sztuka czułości", jednak zdecydowała, że nie poda w niej nazwiska oprawcy. Dlaczego?
Moim podstawowym obowiązkiem jest chronienie bohaterów. Miałam obawy, że jeśli ujawnimy oprawcę Basi, to politycy i ludzie bliscy Kościołowi będą ją dyskredytować. Nie chciałam dodawać Barbarze cierpień, bo ona miała wystarczająco trudne życie.
Dwa miesiące temu Barbara Borowiecka skontaktowała się mailowo z Kurią Gdańską. Po jakimś czasie otrzymała pismo, aby z dokumentami stawiła się 15 kwietnia 2019 r., o 12.00. Niestety nie mogła przybyć z Australii w wyznaczonym terminie. Od tamtej pory kolejnego terminu już jej nie zaproponowano. Mimo to Pani Barbara kilka razy zjawiła się w kurii, jednak za każdym razem na jej widok księża uciekali i zamykali przed nią drzwi. Wysyłała też kolejnego maila z prośbą o spotkanie, ale nikt nie odpowiedział. Czego oczekuję od Kurii?
Zaledwie tego, aby ktoś ze mną porozmawiał i abym była brana pod uwagę na poważnie. Ignorowanie mnie po tym wszystkim, co przeszłam jest dla mnie bardzo bolesne.
A co by zrobiła, gdyby miała okazję spotkać ks. Jankowskiego?
Powiedziałabym mu, jak to co robił odcisnęło piętno na całe moje życie, na sposób wychowywania moich córek.
Autor: Redakcja Dzień Dobry TVN