Po porodzie zaszyto jej w brzuchu półmetrową chustę
Pani Malwinie po cesarskim cięciu zaszyto w brzuchu półmetrową chustę chirurgiczną. Kobieta mogła umrzeć.
W ubiegłym tygodniu dostałam pismo od prawników doktora, że mam się powstrzymać od udzielania jakichkolwiek informacji. Mam milczeć
– mówi matka pani Malwiny.
Pani Malwina obawiając się pierwszego porodu wybrała prywatną klinikę w Wyszkowie. Ciąża przebiegała prawidłowo. Jednak tuż przed rozwiązaniem pojawiły się komplikacje. Lekarze przeprowadzili cesarskie cięcie.
Po porodzie Pani Malwina bardzo źle się czuła. Nie mogła zajmować się dzieckiem. Nie była nawet w stanie podnieść się z łóżka. Jak mówi: "to były najgorsze trzy dni w moim życiu". Lekarze nie potrafili wykryć przyczyny złego samopoczucia pacjentki. Z gorączką, bólami brzucha oraz przepisanym antybiotykiem odesłano ją do domu.
Zaszyta chusta w brzuchu pacjentki
Stan zapalny rany po cesarskim cięciu pogłębiał się. Kobieta ponownie zwróciła się o pomoc do lekarzy kliniki, w której rodziła.
Lekarz, który prowadził ciążę żony powiedział, żeby dalej brała antybiotyki. I one w końcu pomogą zbijać temperaturę. To tyle, mieliśmy czekać
– mówi Damian Salwin. Doktor stwierdził również, że Pani Malwina nie potrzebuje USG. Ma czekać, aż ze szwu ujdzie ropa. Po tych zaleceniach odesłał świeżo upieczonych rodziców do domu. Sytuacja jednak radykalnie się pogorszyła.
Wstałam, postawiłam nogę i nagle coś pękło. Poczułam ulgę. Widziałam sześć strumieni, zaczęłam krzyczeć, że pękłam. Moja mama łapała ropę w miskę, tyle tego było
– wspomina pani Malwina.
Trzymając gazik zauważyłem, że coś podobnego jest w brzuchu. Przeraziłem się, jak to możliwe. Później okazało się, że to była półmetrowa chusta chirurgiczna
– wskazuje pan Damian.
Po pęknięciu rany kobieta trafiła do szpitala powiatowego w Wyszkowie. Dopiero tutaj lekarze usunęli pozostawioną w jamie brzusznej chustę chirurgiczną. Obecny na oddziale chirurg przyznał, że nigdy nie widział czegoś podobnego. Uspokoił pacjentkę, zapewnił o podaniu znieczulenia i rychłej operacji.
W ciągu dwóch godzin miałam wyjętą chustę. Okazało się, że to półmetrowa serweta chirurgiczna, która była rozłożona od biodra do biodra
– precyzuje Kotaś-Salwin.
Przypadki błędów lekarskich na porodówce
Na praktyki lekarzy wyszkowskiej kliniki Gin Medicus, żalą się także inne pacjentki. Pani Magdalena, tuż po cesarskim cięciu została wypisana do domu z uszkodzonym jelitem.
Nie czułam się dobrze, miałam ostre bóle brzucha. Zanim wyszłam ze szpitala, pięć razy wracałam na łóżko. Nie dawałam rady, kręciło mi się w głowie. Przetrzymałam dobę w domu i następnego dnia podobno do córki powiedziałam, że chyba umieram. Przyjechała karetka
– opowiada Magdalena Kunasz.
W szpitalu okazało się, że kobieta ma rozlane zapalenie otrzewnej.
Żal do lekarzy kliniki ma również pani Ewa. Pomimo badań krwi, które potwierdziły ciążę lekarze nie postawili właściwej diagnozy. Po krótkim badaniu kobietę odesłano do domu.
Kolejny raz badał mnie lekarz, robił i USG, i badanie dopochwowe. I znowu nie widział ciąży. Mówił, że takie rzeczy się zdarzają, że to wcześniejsze poronienie. Jak z nim rozmawiałam poleciała mi krew. Stwierdził, że albo dostałam miesiączki, albo jest to wczesne poronienie. Nie powiedział, żebym przyszła na kontrolę, albo cokolwiek innego. Tylko dziękuję, do widzenia, mogłam iść już do domu
– opowiada Ewa Szymańska.
W domu kobieta zaczęła tracić przytomność. Miała sine usta i traciła przytomność. Panią Ewę natychmiast zabrano do szpitala. Lekarz od razu postawił diagnozę - ciąża pozamaciczna. Szymańska podkreśla, że gdyby nie szybka interwencja, mogłaby już nie żyć.
Prokuratura bada sprawę
Reporterzy programu UWAGA! poprosili o rozmowę z szefem wyszkowskiej kliniki Gin Medicus, która posiada umowę z NFZ i reklamuje się jako placówka bez bólu. To jednocześnie lekarz, który osobiście prowadził ciąże pacjentek oraz uczestniczył w porodach. Usłyszeli jednak, że doktor do nich nie wyjdzie. Pacjentki, z którymi rozmawiali chcą skierować pozwy przeciwko placówce do sądu cywilnego. Sprawą pozostawienia chusty chirurgicznej w jamie brzusznej zajmuje się prokuratura.
W ubiegłym tygodniu dostałam pismo od prawników doktora [z wyszkowskiej kliniki red.], że mam się powstrzymać od udzielania jakichkolwiek informacji, wypowiadania się na portalach społecznościowych i środkach masowego przekazu. Mam milczeć
– mówi Beata Kotaś, matka pani Malwiny.
Prokuratura Rejonowa w Pułtusku prowadzi postępowanie w sprawie narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
W ciele pacjentki pozostawiona była serweta gazowa. Zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa złożył dyrektor szpitala powiatowego w Wyszkowie. Ważnym elementem będzie uzyskanie opinii biegłych, którzy wypowiedzą się, co do zabiegu chirurgicznego
– mówi Elżbieta Łukasiewicz z Prokuratury Okręgowej w Ostrołęce.
Cały odcinek programu UWAGA! TVN możesz obejrzeć w serwisie Player.
Zobacz także:
12-latka i 9-latek mieszkali sami. Matka: "Życie mi się posypało"
Autor: Anna Mierzejewska
Źródło: Uwaga! TVN